Bogdan Kacmajor i sekta „Niebo”

– To było chyba wiosną 1993 roku. Jechałem pekaesem, koło mnie usiadł młody mężczyzna – wspomina Marek. – Podróż była długa, więc dla zabicia czasu rozmawialiśmy o różnych sprawach. Byłem wtedy w dołku. Straciłem pracę, dziewczyna mnie rzuciła, takie tam… Ten facet wyczuł mój kiepski nastrój, nie wiem dlaczego zacząłem mu się zwierzać.

Mężczyzna umiał słuchać. Gdy Marek skończył swą opowieść, powiedział mu, że zna dobre miejsce dla takich jak on, zagubionych, rozczarowanych życiem. Pokazał kolorowe zdjęcie białego domu tonącego w zieleni. Przed domem stała grupa uśmiechniętych ludzi, kobiety trzymały na rękach małe dzieci.

Namawiał Marka aby do nich przyjechał, zobaczył jak żyją i jeśli mu się spodoba, zamieszkał z nimi. Z jego ust ani razu nie padło słowo „sekta”. W jego ujęciu było to coś w rodzaju ośrodka rozwoju duchowego, zrzeszającego ludzi, którzy tam się odnaleźli. Utrzymują się z rolnictwa, jest sympatycznie i demokratycznie, wszyscy uprawiają ziemię i dzielą się dochodami.

– Gdy się rozstawaliśmy, dał mi zdjęcie, które wcześniej pokazywał. Na odwrocie odbitki zapisał adres. Dom mieścił się we wsi Majdan Kozłowiecki w gminie Lubartów. Miesiąc później pojechałem do nich – mówi Marek. – Obitego białym sidingiem domu nie musiałem długo szukać. Pierwsza spytana osoba wskazała mi jak tam trafić. Ten człowiek dziwnie na mnie popatrzył, po czym odradził mi przystąpienie do wspólnoty. Powiedział, że rządzi nimi jakiś nawiedzony świr, który twierdzi, że ma boską moc. Pierze im mózgi, stosuje przemoc, straszy, grozi. „Ja ci radzę, nie idź do nich, bo to niebezpieczne oszołomy” – przestrzegał mnie. Dobrze, że go posłuchałem, jestem mu ogromnie wdzięczny. Gdyby nie on, nie wiem kim byłbym dzisiaj. Czy w ogóle bym żył…

Sekta „Niebo” to właściwie jeden człowiek. Jej przywódca, Bogdan Kacmajor. Dobiegający dziś siedemdziesiątki mężczyzna o przeszywającym, hipnotyzującym wręcz spojrzeniu urodził się w Elblągu w rodzinie inteligenckiej. Miał burzliwą młodość. Nie skończył szkoły średniej. Odmawiał służby wojskowej, za co trafił na 2 lata do więzienia.

Przejawiał zdolności artystyczne. Pracował w galerii sztuki i w teatrze lalkowym. Projektował scenografię i lalki, grał w sztukach dla dzieci i reżyserował je. Ponadto malował obrazy i zajmował się instalacjami artystycznymi. Był powszechnie uznawany za tak zwanego niespokojnego ducha.

W stanie wojennym odkrył w sobie rzekome zdolności uzdrowicielskie. Okoliczności „olśnienia” były raczej mało oryginalne. Podobnie jak Martin Luther King miał sen. Jednak nie był to sen o równości dla wszystkich ludzi bez względu na kolor skóry. Kacmajor miał w nim ujrzeć siebie idącego po wodzie, w której na dnie leżały szkielety ryb, a gdy na nie następował, zamieniały się w ptaki i odlatywały. Z dnia na dzień rzucił pracę w teatrze i ogłosił się uzdrowicielem, leczącym Duchem Świętym poprzez nakładanie rąk.

U niektórych może to budzić uśmiech politowania, ale w latach 80. ubiegłego wieku ludzie bardzo poważnie traktowali takie deklaracje. Zresztą i dziś są tacy, którzy bardziej wierzą w znachorów niż w prawdziwą medycynę. Uzdrowicieli było wtedy w Polsce mnóstwo i cieszyli się dużym szacunkiem.

Bogdan Kacmajor nie osiągnął sławy ojca Klimuszko czy Clive’a Harrisa, niemniej nie narzekał na brak zajęcia. Zdarzało się, że najpierw w Elblągu, a następnie we wsi Kruszewo (obecnie woj. warmińsko-mazurskie), gdzie zamieszkał, przyjmował dziennie nawet tysiąc osób. Ponoć leczył każdą przypadłość. Czy jako uzdrowiciel był skuteczny, tego nie sposób sprawdzić, ale ci, którzy szli do niego po pomoc, mieli takie przekonanie. Kacmajor nie uzdrawiał za darmo. Na swej działalności dorobił się sporego majątku.

W 1990 roku przeniósł się z Kruszewa na Lubelszczyznę. We wsi Majdan Kozłowiecki pod Lubartowem zakupił dużą działkę budowlaną, na której w ciągu kilku miesięcy wzniósł okazały dom. Kontynuował działalność uzdrowicielską. Znowu miał tłumy pacjentów. Niektórzy przyjeżdżali do niego z drugiego końca Polski.

Chcesz poznać ciąg dalszy tej historii? Sięgnij po Detektywa 8/2024 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Przez niebo do piekła). Cały numer do kupienia TUTAJ.