Były prezydent Zabrza skazany na 25 lat więzienia

Czarna kartka z kalendarza: 1 lutego. 1 lutego 2017 roku sąd apelacyjny podtrzymał wyrok 25 lat więzienia dla byłego prezydenta Zabrza za zabójstwo wierzyciela.

18 sierpnia 2008 roku w lesie pod Wymysłowem niedaleko Będzina grzybiarz natknął się na starannie przykryte gałęziami ciało. Znaleziony mężczyzna był pobity, miał podcięte gardło oraz skrępowane taśmą ręce i nogi. Odkryte w lesie ciało należało do 34-letniego Lecha F.

W związku z tą sprawą, 19 listopada, prokurator podpisał nakaz zatrzymania Jerzego G. – byłego prezydenta Zabrza (tę funkcję pełnił w latach 2002-2006) i trzech innych mężczyzn. Co wspólnego ze znalezionymi w lesie zwłokami ma polityk, jednocześnie biznesmen, naukowiec PAN i autor książek? Pierwsze pytanie, czy znał Leszka F.? Tak. Zamordowany, jego matka i Jerzy G. swego czasu prowadzili księgarnię w centrum Zabrza. Chcieli nawet wspólnie wykupić kamienicę, w której się mieściła. Kiedy Jerzy G. wygrał wybory prezydenckie, zbył udziały w tej spółce i zgodził się na wykup kamienicy. Niebawem pani F. ją sprzedała…

Drogi prezydenta i Lecha skrzyżowały się ponownie, kiedy Jerzy G. wziął się za remont domu. Zabrakło mu gotówki, więc postanowił zaciągnąć kredyt. Bank jednak ociągał się z decyzją, więc zapożyczał się u znajomych – w tym u Lecha F. W 2003 roku pożyczył od niego 20 tys. zł. Obiecywał oddać 5 tys. zł więcej.    

Były prezydent Zabrza dłużnikiem

W 2005 roku urząd huczał od plotek. „Prezydent jest winny F. 246 tys. zł” – szeptano po kątach. To nie był wymysł, ale fakty potwierdzone umową podpisaną przez Jerzego G. Godził się w niej na pięcioprocentowe odsetki w skali miesiąca. Ludzie zastanawiali się, dlaczego akceptował rozbójnicze warunki pożyczki, a przede wszystkim po co prezydentowi takie pieniądze. Czyżby był uzależniony od hazardu? Żona Jerzego G. była oburzona takimi spekulacjami, a sam zainteresowany (i wymizerowany) oznajmiał, że pożyczył gotówkę, ale dostał do podpisania dokument in blanco.

     – Ufałem mu – tłumaczył później. – Pożyczyłem na remont domu, obiecałem oddać 25 tys. zł.

Zdaniem Jerzego G. widniejąca na dokumencie kwota była absurdalna. Tymczasem F. oczekiwał, że dawny wspólnik matki wywiąże się ze zobowiązania. Nie chciał już tracić czasu na pyskówki, był pewien swoich racji, więc pozwał prezydenta. Miał obiecać Jerzemu G., że wycofa pozew o zwrot pieniędzy, jeśli bez przetargu będzie mógł kupić działkę obok planowanej Drogowej Trasy Średnicowej, a oprócz tego dostanie zgodę na otwarcie warsztatu samochodowego. Prezydent zdradził tę propozycję policji, ale potrzeba było na to dowodów. „Uzbrojony” w pluskwy pojechał na spotkanie z F. Prowokacja nie udała się, bo nagle uległa zmianie lokalizacja schadzki. Ciężko ukryć pluskwę w ubraniu, kiedy spotkanie odbywa się… w saunie.

Były prezydent Zabrza zmienia wersję zdarzeń

W tej sprawie prezydent za każdym razem przedstawiał inną wersję zdarzeń. Wreszcie oznajmił, że Lech nic mu nie proponował i nie szantażował. Za całe zamieszanie dostał wyrok – rok w zawieszeniu, za składanie fałszywych zeznań i zatajenie pożyczki w oświadczeniu majątkowym. Jednak to nie koniec sprawy, bo jego dług cały czas rósł. W 2008 roku na liczniku było już ponad 800 tys. zł. Jerzy G. próbował podważyć wiarygodność F. Pytał przed sądem, skąd Lech miał 246 tys. zł, skoro był i nadal jest bezrobotny. Mężczyzna mówił, że nie pamięta. Potem „przypomniało” mu się, że zarobił na zbieraniu truskawek i zakładach bukmacherskich. Sąd uwierzył.

