Aleksandra Gabrysiak: czy lekarka będzie świętą?

Aleksandra Gabrysiak już w dzieciństwie postanowiła, że zostanie lekarzem. I dotrzymała danego sobie słowa. W czasie, gdy jej rówieśnice przebierały lalki, ona swoim robiła zastrzyki. Nic dziwnego, w pierwszych latach życia dużo czasu spędziła w szpitalach, gdzie przechodziła kolejne operacje ortopedyczne, które miały przywrócić jej sprawność, jednak bez rezultatu. Krzywica, na jaką cierpiała, była w owym czasie schorzeniem nieuleczanym (Aleksandra urodziła się w 1942 r.).

Na medycynę dostała się za drugim podejściem. Aby zwiększyć swoje szanse w następnym naborze, zatrudniła się w szpitalu jako salowa. Wtedy w ten bowiem sposób można było zyskać kilka dodatkowych punktów. Aleksandrze, jako osobie z niepełnosprawnością, było trudniej niż innym, ale przez cały rok pracowała wytrwale. Podczas wykonywania najcięższych zadań niekiedy pomagali jej bracia.

— Bardzo się napracowałam. Wzywałam tylko Boga, by dał mi siłę wytrwania. Moje koleżanki część zrobiły i siedziały. Mnie tam między nimi nigdy nie ma. Nienawidzę plotek i babskich opowiadań. One nie wiedzą, nie rozumieją, ile sił mnie ta praca kosztuje. Nic nie szkodzi. Z Jezusem zawsze wytrzymam najgorsze chwile — tak opisała w pamiętniku jeden z wielu dni wypełnionych wymagającą fizyczną pracą.

Gdy ponownie podeszła do egzaminów, zdobyła upragniony indeks. Ciężko pracowała, by ukończyć studia. Jak wspominała, podejrzewała, że częste narkozy, jakim była poddawana w dzieciństwie, nie pozostały bez wpływu na jej zdolności do zapamiętywania. Miała wrażenie, że wkłada wiele wysiłku, by zaliczać tak wymagający materiał, ale nie poddawała się. Podołała wszystkiemu.

W dniu, w którym składała przysięgę Hipokratesa, otrzymała od rodziców pamiątkową obrączkę — z wygrawerowaną datą ukończenia studiów oraz symbolem eskulapa. Dzień 27 czerwca 1968 r. młoda pani doktor uznała za datę swoich symbolicznych zaślubin z medycyną.

Przyjaciele bali się o nią. I nie chodziło tylko o to, że pracowała ponad siły, przeważnie za darmo. Doktor Ola od młodości angażowała się w działalność charytatywną, która z czasem stała się treścią jej życia. Potrzebujących pomocy wyszukiwała wszędzie. Jej przyjaciele, w tym rośli mężczyźni, wspominali po latach, że odwiedzała takie miejsca, do których oni nie odważyliby się wejść. Tuż po studiach udostępniła potrzebującym swój prywatny numer telefonu, który funkcjonował jako telefon zaufania. Można było dzwonić o każdej porze. Inicjatywę tę, o nazwie „Anonimowy przyjaciel”, zablokowała w końcu Służba Bezpieczeństwa.

Pracę w Zakładzie Biochemii Klinicznej swojej macierzystej uczelni, Uniwersytetu Gdańskiego, zamieniła na laboratorium medyczne w Tczewie. Objęła kierownictwo w placówce i całkowicie zrewolucjonizowała jej funkcjonowanie. Jak wspominają jej bliscy, była tam bardzo szanowana, ale niekoniecznie lubiana, ponieważ wymagała dużo nie tylko od siebie, ale i od innych. Niedługo później adoptowała kilkumiesięczną dziewczynkę imieniem Maria, porzuconą przez biologiczną matkę.

Później doktor Ola i Marysia przeprowadziły się do Elbląga, gdzie zamieszkały przy ulicy 1 maja, w ścisłym centrum miasta. Drzwi tego mieszkania były zawsze otwarte dla potrzebujących. Lekarka znajdowała szczególne upodobanie w pracy z osobami zagrożonymi wykluczeniem — alkoholikami, byłymi więźniami, odrzuconymi przez środowisko samotnymi matkami.

