40-latka spragniona romansu…

O czym może marzyć atrakcyjna 40-latka, która ma ładny dom, pracowitego męża, własny biznes i dwoje udanych dzieci? O podróżach, naszyjniku z brylantami albo najnowszym modelu Ferrari? Jasne, że nie. Kobieta 40-letnia spoglądając w lustro nielitościwie rejestrujące upływ czasu liczy zmarszczki wokół oczu, lata poświęcone mężowi i dzieciom i chce wierzyć, że jej życie ma jeszcze jakiś sens… Jest jeszcze pełna uroku, w rozkwicie kobiecości i pragnie przeżyć to, czego jej przez całe życie tak bardzo brakowało: wielką miłość i gorące noce w ramionach namiętnego kochanka.

Bo mąż owszem, człek kochający i dobry. Nie pije, oszczędny, rozważny. Ale Brad Pitt to on nie jest. Niski, łysiejący, drugi podbródek, wydatny brzuszek. I romantyzmu w nim za grosz. Na dwudziestą rocznicę ślubu kupił nowy ekspres do kawy. Na wystrzałową kolację nie zaprosił nigdy, bo taka myśl mu nawet do głowy nie przyszła. Podobnie jak pomysł, by kupić żonie bez okazji bukiet kwiatów, jakiś drobiazg u jubilera czy chociażby komplementować jej wygląd.

Szare noce, szare dni

Janusz Barecki, mąż pięknej Eweliny, nie był jednak całkiem pozbawiony wyobraźni. Miał pogodne usposobienie, lubił górskie wędrówki i marzyły mu się dalekie podróże. Zaraz po zdobyciu licencjatu z prawa i administracji zorientował się, że wymarzony dla niego przez rodziców zawód urzędnika jest zupełnym nieporozumieniem. Zrobił prawo jazdy kategorii C i uprawnienia zawodowego kierowcy, zatrudnił się jako kierowca tira i wnet poznał Ewelinę – kelnerkę w leżącej przy jego trasie restauracji, w której czasem jadał kolację wracając z zagranicznych podróży. Pięknie zbudowana brunetka o szarych oczach nie pozostała obojętna na umizgi wesołego młodzieńca, opowiadającego chętnie o swojej pracy i obdarowującego ją hojnymi napiwkami. Lubiła, gdy pojawiał się w drzwiach restauracji, liczyła dni do jego powrotu. Nie była to namiętna miłość, ale coś więcej niż przyjaźń. Poza tym Janusz był mężczyzną niepijącym, niepalącym, dobrze wychowanym i… bardzo dobrze zarabiającym…

Ślub wzięli po półrocznych zalotach. Wesele było bardzo skromne, bo rodzice Eweliny, wychowujący jeszcze sześcioro jej młodszego rodzeństwa nie dołożyli do imprezy ani grosza. Młodzi musieli dorabiać się wszystkiego sami, co nie było zbyt łatwe, nawet przy bardzo dobrych zarobkach Janusza. Przez kilka lat mieszkali w wynajętych kawalerkach, zanim stać ich było na kupno mieszkania na przedmieściu powiatowego miasta. Czas ku temu był najwyższy, bo syn i córeczka, za którymi Janusz wprost szalał, rosły jak na drożdżach. Dzięki zarobkom Janusza i zapobiegliwości jego żony, para dorobiła się po kilku latach także własnego domu z ogródkiem i nawet przynoszącej niezły dochód pizzerii – królestwa Eweliny.

O czym marzy 40-latka

I tak minęło lat 20, podobnych do siebie, cichych, spokojnych i wręcz nudnych. Ewelina Barecka jako 40-latka nie miała za sobą nic, co można było przechowywać w pamięci na jesień życia. Od kiedy pamiętała, godziła obowiązki domowe z pracą, przeważnie sama, bo mąż był w domu gościem. Sama w dzień i sama w nocy! Mąż, chociaż wracał z trasy spragniony żony i rodzinnego ciepła, niewiele zajmował się sprawami domowymi. A jako kochanek nawet mało doświadczonej kobiecie wydawał się zupełnie do niczego.

Świadomość, że młodość przeminęła bezpowrotnie, a romantyczną miłość mogła obejrzeć tylko na filmach, wpływała na Ewelinę coraz bardziej depresyjnie. Kobieta stała się drażliwa i wybuchowa. Odczuwał to personel pizzerii, nieliczni znajomi, a nawet rzadko goszczący w domu mąż. Bała się, że coś ją ominęło bezpowrotnie, że przed nią tylko starość, jeszcze nudniejsza od nudnego życia… 40-latka chciała jeszcze coś przeżyć, chciała zachować młodość i urodę. Godzinami studiowała kobiece pisma. Znajdowała w nich mnóstwo porad reklamujących najlepsze zabiegi odmładzające, diety oraz ćwiczenia zapewniające piękną figurę i młody wygląd. Ale na jak długo?

Wróżka przepowiedziała Ewelinie rychłe spotkanie młodszego od niej bruneta, w którym zakocha się od pierwszego wejrzenia. Przez kilka miesięcy Barecka zasypiała i budziła się z błogą nadzieją na nieoczekiwane spotkanie księcia z bajki. Chcąc dopomóc przeznaczeniu, wybierała się na długie spacery do parku i kawiarni, zaglądała w oczy przechodniom… Ale czas mijał, a wyśniony książę się nie pojawiał. Aż wreszcie…

Spotkanie

Tego dnia, który Ewelina Barecka zapamiętała na całe życie, do pracy nie przyszła jedna z kelnerek.

– Jak się ma chorowitego bachora, to się siedzi w domu! Zresztą, kto tam wie, czy dzieciak chory, czy zabalowała! Olewa robotę w środku lata, kiedy ruch największy… Jeszcze raz wytnie taki numer, a wyrzucę na zbity pysk – rozwrzeszczała się Ewelina na zapleczu, po czym przywdziała kelnerski fartuszek i ruszyła przyjmować zamówienia.

I oto jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki humor szefowej zmienił się w okamgnieniu. Przy ostatnim stoliku, w cieniu parasola dostrzegła zabójczo przystojnego, eleganckiego bruneta. Nie dałaby mu więcej, niż 26 lat, no może 28, ale wiadomo – zadbany i szczupły mężczyzna zawsze wygląda młodziej… 40-latka pomyślała, że to musi być ten, którego wróżka wyczytała z kart!

Ewelina, już słodziutka jak miód, stanęła tak blisko klienta, że poczuła zapach jego wody kolońskiej. Pochylona nad nim, niemal konspiracyjnym szeptem doradzała którą pizzę wybrać, a dla ochłody gorąco polecała beczkowe piwo z miejscowego browaru.

– Jestem w pracy… Zrobiłem sobie tylko małą przerwę, bo zapachy z waszej pizzerii takie, że nie sposób się oprzeć – klient odmówił kufla piwa i zadowolił się wodą sodową.

Zalotne krygowanie się Eweliny odniosło jednak skutek. Od słowa do słowa gość zapowiedział, że na piwo wpadnie chętnie po pracy – pod warunkiem jednak, że obsłuży go nie kto inny, a Ewelina właśnie. Tak zaczął się romans, który zmienił całe życie Eweliny Bareckiej. Spragniona miłości kobieta zakochała się na zabój.

Jak zakończyła się ta historia? Odpowiedzi szukaj w Detektywie Wydanie Specjalne 1/2021 (tekst Barbary Marcinkowkiej pt. “Stracone złudzenia”). Do kupienia TUTAJ.