Nie było wyjścia – były już prezydent Zabrza musiał oddać mężczyźnie prawie milion złotych. Komornik przystąpił do egzekucji. Zajął pobory i wszedł na hipotekę. Jerzy G. z dnia na dzień stawał się bankrutem. Gdy komornik poinformował go o przejęciu domu, podpisał z F. ugodę. Egzekucja została wstrzymana, a dług zmalał do 170 tys. zł. W ramach ugody Jerzy G. miał pomoc Lechowi F. w napisaniu doktoratu. Z tego zobowiązania nie musiał się wywiązać, bo… ciało F. znaleziono w lesie.

Proces poszlakowy

To był trudny proces poszlakowy. Nie było narzędzi zbrodni, ani świadków, którzy widzieli zabójstwo. Do tego oskarżeni składali sprzeczne wyjaśnienia. Śledczy dotarli do sprawców morderstwa, analizując logowanie telefonów komórkowych do stacji BTS, znajdującej się w pobliżu miejsca zabójstwa. Przełomowym momentem były wyjaśnienia 34-letniego mechanika samochodowego z Bytomia, do którego zgłosił się samorządowiec z Zabrza, by ten pomógł mu „rozwiązać” pewien problem finansowy. Z Jerzym G. spotkał się latem 2007 roku. Mechanik usłyszał pytanie, czy nie zna ludzi, którzy pomogliby mu rozwiązać kłopoty. Były prezydent Zabrza miał powiedzieć, że najlepiej byłoby, gdyby ta osoba „po prostu zniknęła lub by coś jej się stało”.

Na początku 2008 roku odbyło się kolejne spotkanie, na które Jerzy G. przyniósł zdjęcia mieszkania wierzyciela i jego auta. Do tego dołączył rysopis i dane osobowe. Chciał porwać F. i zmusić go do podpisania dokumentów zrzeczenia się egzekucji długu. Mechanik z kolegami pojechali pod dom F., ale kiedy ich oczom ukazał się tzw. „kawał chłopa” z groźnym psem, uznali, że G. powinien wymyślić coś innego – łatwiejszego. I wymyślił. Zaproponował wierzycielowi, aby pojechali do lasu w celu obejrzenia i obfotografowania kretowisk. Przecież miał mu pomóc w karierze naukowej!

*** 

Obok byłego prezydenta na ławie oskarżonych zasiadło trzech innych mężczyzn. Żaden nie przyznawał się do morderstwa. Wyjaśnili, że tylko pojmali, skrępowali i pobili wierzyciela Jerzego G. (dostali za to po 1000 zł). To były prezydent zwabił go do lasu. Oni już tam czekali, pobili Lecha F. i zostawili sam na sam z Jerzym G., który miał mu podciąć gardło… Tymczasem były prezydent twierdził, że w dniu zabójstwa oglądał zniszczoną nawałnicą wieś Sierakowice na Opolszczyźnie i nie było go w lesie, gdzie znaleziono ciało. Jednym słowem, nie ma nic wspólnego z zabójstwem ani nie zna współoskarżonych.

To w głowie Jerzego G. zrodził się ten plan. O tym, co zdarzyło się w lesie 17 sierpnia 2008 roku, można wnioskować tylko na podstawie poszlak. Sąd uznał, że to właśnie Jerzy G. podciął gardło swojemu wierzycielowi.

Pierwszy wyrok – 25 lat dla Jerzego G. – zapadł w 2013 roku, ale został uchylony. Rozpoczęty w 2014 roku drugi proces został zakończony wyrokiem 25 lat dla byłego prezydenta. Sąd apelacyjny, 1 lutego 2017 roku, podtrzymał ten wyrok. 

Wojciech Gantowki, Detektyw WS1/2018

Szukaj nas na facebooku: https://www.facebook.com/Detektywonline-106841188210462