„Człowiek z lasu” skazany na dożywocie

„Człowiek z lasu” to niemal nostalgiczno-romantyczny pseudonim. Tak kompani nazywali Leszka K., który stworzył bodaj najgroźniejszy gang w województwie świętokrzyskim po II wojnie światowej. Ofiary bito, zastraszano, płonęły ich samochody. Sprawcy przez lata byli bezkarni. Równie długo trwało osądzenie ich dokonań. Niedawno zapadły prawomocne wyroki w tej sprawie. Jeden z najgroźniejszych przestępców ostatnich lat ostatecznie usłyszał karę dożywocia. Od tej decyzji Temidy nie ma już żadnego odwołania.

Leszek K. za kratkami siedzi od 2 czerwca 2009 roku.  Na wolności podawał się za rolnika i hodowcę gołębi z niewielkiej wsi Ciechostowice pod Szydłowcem. Prowadził dyskotekę i bar. Budził postrach w okolicy. On i jego ludzie stali za zamachami na zatrudniającą wtedy 900 osób skarżyską firmę Wtórpol – podpalali tiry, ostrzelali i obrzucili granatami dom jednego z kierowników, podłożyli bombę pod auto właściciela Leszka Wojteczka. W ciągu dwóch lat gang ukradł dwanaście samochodów należących do firmy, a potem wymusił za nie haracz.

„Człowiek z lasu” nigdy nie przyznał się do żadnego przestępstwa. W więzieniu, co ustalił kielecki sąd, jest „aktywnym uczestnikiem subkultury przestępczej, posiada silną pozycję w jej nieformalnych strukturach”.

Gang działał perfekcyjnie

Jeden z najgroźniejszych gangów w Polsce działał w latach 2000-20109. Każda z jego podgrup trudniła się czymś innym. Jedna kradła samochody, by brać okup za ich zwrot lub je sprzedawać. Członkowie innej włamywali się do mieszkań i hurtowni, ściągali haracze, niepokornych podpalali. Trzeci odłam zarabiał na narkotykach.

Jego gang działał na zasadzie partyzantki. Po napadzie czy rozboju podwładni K. wracali do swoich zajęć, a niektórzy nawet do legalnej pracy.

„Człowiek z lasu: jak ojciec chrzestny

Leszek K. miał w gangu władzę absolutną. Decydował, jaki skok zrobić, kto ma wziąć w nim udział. To on dzielił łupy. Nikt z jego podwładnych nie mógł działać na własną rękę. Dostarczał potrzebne rzeczy: broń, granaty czy płyn do podpaleń samochodów.

W życiu prywatnym K. starał się uchodzić za dobrego męża, przykładnego ojca i parafianina. Dwoista natura, którą udało mu się zachować przez wiele lat.

Do szczególnie dochodowych „skoków” Leszek K. dopuszczał swoich najbardziej zaufanych ludzi: Tadeusza G. – według śledczych był on drugą najważniejszą osobą w grupie (skazany w głośnej sprawie tzw. gangu kantorowców), oraz Stanisława T. i Mirosława T. Lista przestępstw, o jakie zostali oskarżeni K. i jego ludzie, zawiera łącznie kilkaset pozycji.

Śmierć za honor

Leszek K. nie darował najmniejszej zniewagi. „Muszę go odpalić za to, co mi zrobił” – mówił do jednego ze swoich ludzi pod adresem właściciela dyskoteki w Stąporkowie. Ten 35-latek podpadł mu, bo w bójce okazał się lepszy. K. przysiągł mu zemstę i jakiś czas później wywabił mężczyznę z dyskoteki i śmiertelnie go postrzelił.

Planując skoki, Leszek K. nastawił się na te, które przynosiły znaczące zyski. Tak jak w Radomiu nocą 2001 r., gdy łupem gangu padł ładunek papierosów o wartości ok. 1 mln zł. Sprawcy zakradli się do bazy, gdzie stał TIR z cennym towarem. Strażników skuli kajdankami, skopali, usta zakleili taśmą, a ciężarówkę z naczepą ukradli. Czuli się tak pewnie, że kiedy naczepa się zakopała, najpierw ją zostawili, a później po nią wrócili. Kupca na papierosy znalazł Leszek K., on też podzielił zyski. Sobie za ponad 88 tys. kupił volkswagena, najbardziej zasłużonemu w napadzie członkowi gangu dał 80 tys. zł, za co ten sprawił sobie BMW.

Haracze to chleb  powszedni

Chcąc wymusić haracze, podpalano samochody i firmy. Boleśnie doświadczył tego właściciel przedsiębiorstwa Wtórpol ze Skarżyska-Kamiennej zajmującego się zbiórką odzieży i jej przetwarzaniem. Sprawa przez wiele absorbowała uwagę opinię publicznej. Głośno o niej było w całej Polsce.

