Częstochowa: Nikt nie wie dlaczego zabił?

Aleksandra, 45-letnia pracowniczka przedszkola, wraz ze swoją 15-letnią córką Oliwią, uczennicą liceum, prowadziły spokojne życie. Ich pełna rutyny, stabilna codzienność, skończyła się w lutym 2022 roku. Wtedy Aleksandra i Oliwka zniknęły. Nie odbierały telefonów, więc Bożena, matka Aleksandry, poszła do mieszkania swojej córki i wnuczki. Zapukała do drzwi. Bez odzewu. Zaniepokojona skontaktowała się z ojcem  wnuczki – Markiem. Mężczyzna natychmiast przyjechał na miejsce. Stojąc przed drzwiami do mieszkania dziewczyn, w pewnym momencie usłyszał dźwięk dochodzący ze środka. Zdziwił się i zarazem przestraszył. W końcu Oliwka i Ola praktycznie nie rozstawały się z komórkami.

W mieszkaniu nie było śladu po kobietach ani po ich psie. Wszystko wyglądało tak, jakby wyszły na chwilę. Niestety, mimo że minęły godziny, żadna z nich nie wróciła do domu. Nagłe zniknięcie Aleksandry i Oliwii wywołało falę pytań i obaw wśród rodziny oraz sąsiadów. Czy kobiety mogły wyjechać z miasta? Tak bez słowa? W jakim celu? To było podejrzane. W końcu Oliwia chodziła do szkoły, a Aleksandrę uważano za rzetelną, solidną pracowniczkę, która nie porzuciłaby pracy z dnia na dzień, nie uprzedzając o swoich planach dyrekcji przedszkola.

Lokalna społeczność zareagowała od razu, dzięki czemu początkowe lekkie podenerwowanie szybko przerodziło się w gorączkową akcję poszukiwawczą. Oprócz rodziny, sąsiadów i znajomych poszukiwania prowadziła policja, którą o zaginięciu córki oraz wnuczki zawiadomiła Bożena. 11 lutego kobieta poinformowała Komendę Miejską Policji w Częstochowie o tym, że dzień wcześniej, po południu, zadzwoniła do niej Oliwia i powiedziała, że nie może skontaktować się z mamą, która miała wówczas przebywać na ogródku działkowym. Później Bożena nie mogła nawiązać kontaktu ani z córką, ani z wnuczką. Zeznała, że Aleksandra przyjaźniła się z Krzysztofem. Mężczyzna miał ogródek działkowy naprzeciwko działki jej córki.

Sprawa nabrała tempa, gdy informacje o zaginięciu zaczęły rozpowszechniać najpierw lokalne, a potem krajowe media. Serwisy opublikowały rysopisy zaginionych. Jak podała policja, Aleksandra miała 165 cm wzrostu oraz ciemne włosy do ramion i ciemne oczy. W dniu zaginięcia mogła mieć na sobie ciemnozieloną kurtkę zimową sięgającą kolan oraz ciemne spodnie. Oliwia była szczupła i o 5 cm wyższa od matki, miała długie włosy w kolorze ciemny blond i niebieskie oczy. Charakterystycznym elementem jej ubioru była krótka, biała kurtka zimowa z kapturem obszytym jasnym futerkiem.

Z każdym dniem w sprawę angażowały się kolejne osoby, a z czasem rodzinna tragedia przekształciła się w dramat, który poruszył całą Polskę. W tle pełnych desperacji i nadziei poszukiwań rodziły się kolejne pytania dotyczące tego, co mogło się wydarzyć. Zastanawiano się, czy istnieje szansa na szczęśliwy finał tej historii. W poszukiwania zaangażowano psy tropiące, quada, który pozwolił dojechać w trudno dostępne miejsca, oraz drony zdolne do szybkiego przeczesywania terenu z powietrza.

Od początku historii przewijał się w niej wątek Krzysztofa R. – znajomego Aleksandry, który od czasu do czasu odwiedzał dziewczyny. Z zawodu był kierowcą mechanikiem pojazdów samochodowych. Dorabiał jako złota rączka i bardzo chętnie pomagał w drobnych pracach domowych. Dał się lubić. Na początku przychodził do dziewczyn wyłącznie towarzysko. Później coraz wyraźniej dawał znać, że chodzi mu o coś więcej. Bardzo chciał stworzyć związek z Aleksandrą, lecz ona nie miała tego w planach, dlatego od razu zaznaczyła, że ich relacja może opierać się wyłącznie na niezobowiązującej przyjaźni. 

Krzysztof nie znosił sprzeciwu. Co prawda, nie był skłonny do agresji, jednak uchodził za egocentryka i narcyza. W odwecie za odtrącenie przez Aleksandrę założył fałszywe konta społecznościowe na Oliwię. Wykorzystał do tego numer zarejestrowany na inną osobę. Z kont wysyłał zdjęcia szkalujące nastolatkę. Ponadto szkodził Aleksandrze w pracy. Dostarczał do dyrekcji przedszkola, w którym pracowała, donosy na jej temat.

Pięćdziesięciokilkulatek dużo czasu spędzał na okolicznych ogródkach działkowych. Był tam dobrze znany. Mieszkał tam od momentu swojego rozwodu. Pomagał przy budowie działkowego wodociągu. Miał klucze do domu Aleksandry na działkach i nieraz wykonywał za nią prace ogrodowe. Oliwia i Aleksandra również lubiły przesiadywać w ogródku, chociaż ostatnio bywały tam rzadziej. Rzekomo ze względu na Krzysztofa. Po tym, co zrobił Oliwii, Ola nie chciała się z nim widzieć i kolejny raz przekonywać go, że nie zostaną parą.

Działkowicze wspominali, że znajomość Aleksandry i Krzysztofa można śmiało uznać za burzliwą, zwłaszcza po tym, gdy mężczyźnie udowodniono wrzucenie do sieci intymnych zdjęć Oliwii. Podobno był bardzo zazdrosny o Aleksandrę. Miał dwie twarze – z jednej strony pomocny i przyjacielski, z drugiej – wyznawca zasady: cel uświęca środki; zdolny posunąć się do wszystkiego, aby osiągnąć to, co chciał. Podobno to on zmusił jednego z chłopaków do zerwania kontaktów z Oliwią. Jego relacja z Aleksandrą i jej córką była dla niego bardzo ważna. Oli nie pasowało to, że Krzysztof traktuje Oliwkę jak własne dziecko. Wszystko było w porządku do czasu, gdy znajomość układała się po jego myśli. Problemy zaczęły się wtedy, gdy Aleksandra nie podzieliła planów Krzysztofa co do ich wspólnego życia.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2024 (tekst Miłosza Magrzyka pt. Nikt nie wie, dlaczego zabił). Cały numer do kupienia TUTAJ.