Czasami budził się w nim potwór

Czasami budził się w nim potwór. To była prawdziwa miłość. Robert, owszem, miał problem z alkoholem, ale dla Beaty poszedł na odwyk i znalazł nawet lepszą pracę. Oboje, jak potrafili, opiekowali się Łukaszem, ich 8-letnim synem. Do czasu, aż Robert… zadźgał ukochaną nożem.

Krystyna B., matka liczącego 44 lata Roberta B., spędziła na oddziale psychiatrycznym trzy tygodnie. Przeszła załamanie nerwowe pół roku po tragedii, której była świadkiem. Cały czas jednak nie mogła dojść do siebie.

– To wszystko wydaje mi się momentami koszmarnym snem – mówiła kobieta. – Czy to możliwe, by człowiek zgotował drugiemu takie piekło na ziemi?

Nowa kobieta, dawne problemy

Pani Krystyna, jej mąż i 8-letni wnuk są najważniejszymi świadkami w sprawie krwawego morderstwa, do którego doszło 9 kwietnia 2022 roku w ich rodzinnym domu, niedaleko Sępólna Krajeńskiego.

Kobieta zaznacza, że wciąż ma w pamięci obraz sprzed 9 lat. To wtedy po raz pierwszy zobaczyła syna z jego nową ukochaną.

– Trzymali się za ręce. Od razu wydała mi się miła. Pomyślałam, że w końcu Robuś trafił na dobrą dziewczynę – wspomina.

Rodzinny dom B., w którym mieszkał Robert, mieścił się we wsi M. Mężczyzna poznał Beatę na dożynkach w 2013 roku w Sępólnie Krajeńskim. Zabawa odbywała się na terenie tamtejszego Centrum Sportu i Rekreacji. Zjechali na nią rolnicy i gospodarze nie tylko z gminy, ale i z powiatu. Imprezę organizowali wspólnie sępoleński burmistrz i starosta. Na scenie CSiR-u wystąpił zespół ludowy, ale goście bawili się przede wszystkim słuchając i tańcząc do przebojów disco polo. Na dożynki zaproszono kilku dość znanych wykonawców tego gatunku muzycznego.

Czasami budził się w nim potwór

Robert udał się na zabawę z kolegami. Kilkoro ich znał jeszcze z wojska, z innymi od dzieciństwa wspólnie pracowali co roku przy żniwach. Ostatnich paru lat Robert nie mógł jednak zaliczyć do udanych. Nie pamiętał dokładnie – zresztą szczególnie się nad tym nie zastanawiał – kiedy zaczął się jego problem z alkoholem. Terapeuta na kuracji odwykowej, na którą został skierowany na początku 2012 roku, doszukiwał się tego momentu w rozmowach z pacjentem. Tak, czy inaczej, butelka stała się stałym elementem życia Roberta prawdopodobnie jakoś w połowie nauki w Technikum Mechanicznym w Sępólnie Krajeńskim. Szkoły tej, zresztą Robert nie ukończył. Nie dotrwał do czwartej klasy.

W styczniu 2012 roku po pijanemu spowodował wypadek. Roztrzaskał starego volkswagena, którego pożyczył od ojca, by pojechać do pobliskiego Więcborka do sklepu. Z wypadku wyszedł bez szwanku, ale auto nadawało się do kasacji. Nie było już czego ratować po tym, gdy najpierw wpadło do przydrożnego rowu, dachowało, aż zatrzymało się uderzywszy w pień drzewa.

Nie był to pierwszy raz, kiedy wyrządził szkodę będąc pod wpływem alkoholu. Wcześniej stracił prawo jazdy po tym, gdy rozbił własne auto. Kiedy zatrzymano go po raz drugi, sąd orzekł wobec niego karę trzech miesięcy pozbawienia wolności.

– Wszyscy odetchnęli, kiedy Robert trafił wreszcie za kraty – zeznawał policji jeden z kolegów mężczyzny. – Sporo już wcześniej nawywijał. Myśleliśmy, że to go otrzeźwi.

Czasami budził się w nim potwór

Kolega dodał, że dość wybryków Roberta miała również jego rodzina, bo należał do tego rodzaju alkoholików, którzy po wypiciu stawali się agresywni.

– Matkę własną kiedyś stłukł. Ojciec próbował jej jakoś bronić, ale sam schorowany, niewiele mógł zrobić – zeznawał kolega Roberta.

Po awanturze syn przepraszał rodziców niemal na kolanach, korzył się zapewniając, że już nigdy nie pozwoli sobie na takie zachowanie. Przebaczono mu, bo gdy Robert był trzeźwy, stawał się naprawdę innym człowiekiem.

– Wesoły, uczynny – takimi słowami określiła swojego syna Krystyna B., kiedy policjant spisywał jej zeznania do protokołu.

– Po gorzale wychodził z tego chłopaka potwór – mówiła sąsiadka państwa B. – Nie do poznania był. Strach było się odezwać. I mnie kiedyś zwyzywał, jak go znalazłam w Sępólnie leżącego pod płotem. Myślałam, że coś mu się stało, a on otworzył oczy i chciał się na mnie rzucić. Machnęłam ręką. Jak chce, niech zdycha. Szkoda chłopaka, ale co zrobić?

Kazimierz B., ojciec Roberta wiedział, że nie może liczyć na syna, że ten nie przejmie po nim gospodarstwa w M. Chłopak zwyczajnie nie dałby rady dopilnować wszystkich prac w obejściu. Zawczasu więc, widząc, że gospodarz z Roberta byłby kiepski, zdecydował o oddaniu w dzierżawę wszystkich gruntów. Dla rodziny nastały kiepskie czasy. Z najmu ziemi pieniądze były niewielkie, na pewno o wiele mniejsze, niż gdyby pola użytkować i – jak wcześniej – sprzedawać własne płody, przede wszystkim ziemniaki i kapustę.

Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 1/2023 (tekst Macieja Czerniaka pt. Czasem budził się w nim potwór). Cały numer do kupienia TUTAJ.