Sylwester Zych. Wiecie o kogo chodzi? To ksiądz, którego ciało 35 lat temu znaleziono nieopodal dworca PKS w Krynicy Morskiej. Zabójstwo kapłana – jak wynika z danych IPN – to jedna z ostatnich zbrodni komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, która nadal czeka na wyjaśnienie. Nie będzie to łatwe biorąc pod uwagę upływ czasu!
Sylwester Zych zmarł 11 lipca 1989 roku w Krynicy Morskiej znaleziono ciało mężczyzny. Szybko okazało się, że to ksiądz Sylwester Zych. Według prokuratury, zgon nastąpił w wyniku zatrucia alkoholem. W czasie śledztwa zignorowano kilkadziesiąt ran na ciele ofiary – złamane żebra, urazy głowy oraz nakłucia.
Dziś już pewnie mało kto pamięta sylwetkę tego człowieka. Ksiądz Sylwester Zych był doskonale znany opinii publicznej. Kapłan zaangażował się w działalność demokratycznej opozycji w PRL. Pełnił m.in., stanowisko kapelana „Solidarności” w Hucie Warszawa. Wcześniej, pod koniec lat 70., zainicjował akcję wieszania krzyży w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu. Przed stanem wojennym na plebanii udzielał schronienia osobom, które sprzeciwiały się ówczesnej władzy.
W 1982 roku oskarżony o próbę obalenia siłą ustroju PRL i przynależność do organizacji zbrojnej. Pretekstem był dramat, w którym młodzi podopieczni księdza postanowili zdobyć broń do walki z komunizmem i w szarpaninie śmiertelnie postrzelili milicjanta Zdzisława Karosa.
W pokazowym procesie duchownego skazano na 6 lat więzienia. Ponad 4 lata przebywał w najcięższych ośrodkach. Po wyjściu na wolność nieustannie inwigilowany przez bezpiekę. Niemal codziennie dostawał pogróżki. Kilka razy pobili go tak zwani nieznani sprawcy.
Sylwester Zych: ostatnie dni życia
Sylwester Zych spędzał wakacje u znajomego – ks. Tadeusza Brandysa, proboszcza Parafii Świętej Katarzyny w Braniewie, niedaleko Fromborka. „Był wyraźnie przygnębiony, przybity czymś. Skryty. Ciągle zasmucony jakiś taki. Podpytałem nawet delikatnie, skąd ten stan. Nie bardzo chciał rozmawiać, ale powiedział mi, że dostaje anonimy z pogróżkami” – opowiadał po latach ks. Brandys.
W lipcu 1989 roku w Braniewie ksiądz Zych odprawił ostatnią mszę i pojechał do Fromborka. Jego ciało znaleziono 11 lipca, o 2 w nocy, na dworcu PKS w Krynicy Morskiej. Reanimującej go parze przeszkadzał agresywny pijany mężczyzna.
Karetka przyjechała po 40 minutach, po stwierdzeniu zgonu ciało pozostawiono na miejscu. Posterunkowy w Krynicy Morskiej pojawił się na miejscu dwie godziny później, zadeptując teren, pozostawiając wszędzie odciski palców, bez aparatu fotograficznego.
Zwłoki nieznanego mężczyzny najpierw fałszywie zidentyfikowano; wstępnego rozpoznania dokonano dopiero 12 lipca. Wszystko wskazuje na to, że w międzyczasie przebierano je lub wykradziono z krynickiego prosektorium.
Sprzeczne są również wyniki dwóch kolejnych sekcji: pierwsza nie wykazała nic prócz „drobnych otarć i dużego stężenia alkoholu w organach wewnętrznych”, druga – ślady bicia pałką lub innymi tępymi narzędziami oraz ślady licznych wkłuć i skokowo wyższe stężenie alkoholu w zgięciu łokciowym, co może świadczyć o dokonaniu dożylnego zastrzyku ze spirytusu, co z reguły prowadzi do porażenia i zgonu.
Sylwester Zych – wynik sekcji: zatrucie alkoholowe
Ciało księdza Zycha zostało poddane dwóm sekcjom zwłok. Pierwsza była przeprowadzona w niedbały sposób – nie określono czasu i przyczyny zgonu. Raport ograniczył się do stwierdzenia, że z narządów wewnętrznych wyziewa woń alkoholu.
