Angielscy kibice i krwawy odwet…

Pod koniec XX stulecia angielscy kibice piłkarscy cieszyli się na świecie bardzo złą opinią. Kiedy na którymś ze stadionów rozgrywano mecz z udziałem drużyny z Wysp Brytyjskich, wiadomo było, że może być gorąco. Tyle że kibice drużyn włoskich, czy francuskich też święci nie byli. Gdy w maju 1984 roku na stadionie olimpijskim w Rzymie Liverpool pokonał Romę w rzutach karnych, burdę wszczęli niezadowoleni z wyniku Włosi.

Po zakończeniu meczu zaatakowali Anglików metalowymi przedmiotami, które mieli ukryte w zaparkowanych w pobliżu stadionu samochodach. Wielu przybyszy z Wysp Brytyjskich zostało wtedy dotkliwie poturbowanych, więc co niektórzy Anglicy ponoć zapowiedzieli zemstę. Okazją mógł być mecz finałowy w roku następnym. 29 maja 1985 roku w Brukseli Liverpool grać miał z Juventusem.

Stadion Heysel w stolicy Belgii pamiętał jeszcze lata trzydzieste. Małe, ciasne sektory dla kibiców, stare, zmurszałe mury, brak wyjść ewakuacyjnych. Mimo to już przed rozpoczęciem meczu trybuny były pełne. W Heysel zgromadziło się około 60 tysięcy fanów obu drużyn. Formalnie kibiców Liverpoolu i Juventusu miało być tyle samo, ostatecznie jednak to ci ostatni przeważali. Wszak w Belgii było wtedy wielu imigrantów z Włoch, wykupili oni więc większość biletów w sektorach przeznaczonych dla „kibiców neutralnych”. Oddzielały one te części stadionu, które zajmowali Anglicy i Włosi.

***

Na trybunach gorąco zrobiło się już na godzinę przed rozpoczęciem meczu. Kibice obu drużyn zaczęli obrzucać się epitetami słownymi i wtedy okazało się, że w jednym z sektorów Anglików oddzielało od Włochów jedynie niskie ogrodzenie z drucianej siatki i wąski pas „ziemi niczyjej”. Fani Liverpoolu, spośród których wielu było pijanych, nie mieli kłopotów ze sforsowaniem tej przeszkody, a pech chciał, że w miejscu tym było zaledwie kilkunastu policjantów. Obrzucani butelkami i kamieniami kibice włoscy zaczęli cofać się pod naporem Anglików w stronę boiska i wysokiego na 3 metry muru obwodowego. Ich napór był tak silny, że sfatygowana konstrukcja betonowej ściany sektora w jednym miejscu nie wytrzymała. Runęła grzebiąc pod gruzami wielu ludzi.

Pomimo tej tragedii, zamieszki trwały nadal. Gdy po dwóch godzinach porządek udało się jako tako przywrócić, zapadła decyzja o rozpoczęciu meczu, obawiano się bowiem ponownego wybuchu starć. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Juventusu 1:0, lecz kibice tej drużyny nie mieli powodu do radości. W wyniku zamieszek zginęło 39 osób, rannych zaś zostało 600 ludzi. Większość stanowili kibice włoscy.

Nie tylko angielscy kibice

Wokół kibiców piłkarskich nagromadziło się wiele mitów, legend i półprawd. Niekiedy słyszy się na przykład, że rozgrywki futbolowe wyzwalają u ludzi najniższe instynkty i że jest to rozrywka dla gawiedzi. Doprawdy? Jakie w takim razie instynkty wyzwalają i czyją rozrywką jest boks, kickboxing, rugby, zapasy wyścigi i tym podobne sporty?

Panuje też przekonanie, że to głównie na meczach piłkarskich dochodzi do burd, zadym i zamieszek. W mediach mówi się, że to wina kiboli, chuliganów stadionowych i ludzi, którzy w czasie meczy piłkarskich próbują dowartościować się wszczynając burdy. Nie jest to cała prawda. Wszak podczas spotkań piłkarskich działa coś, co określa się mianem „psychologii tłumu”. Pobudzone emocjonującym widowiskiem wielkie zbiorowiska ludzkie rządzą się zupełnie innymi prawami. Innymi prawami niż stosunkowo mniej liczne zgromadzenia „spokojniejszych” na pozór wydarzeń sportowych. Widowiska piłkarskie odbywają się przeważnie na stosunkowo niewielkiej, otwartej przestrzeni, przy ogłuszającym dopingu. W takich warunkach emocje inaczej się rozkładają niż na przykład na trasach wyścigów kolarskich, na skoczniach narciarskich, czy też w halach sportowych.

Chcesz poznać podobne historie? Sięgnij po Detektywa 12/2022 (tekst Pawła Pizuńskiego pt. Stadionowe zadymy). Cały numer do kupienia TUTAJ.