Był poszukiwany, został zamordowany

Mariusz G. był poszukiwany w co zaangażowała się cała śląska policja. Po kilku dniach w wilii państwa G. funkcjonariusze odkryli ślady krwi. Okazało się też, że jeden z pokoi został świeżo odmalowany, wymieniono w nim kanapę i dywan. Czemu zmieniono wystrój pomieszczenia? Na to pytanie mogłaby odpowiedzieć żona Mariusza G., tymczasem kobieta także zniknęła…

Grecka wyspa Kreta zachwyca wiele osób, a najbardziej poza sezonem, zwłaszcza wiosną, kiedy rozkwita i pachnie. Gdy w lato zaczynają okupować ją turyści, słońce praży już niemiłosiernie, a roślinność nie jest już soczyście zielona. Ziemia wyschnięta łaknie wody, ale na deszcz przyjdzie jej poczekać do końca października. Wiosną turystów jak na lekarstwo i właśnie wtedy można poczuć prawdziwy klimat wyspy. Posmakować typowych greckich potraw, bo w drogich restauracjach, które żyją głównie z turystów, dopiero przystępuje się do pierwszych prac przygotowawczych do sezonu.

Z tego wszystkiego chcieli skorzystać Maryla G. i jej mąż – Mariusz G. Oboje byli tuż po pięćdziesiątce i mieli odchowane dzieci (każde z nich córkę z pierwszego małżeństwa). Taki wyjazd nie był także problemem finansowym, bo powodziło im się całkiem nieźle – Mariusz miał dobrze prosperujący biznes. Dlatego wiosną wybrali urlop właśnie na Krecie. Po powrocie urządzili w swojej wilii przyjęcie. Lubili gościć bliskich i kiedy tylko nadarzała się okazja, zapraszali rodzinę i znajomych do siebie.

Młode małżeństwo

Trzeba tu zaznaczyć, że ich małżeńska, wspólna droga nie była długa. Poznali się w firmie Mariusza G., wzięli ślub i kupili dom, który wspólnie urządzili. Zdrowie dopisywało, nie brakowało pieniędzy, ale… No właśnie, było pewne ale… Mimo że małżeństwo nie było długie i para nie powinna jeszcze znużyć się swoim towarzystwem, Mariusza cały czas ciągnęło do innych kobiet…

Mężczyzna zaczynał karierę zawodową jako sztygar w kopalni, a potem założył firmę która handlowała węglem, prowadziła remonty i zajmowała się oczyszczaniem miasta. Wreszcie zbudował składowisko śmieci. Odpady (głównie azbest) zwoził z całej Polski i dobrze na tym zarabiał. Ponoć niektórzy urzędnicy przymykali oczy na ilość niebezpiecznych odpadów. Mariusz G. umiał się odwdzięczyć… Chociaż nie brakowało także głosów, że mężczyzna angażuje się w ochronę środowiska.

Poszukiwany Mariusz G. Zaginęła również jego żona

Jedni uważali małżeństwo państwa G. za udane, inni wręcz przeciwnie. Po powrocie z Krety para zaprosiła rodzinę na grilla w swojej posiadłości. Goście rozeszli się do swoich domów około godziny 20. I to był ostatni raz, kiedy bliscy widzieli Mariusza G. Po kilku dniach od imprezy jego żona poinformowała rodzinę, że mężczyzna został porwany i ktoś żąda od niej okupu w wysokości 10 mln zł. Kobieta powiedziała, że w nocy miał ją odwiedzić zamaskowany, uzbrojony mężczyzna i przedstawił warunki. Mówiła też, że wynajęła detektywa. Wersja o porwaniu mężczyzny była bardzo poważnie traktowana. Mariusz G. był zamożnym biznesmanem, a więc mógł dysponować środkami na okup.

Po kilku dniach od zaginięcia mężczyzny (cały czas był poszukiwany) do innego prywatnego detektywa zgłosiła się córka Mariusza G. z prośbą, aby wyjaśnił sprawę. Kiedy kobieta pojawiła się w domu ojca i macochy stwierdziła, że w salonie bardzo dużo się zmieniło. Była inna kanapa, inny kolor ścian i nowy dywan. Nie mogła jednak zapytać Maryli G. skąd te zmiany, ponieważ kobieta zniknęła, a razem z nią samochód i ponad 600 tys. zł, które pobrała w placówkach bankowych.