Z jej inicjatywy w mieście powstał dom samotnej matki oraz hospicjum, później nazwane jej imieniem. Ze zdwojoną energią oddawała się pracy w poradni trzeźwości i w klubie abstynenta „Żuławy”. Podopiecznych przyjmowała nawet w domu. Nikogo nie odrzucała, dawała ludziom nie tylko drugą szansę, ale i trzecią, czwartą, piątą.

Jej córka wspierała te aktywności, ale później zaczęła nieco się buntować, czując, że matka poświęca jej być może niezbyt wiele czasu. Nieco zaniedbani czuli się też przyjaciele Aleksandry, zwłaszcza gdy po raz kolejny odmawiała im wspólnego sylwestra czy świąt, tłumacząc, że musi być wtedy ze swoimi chorymi, że tam jest jej miejsce.

Doktor Aleksandra Gabrysiak  poznała swojego oprawcę w wigilię 1990 r., na dworcu kolejowym w Elblągu. Kompletnie pijany 18-latek zamierzał właśnie tam spędzić święta. Lekarka uznała, że nie może na to pozwolić i zaprosiła chłopaka do domu. Nazywał się Zbigniew Brzoskowski i mimo młodego wieku był już dobrze znany wymiarowi sprawiedliwości. Aleksandra miała nadzieję, że uda jej się wyprowadzić młodego człowieka na dobrą drogę. Pomyślała nie tylko o wspólnych świętach — chciała, żeby zamieszkał z nimi i stał się starszym bratem Marysi.

Jak się okazało, pomyliła się. Zbigniew nie docenił okazanej pomocy. Mimo że jego dobrodziejka zapisała go na terapię, by leczyć go z alkoholizmu, wolał wrócić do dawnych przyzwyczajeń i towarzystwa. Zaczął się nad nią znęcać, napuścił też koleżków, by okradli jej mieszkanie. Nie nawiązał braterskiej relacji z Marią, zamiast tego zafascynował się urodziwą nastolatką. Z czasem pomiędzy nimi zrodziła się destrukcyjna więź.

Doktor Ola, przerażona całą sytuacją, zdecydowała, że chłopak musi się od nich wyprowadzić. Znalazła rodzinę, która zgodziła się, by z nią zamieszkał. Scenariusz jednak się powtórzył. Brzoskowski okradł gospodarzy i uciekł. Żyjąc na ulicy, zaczął nachodzić Aleksandrę i jej córkę. Kolejne wyskoki, jakich się dopuszczał, zakończyły się wyrokiem skazującym. Odsiadując karę za kradzież z włamaniem, za dobre sprawowanie otrzymywał 24-godzinne przepustki.

Podczas jednej z nich, 6 lutego 1993 r., przyszedł do mieszkania doktor Oli. Jaki cel przyświecał mu na początku — nie wiadomo. Drzwi otworzyła mu Maria, która była tego dnia sama w domu. Pomiędzy dwojgiem młodych wywiązała się kłótnia. 21-latek najpierw długo i boleśnie torturował dawną koleżankę, a następnie pozbawił ją życia, zadając ciosy nożem. Wtedy zaskoczyła go Aleksandra, która po całym dniu pracy wróciła do domu. Nie miała szans. Zginęła na miejscu, otrzymawszy kilkanaście ciosów nożem. Oprawca zaatakował ją w drzwiach — gdy ją znaleziono, miała jeszcze na sobie płaszcz.

Policja szybko ustaliła, kto stał za podwójnym mordem. Brzoskowskiego, który uciekł z miejsca zdarzenia, udało się schwytać po pięciu dniach.

Doktor Gabrysiak odeszła, jednak ci, których wspierała za życia nie zapomnieli o niej. Dwa tygodnie po jej śmierci, 20 lutego 1993 roku uroczyście otwarto elbląskie hospicjum, które otrzymało imię doktor Aleksandry Gabrysiak. Jej imię nosi również jedna z ulic w Gdańsku, natomiast w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Kałkowie-Godowie lekarka ma swój pomnik. 5 lutego bieżącego roku biskup elbląski Jacek Jezierski podjął decyzję o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego Aleksandry Gabrysiak.

Zbigniew Brzoskowski w 1996 roku za swój czyn skazany został na podwójną karę śmierci. Był to ostatni taki wyrok w Polsce. Mężczyzna nie został jednak powieszony, gdyż na mocy amnestii z 1989 roku obowiązywało już moratorium na wykonywanie wyroków śmierci. Obecnie Zbigniew Brzoskowski odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.

