Andżelika Rutkowska przepadła bez wieści…

Czarna kartka z kalendarza: 31 stycznia. 31 stycznia 1997 roku zaginęła Andżelika Rutkowska z Koła, koło Konina. Jej los jest do dzisiaj nieznany. Jedna z nieudowodnionych hipotez zakłada, że dziewczynka padła ofiarą zabójstwa. Czy w tej sprawie panuje zmowa milczenia?

Andżelika Rutkowska była spokojną dziewczynką. Nie sprawiała kłopotów, dobrze się uczyła. I pewnie z jeszcze większą radością bawiła się z rówieśnikami. Tak było 31 stycznia 1997 roku, w ostatnim dniu ferii zimowych. Po południu Andżelika wyszła  przed dom pobawić się z przyjaciółmi. Kiedy Andżelika nie pojawiła  się w domu, jej bliscy zgłosili  na policji jej zaginięcie.

– Sąsiad wracając z pracy widział, jak udała się w kierunku placu zabaw – opowiadała przed kilku laty „Interwencji”  Polsatu Izabela Jankowska, ciotka zaginionej Andżeliki.

Jeden z sąsiadów twierdzi, że widział Andżelikę, jak bawiła się z jednym z nich w okolicach rzeki. Mieli chodzić po lodzie przy brzegu? Chłopiec wyparł się tego, zapewnia, że taki fakt nie miał miejsca.

Andżelika Rutkowska: tajemnica goni tajemnicę!

Co się wydarzyło tego feralnego styczniowego dnia? Wiadomo, że rozmawiała z ciocią, która wybierała się do lekarza z malutkim synkiem. Chciała iść wraz z nimi jednak ciocia stwierdziła, że będzie się nudzić i odmówiła. Dziewczynka wzięła ze sobą klucze od domu i ubrana w kurtkę wyszła na podwórko. I od tej chwili słuch po niej zaginął.

Dziadek podniósł alarm i jako pierwszy zauważył zaginięcie dziecka. Cenną uwagą z tego dnia jest fakt, że widziano w okolicy pomarańczowego Volkswagena T3. Świadek potwierdził, że dziewczynka rozmawiała z obcymi osobami z tego pojazdu jednak prawdopodobnie do samochodu nie wsiadła.

Śledztwo w sprawie zaginięcia Andżeliki umorzono po trzech miesiącach. Jako wersję wiodącą przyjęto wówczas uprowadzenie dziewczynki. Dziesięć lat później, akta sprawy… zniszczono. Wszystko zgodnie z przepisami.

Jak ustalili dziennikarze „Gazety Wyborczej dziadek bardzo przeżył zaginięcie wnuczki – w nocy często krzyczał i nawoływał Andżelikę. Zmarł pięć lat po zaginięciu dziewczynki. Następnie zmarła babcia, a potem też tata zaginionej. Z kolei matka dziewczynki ma problemy zdrowotne.

Prawdy o zaginięciu Andżeliki szuka nadal jej ciocia, Izabela. Kobieta ma żal do policji, która wielokrotnie miała zbagatelizować informacje podawane im przez rodzinę.

– Wie pani, ile samochodów ginie rocznie? – miał powiedzieć jej jeden z funkcjonariuszy.

Do sprawy wkracza Archiwum X

Przed kilkoma laty sprawą Andżeliki zajęli się policjanci z krakowskiego Archiwum X. Jeszcze raz przeanalizowali okoliczności zaginięcia dziewczynki. Ich zdaniem, Andżelika padła ofiarą zabójstwa, a jej rówieśnicy od początku wiedzieli, kto stoi za zbrodnią.

– Ja twierdzę, że w tej grupie osób był tylko jeden sprawca. Reszta, to były przypadkowe osoby, które widziały, bały się, może były zastraszane przez tego człowieka. Przez tyle lat nikt nie atakował ich, żeby ta prawda została ujawniona. Ci rówieśnicy znają całą prawdę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości – mówi były szef Archiwum X w Krakowie w rozmowie z reporterem telewizji Polsat.

W lutym 2021 roku Sąd Okręgowy w Koninie miał zdecydować, czy po 24 latach od zaginięcia Andżeliki prokuratura będzie musiała wszcząć sprawę o zabójstwo. Z relacji Dawida Serafina, dziennikarza portalu onet.pl wynikało, że policjanci z Koła odmówili przekazania sądowi 800 stron akt, powołując się na zarządzenie Komendanta Głównego Policji. Jak wyjaśnił wówczas insp. Mariusz Ciarka, poszukiwania osób zaginionych są “formą pracy operacyjnej i dlatego materiały nie mogły zostać udostępnione sądowi”. Z komunikatu KGP wynika, że “w sprawie tej cały czas wykonywane są czynności mające na celu odszukanie zaginionej jak i wyjaśnienie wszelkich okoliczności związanych z zaginięciem”.

Na zdjęciu: Progresja wiekowa Andżeliki Rutkowskiej za www.wielkopolska.policja.gov.pl/gazeta.pl