Poszukiwany biznesmen: prawda coraz bliżej

Detektyw, wynajęty przez córkę Mariusza G., na zwołanej konferencji prasowej jako klucz do wyjaśnienia zagadki tajemniczego zniknięcia biznesmena wskazał jego żonę, stwierdzając, że to ona jest współodpowiedzialna za jego zaginiecie. Powiedział, że umówił się z nią na spotkanie, jednakże nie przyszła, wyjaśniając, że sprawę zaginięcia małżonka zleciła innemu detektywowi. Po sprawdzeniu okazało się, że nie istnieje żaden inny detektyw. Od kiedy zaginięciem biznesmena zajął się ów detektyw, nikt więcej nie zgłosił się z żądaniem okupu.

– Moim zdaniem wersja żony Mariusza G. jest nieprawdziwa. Według naszych ustaleń jej mąż zaginął w nocy, tuż po przyjęciu, które urządzili w swojej willi po powrocie z Krety. Mamy wiele dowodów na to, że padł ofiarą mordu. Przeszukaliśmy dom i znaleźliśmy tam liczne ślady świadczące o tym, że rozegrała się tam tragedia – mówił detektyw.

Gdzie jest Maryla

Ostatni ślad po Maryli G. urywał się na dworcu w K., skąd wysłała SMS-a do swojej córki. Napisała w nim, że wysłała jej list (nadała go dzień później), w którym wszystko wyjaśnia. „Jak go będziesz czytać, ja już nie będę żyła” – zakończyła swoją wiadomość. SMS-a wysłała 12 dni od przyjęcia w willi. Dopiero wtedy, po tylu dniach, powiadomiono policję o zaginięciu Mariusza G.

Niebawem znaleziono samochód mężczyzny (on sam cały czas był poszukiwany). Jak ustalono, pojazd przez tydzień stał zaparkowany w tym samym miejscu. Kilka dni wcześniej zwrócił na niego uwagę jeden z policjantów, bo pojazd był dziwnie zaparkowany. Sprawdził czy nie widnieje w rejestrze skradzionych aut. Nie widniał, zatem nie podjęto żadnych czynności. Dopiero kiedy do komendy trafiła wiadomość o poszukiwaniu samochodu, funkcjonariusz skojarzył fakty.

Znaleziono także samochód Maryli G. Kobieta w liście do córki napisała, gdzie go porzuciła. Poinformowała ją również, że w skrytce na dworcu w K. schowała ponad 600 tys. zł.    Maryla G. w liście do córki wyznała, że doszło do nieszczęśliwego wypadku w trakcie rodzinnej awantury, kiedy to miała zagrodzić mężowi rozwodem, a wówczas on pobiegł po broń do piwnicy i zaczął jej grozić śmiercią. Potem miało dojść do szamotaniny i padł strzał.

List gończy

Od zaginięcia mężczyzny do powiadomienia o tym fakcie policji mięły prawie dwa tygodnie. W tym czasie w willi państwa G. działał prywatny detektyw wynajęty przez córkę Mariusza G. Zakładał podsłuchy i przeszukiwał dom. Bardzo poważnie brał pod uwagę możliwość porwania biznesmana. Jednak przeszukanie przyniosło odkrycie plam krwi pod panelami i kawałka spalonego koca. Detektyw najprawdopodobniej zorientował się, że w willi doszło do zbrodni. Robił dobrą minę do złej gry, bo wiedział, że sprawę musi przejąć policja. Każde pojawienie się postronnej osoby w miejscu zabójstwa to bowiem zacieranie śladów. Powinien tam wejść jedynie technik kryminalistyki. Po ludziach detektywa pozostał bałagan, popielniczka pełna petów i kubeł napełniony przez nich śmieciami. „Super Express” nie przebierał w określeniach. „Detektyw partacz” – napisano na pierwszej stronie jednego z wydań, gdzie opisywano tę tajemniczą sprawę.

Detektyw otrzymał pełnomocnictwo do kontaktów z policją. Poinformował, że w willi jest krew i „trzeba posłać biologów”. Maryla G. była poszukiwana listem gończym. Kobietę zatrzymano dziesięć dni po tym, jak jej telefon logował się po raz ostatni (ukrywała się u znajomych). Postawiono jej zarzuty zabójstwa męża (który był przecież poszukiwany), zawłaszczenia 660 tys. zł (pieniądze pobrała w trzech różnych bankach, nagrały ją kamery monitoringu) i wyłudzenia pieniędzy (10 mln zł od formy zarządzanej przez męża – tyle mieli dostać rzekomi porywacze).

Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa 2/2021 (tekst Niny Słupińskiej pt. “Pieniądze szczęścia nie dają”). Do kupienia TUTAJ.