To była okrutna zbrodnia, która wstrząsnęła całym miastem, a zwłaszcza sąsiadami, którzy doskonale znali ofiary i kobietę aresztowaną kilka dni po zbrodni. W jednym z domów w W. znaleziono leżące w kałużach krwi zwłoki 84-letniego Adama T. i jego 59-letniej córki, Jadwigi K. Każda z ofiar miała ponad 20 ran zadanych nożem. Okoliczności ich śmierci nie pozostawiały złudzeń, pomiędzy ofiarami nie doszło do kłótni. Córka i ojciec zostali brutalnie zamordowani przez kogoś, kto przyszedł do ich domu.
Kto i dlaczego postanowił pozbawić ich życia? Śledczy zmobilizowali się, by jak najszybciej zatrzymać zabójcę i odpowiedzieć na pytanie, co wydarzyło się w tym domu. Pies tropiący zaprowadził policjantów do położonej nieopodal posesji 38-letniej Joanny E. Ponadto w domu zamordowanych znaleziono na lusterku odcisk palca tej kobiety. Co miała do powiedzenia w tej sprawie? Od razu nie można było tego zweryfikować, bo jej nie zastano. Zatrzymano ją dopiero kilka dni później, kiedy wchodziła do własnego domu.
– Gdzie pani była? – zapytał jeden z policjantów.
– Nie wiem – wybełkotała nietrzeźwa kobieta.
Po czym wyjaśniła, że piła gdzieś cztery dni, poczuła się słabo i postanowiła wrócić do domu.
Brutalnie zamordowani przez sąsiadkę?
Joanna E. była sąsiadką zamordowanych osób. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że ma problemy z alkoholem. Kobieta była w dobrych stosunkach z Jadwigą K. i jej ojcem. Od czasu do czasu pomagała im sprzątać mieszkanie.
Prokuratura twierdziła, że kobieta działała „z zamiarem bezpośrednim” i przedstawiła jej zarzut podwójnego zabójstwa.
– Czy zamiar zrodził się na miejscu zbrodni, czy wcześniej? Na odpowiedź na to pytanie jest jeszcze za wcześnie – mówił wówczas prokurator.
40-letniemu mężowi Joanny E., Mirosławowi E., groziła kara do 5 lat pozbawienia wolności, ponieważ miał utrudniać śledztwo. Mężczyzna miał wiedzieć, że żona zabiła dwie osoby i – zdaniem policji – doradził jej, żeby się ukryła.
Joanna E. przyznała się do winy. Potem powtórzyła to też prokuratorowi. I tak samo powiedziała sądowi w czasie posiedzenia dotyczącego tymczasowego aresztowania. Jednak po miesiącu aresztu wszystko odwołała. Tłumaczyła się, że podczas przesłuchania była zestresowana i jeszcze zamroczona alkoholem.
Chodziło o rabunek?
– Śledztwo nie kończy się na postawieniu zarzutów. Wiele czynności przeprowadza się już po tym. I tak było w tym przypadku. Był eksperyment procesowy na miejscu zdarzenia, badania psychiatryczne, liczne analizy kryminalistyczne. Przesłuchiwani byli świadkowie. Poza tym prokurator już po postawieniu zarzutów wiele razy ma bezpośredni kontakt z podejrzanym. To zupełnie co innego niż czytanie akt i dokumentów. To też ma wpływ na wyrobienie sobie przez prowadzącego pewnego poglądu na sprawę – mówił wówczas prokurator. – W niektórych kwestiach jednoznacznych ustaleń nie mamy. Nie wiemy jeszcze, jak dokładnie przebiegła ta zbrodnia. O treści wyjaśnień aresztowanej nie będziemy na razie mówić. Zakładane i następnie weryfikowane są różne wersje.
Podejrzewano, że motywem zbrodni był rabunek, choć raczej nie były to zabójstwa „z biedy”. Z domu ofiar zniknęły przedmioty niewielkiej wartości. Przyjęto, że kobieta zabiła sąsiadów nożem. Każdej z ofiar zadała po kilkadziesiąt ran. Ustalono, że Joanna E. nie była skonfliktowana z ofiarami. Chociaż nie wykluczano, że do kłótni między sąsiadami doszło w dniu zabójstwa. Nie odrzucono też wersji, że mogło chodzić o pożyczkę (na alkohol?), której ofiary nie chciały udzielić Joannie E.
Faktyczny zabójca
Kobieta, której groziło dożywocie, miała zostać zbadana przez psychologów, a jej mąż musiał regularnie stawiać się w komendzie (zastosowano wobec niego dozór policyjny). Sprawa wywoływała duże zainteresowanie, dlatego, kiedy ujęto Joannę E., podejrzaną o dokonanie tej zbrodni, prokuratura zwołała konferencję prasową. Wiele osób komentowało tę sprawę, że konieczne jest przywrócenie kary śmierci, bo to jedyny sprawiedliwy wyrok. Inni (mniejszość) twierdzili, że Joanna jest niewinna, że nie zrobiłaby tego swoim dzieciom i mężowi. Nagłówki gazet krzyczały: „Morderczyni”, „Bestia w spódnicy”, „Zabiła sąsiadów dla pieniędzy”, „Poderżnęła gardła sąsiadom!”. Komentarze w interecie były bezlitosne dla Joanny E. Tym bardziej, że przecież przyznała się do winy! Mało istotne było to, że potem wielokrotnie temu zaprzeczała. Ciężko było uwierzyć, że można przyznać się do zabójstwa, bo ma się we krwi procenty i jest się zestresowanym. Jednak po wykonaniu ekspertyzy kryminologicznej wyszły na jaw nowe okoliczności, które spowodowały, że najpierw areszt wobec Joanny E. został uchylony, a później umorzona sprawa…
– Zadecydował o tym całokształt materiału dowodowego – tłumaczył decyzję prokurator, ale nie chciał komentować pomyłki, przez którą Joanna E. prawie 9 miesięcy spędziła w areszcie.
Śledczy rozpoczęli ponowne poszukiwania faktycznego zabójcy. Bardzo intensywnie zaczęli analizować relacje rodzinne zamordowanych. Przez kogo ojciec i córka zostali brutalnie zamordowani?
Odpowiedzi szukaj w Detektywie nr 11/2020 (tekst Grażyny Rewelskiej pt. „Dwa trupy i dwoje podejrzanych”). Do kupienia TUTAJ.