Druga sekcja odbyła się w Gdańsku, w obecności przedstawicieli Kościoła i pełnomocnika rodziny zmarłego, mec. Jacka Taylora. Wykazała ona 54 uszkodzenia ciała, w tym zasinienia i obrażenia wokół ust, szyi, torsu, głowy i żeber w rejonie kręgosłupa. Winę za te obrażenia zrzucono na to, że pijany ksiądz zataczał się i uderzał w mur. We krwi zmarłego i resztkach moczu wykryto alkohol w zabójczym stężeniu czterech promili.
To właśnie zatrucie alkoholowe uznano w końcowym raporcie za przyczynę zgonu. Stwierdzono też, że zmarłego nie pojono na siłę i nie wstrzyknięto. Zignorowano też ślady nakłuć, które uznano za powstałe w wyniku reanimacji. Dziwnym był też fakt, że stężenie alkoholu w zgięciu łokciowym było znacznie wyższe, niż w innych częściach ciała.
Prokuratura umorzyła śledztwo w 1993 roku. Do dziś okoliczności śmierci księdza Sylwestra Zycha nie wyjaśniono.
Wielka kampania propagandowa
Z tezą o zapiciu się na śmierć duchownego kłóci się też fakt, że Zych był jednym z zaangażowanych w Ruch Otrzeźwienia Narodu – antyalkoholową akcję rozpoczętą przez Episkopat. Warto też dodać, że we krwi zamordowanego przez “nieznanych sprawców” ks. Stanisława Suchowolca również znaleziono alkohol.
Po śmierci ks. Zycha Telewizja Polska rozpętała kampanię medialną. Kapłana przedstawiono jako degenerata i pijaka. W reportażu TVP wypowiadało się dwóch barmanów i kelnerka z knajpy “Riviera”. Opowiadali, że ksiądz w towarzystwie innego starszego mężczyzny wypili co najmniej litr wódki na głowę i zataczając się, opuścili lokal. Mimo że nikt inny spośród biorących udział w imprezie nie przypominał sobie dwóch starszych mężczyzn, którzy mieli przy barze spędzić co najmniej trzy godziny.
– To była fałszywa wersja, którą lansowało ówczesne MSW. Mimo Okrągłego Stołu służby nadal znajdowały się w rękach gen. Kiszczaka – mówił w Polskim Radiu 24 Jerzy Jachowicz, który zajmował się sprawą ks. Zycha. – To śledztwo było o tyle przełomowe, że było walką fałszu z prawdą. Z jednej strony mieliśmy wersję nieprawdziwą, wzbogaconą o fałszach świadków i wersję, która ja sam, przy pomocy części środowiska opozycyjnego, próbowałem przedstawić jako prawdziwą.
Kto to uczynił?
Prokurator prowadzący śledztwo w sprawie „tajemniczej śmierci księdza” w Krynicy Morskiej nie uwzględnił śladów na ciele ofiary, które stwierdzono już w trakcie sekcji zwłok – 54 uszkodzeń ciała, w tym zasinień i obrażeń wokół ust, szyi, torsu, głowy i żeber w rejonie kręgosłupa. „Czy te wszystkie rany i obrażenia mógł zadać sobie sam? Śledztwo to wykluczyło. A jeśli nie zadał ich sobie sam, to kto to uczynił?” – zastanawiał się Zbigniew Branach, autor książki „Tajemnica śmierci księdza Zycha”.
Propaganda PRL-owska miała własne wytłumaczenie zdarzeń z 11 lipca. Na polecenie Jerzego Urbana TVP Gdańsk przygotowała materiał „o księdzu, który się zapił na śmierć”. Wyemitowano go w porze największej oglądalności, po ówczesnym „Dzienniku Telewizyjnym”.
Sprawa śmierci ks. Zycha do dziś pozostaje tajemnicą. Rozwiązaniu zagadki nie pomaga fakt, że służby zniszczyły teczkę księdza.
Źródło: PAP., polskieradio24.pl, ipn.pl,