Według relacji świadków przyjął tę wiadomość z kamienną twarzą. Nie okazał też skruchy. W późniejszym czasie, gdy do jego celi zawitała ekipa filmowa, przyznał, że niekiedy widzi we wspomnieniach oczy Marysi. O doktor Oli nie mówił nic. W kolejnych latach refleksji miał jeszcze mniej.

— Czy wracam myślami do zbrodni? Nie mam na to czasu. Martwię się, aby dobrze zjeść, czy będzie na przykład salceson, bo głodny nie chcę siedzieć. Tu nic się nie zmienia, jeśli dzisiaj dają salceson, to znaczy jest środa. Wyrzuty sumienia? Już nie pamiętam. Mam odbywać karę. Czekam na obiad — wyznał podczas jednej z rozmów z mediami.

W 1996 r. wykonanie wyroku śmierci wstrzymano ze względu na moratorium — tymczasowe zawieszenie, a następnie zamieniono na dożywotnie więzienie. Został odizolowany od innych skazanych, którzy, dowiedziawszy się, co zrobił, chcieli dokonać na nim samosądu. Brzoskowski źle to znosił, uskarżając się na monotonię życia więziennego i klaustrofobiczną celę.

— Nie mam innych możliwości, muszę siedzieć w celi. 24 godziny na dobę tylko w tych tutaj metrach. Rok za rokiem i nigdy nigdzie nie wyjdę — opowiadał przed kamerą. Wskazywał, że wolałby już śmierć.

– Jest grono osób, które czeka na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Aleksandry Gabrysiak. Odpowiadam na to oczekiwanie – biskup elbląski Jacek Jezierski wyjaśnił przed rokiem, czemu zdecydował się na powołanie postulatora tego procesu. Swoją wstępną decyzję bp Jezierski ogłosił 5 lutego, w przeddzień 30. rocznicy tragicznej śmierci lekarki i społeczniczki, która ofiarowywała swoje życie w służbie chorym, potrzebującym i ludziom z marginesu.

 – Zaznaczmy, że ta decyzja ma charakter wstępny. Podjąłem decyzję o powołaniu postulatora procesu. Dopiero postulator, po odpowiednim rozeznaniu i ocenie sytuacji, może wystąpić do biskupa z prośbą o oficjalne rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Odpowiadając na pytanie „dlaczego?” – w pewnych środowiskach jest takie oczekiwanie, pamięć o Aleksandrze Gabrysiak jest kultywowana. Doszedłem do wniosku, że nie mogę tego lekceważyć i że należałoby w sposób formalny wysłuchać opinii tych osób, zbierając zarówno głosy pozytywne jak i krytyczne.

Aleksandra Gabrysiak, urodzona w 1942 r. w Radzyminie k. Warszawy była lekarzem z powołania. Odkryła je już w dzieciństwie. Sama chorowała, wiele czasu spędziła w szpitalach i do końca życia borykała się z niepełnosprawnością ruchową. Chciała jednak pomagać innym cierpiącym.

Mimo dużych trudności podjęła studia medyczne, które ukończyła w 1968 r. w Gdańsku. Odbiór dyplomu lekarza był dla niej jak ślub. Podjęła pracę jako diagnosta laboratoryjny w szpitalu w Tczewie a następnie w Elblągu. W 1974 r. adoptowała córkę.

Była osobą głęboko wierzącą i w swoich działaniach inspirowała się Ewangelią. Poza pracą w laboratorium dyżurowała jako lekarz, odwiedzała chorych w domach, opiekowała się nimi w ramach hospicjum domowego. Pomagała również kobietom w nieplanowanej ciąży, samotnym matkom i osobom z przeróżnymi problemami osobistymi. Udostępniała swój prywatny numer telefonu jako telefon zaufania. Angażowała się również w pomoc alkoholikom, osobom z marginesu, więźniom.

6 lutego 1993 r. została wraz z córką zamordowana przez młodego człowieka, któremu wcześniej udzieliła pomocy. W pogrzebie uczestniczyły tłumy ludzi, w tym rzesze tych, którym Aleksandra Gabrysiak pomagała przez całe swoje życie.

Źródło: medonet.pl, ekai.pl, PAP, dziennikelbslaski.pl,

Fot. wikimedia. org