Artur K. zamordował narzeczoną i jej dziecko

Czarna kartka z kalendarza: 8 września. 8 września 2018 roku, przy ulicy Nowowiejskiej w Warszawie, Artur K. zamordował narzeczoną i jej 3-letniego synka.

Artur K. poznał Monikę w maju 2018 roku przez internet. Kobieta mieszkała w Warszawie. Samotnie wychowywała 3-letniego synka. Tymczasem mężczyzna przebywał w areszcie, ale często wychodził na przepustki i właśnie wtedy randkował z Moniką. Kobieta nie wiedziała o jego kryminalnej przeszłości. Nie miała pojęcia, że wiele lat wcześniej zabił swoją partnerkę. Kiedy się poznali skłamał, że jest blacharzem. Zapałali do siebie uczuciem i zaczęli rozmawiać o ślubie.

Według informacji Służby Więziennej, w czasie odsiadywania kary mężczyzna nie sprawiał kłopotów. Za dobre sprawowanie został przeniesiony do zakładu półotwartego o zmniejszonym rygorze i zaczął często korzystać z przepustek. Łącznie skorzystał z nich ponad 90 razy.

8 września Artur K. także był na przepustce. Rano odwiedził rodziców, a później pojechał na imprezę biegową w której brał udział. Potem pojechał do mieszkania Moniki i zamordował ją i jej synka. Ciała bliskich znalazła matka Moniki. Zabójcy nie trzeba było szukać, ponieważ sam się zgłosił na policję. Śledczym powiedział, że w dniu, w którym zabił swoją partnerkę i jej 3-letniego synka, był „słaby duchowo”, a znajomość z kobietą „źle wpływała na jego relację z Jezusem”. Nawrócił się, jak twierdzi, po zabójstwie, którego dokonał 15 lat wcześniej. Zabił wtedy swoją ówczesną partnerkę.

– Usłyszałem głos „zabij”. To był głos szatana – tłumaczył śledczym.

Artur K. zamordował chociaż niby chciał się ożenić

Ojciec Artura K. twierdził w śledztwie, że Monika wiedziała o Arturze wszystko. To jej nie przeszkadzało. Prosiła tylko, aby nie mówić jej mamie. Była szczęśliwa, kiedy zakład karny wystąpił do sądu o wcześniejsze przedterminowe zwolnienie narzeczonego z odbywania kary. Na 22 września zaplanowali ślub.

– Obiecałem pokryć koszty uroczystości – zeznał ojciec Artura K. – Syn miał już podpisaną przepustkę. Jedyne, co mnie martwiło, to stosunek przyszłej synowej do swego dziecka. Źle się o nim wyrażała.

Artur K. nie był chory psychicznie. W czasie czynów nie miał  zniesionej ani ograniczonej w znacznym stopniu zdolności rozpoznania znaczenia czynów ani kierowania swoim postępowaniem. Biegli dostrzegli, że K. nie ma poczucia winy, a jedynie próbuje manipulować otoczeniem.

Artur K. został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Pierwszy wniosek o przedterminowe wyjście z więzienia będzie mógł złożyć 8 września 2058 roku.