Ten największy w regionie zakład, zatrudniający ponad tysiąc pracowników, był łakomym kąskiem dla przestępców. Kiedy przestał płacić za „ochronę”, ludzie Leszka K. zaczęli go nękać. Podpalali ciężarówki z towarem oraz samochody osobowe właściciela firmy i pracowników. Największe tego typu ataki zaczęły się w 2006 r.

Firma miała kilkadziesiąt pojazdów, co chwila płonęły kolejne. Podpalili mercedesa biznesmena i dwa inne auta osobowe, w tym jedno pracownicy firmy. Straty sięgały setek tysięcy złotych. Niedługo potem ludzie K. ostrzelali z broni maszynowej dom pracownika firmy, oddając kilkanaście strzałów m.in. w okna. Na koniec rzucili na podwórko granat, który jednak nie wybuchł.

Seria podpaleń w 2007 r. przykuła uwagę mediów. Leszek K. się przyczaił, ale wkrótce spłonęły drzwi mieszkania szefa Wtórpolu w Zakopanem.

W styczniu 2007 r. było o włos od tragedii. Pod samochód biznesmena podłożono bombę – miała wybuchnąć, gdy wsiądzie on do auta. Na szczęście biznesmen uszedł z życiem.

Opór właściciela Wtórpolu stał się początkiem końca gangu.

Człowieka z lasu – anatomia upadku

Przełomem był wybuch bomby pod samochodem prezesa Wtórpolu i jego decyzja o zatrzymaniu zakładu w 2007 r. w trosce o dobro załogi i rodziny. Po medialnej burzy policja się zaktywizowała. Jednak początkowo sprawy umarzano.

W 2009 r. zaczęło się rozliczanie gangu Leszka K. i pierwsze zatrzymania. Od tej pory prok. Robert Rolka z zespołem śledczych rozpracowuje „dokonania” gangu. W 2012 r. K. został skazany na dziewięć lat więzienia.

– W śledztwie wyłoniono łącznie ok. 150 oskarżonych, w tym około 35 o działanie w grupie przestępczej. Dotąd ponad 50 osób już zostało skazanych – mówi prok. Robert Rolka, który skierował do sądu w tej sprawie w sumie 22 akty oskarżenia. Pomocni okazali się tzw. mali świadkowie koronni.

„Człowiek z lasu”: czekając na wyrok Temidy

Proces I instancji toczył się w tej sprawie przez ponad sześć lat. Na ławie oskarżonych zasiedli członkowie grupy przestępczej, na czele której stał właśnie K. W lipcu 2016 r. za szereg przestępstw, w tym zabójstwo, mężczyzna został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Sąd odwoławczy uchylił ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. W powtórnym procesie Sąd Okręgowy w Kielcach skazał mężczyznę na dożywocie, a wyrok ten utrzymał Sąd Apelacyjny w Krakowie.

Skazując K. na dożywocie w listopadzie 2019 r., Sąd Okręgowy w Kielcach podkreślił, że przy dokonaniu zabójstwa właściciela dyskoteki najważniejsze było dla niego “wyrównanie swojej urażonej przestępczej dumy”.

“W czasie całej tej akcji nie było miejsca na spontaniczność. Wszystko zostało przez oskarżonego dokładnie i szczegółowo zaplanowane. Planując również sprawną ucieczkę z miejsca zdarzenia, pozbywając się śladów (…), oskarżony liczył na to, że uda mu się uniknąć odpowiedzialności karnej”

“Człowiek z lasu”: kasacje oczywiście bezzasadne

Końcowym akordem w tej sprawie była kasacje wniesiona do Sądu Najwyższego.  Rozpoznano je 21 grudnia 2021 roku. Obie oddalono jako “oczywiście bezzasadne”.

Zarzuty obrony dotyczyły m.in. nieodpowiedniej kontroli instancyjnej. Jak wskazywano, uchylając wyrok 25 lat pozbawienia wolności, sąd odwoławczy wprost wskazał, że kara wobec mężczyzny powinna być zaostrzona, co zdaniem obrony “samo w sobie narusza swobodę sędziowską”. Argumentowano też, że w czasie powtórnego procesu oddalono nowe wnioski dowodowe oraz zignorowano fakt, że K. postanowił złożyć wyjaśnienia oraz wskazał na osobę, która jego zdaniem zastrzeliła właściciela dyskoteki.

Sąd Najwyższy nie zgodził się z tymi argumentami. Sędzia sprawozdawca Rafał Malarski podkreślił, że w sprawie tej “w najmniejszym stopniu nie doszło do naruszenia dwuinstancyjności”, a apelacja dotycząca winy oskarżonego została rozpoznana. Sędzia przypomniał również, że w postępowaniu kasacyjnym nie przeprowadza się oceny dowodów czy winy – Sąd Najwyższy może uchylić wyrok jedynie wówczas, gdy stwierdzi, że doszło do określonych naruszeń przepisów postępowania karnego.

Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz  w miesięczniku „Detektyw” i kwartalniku „Detektyw Wydanie Specjalne”. Zapraszamy do naszego esklepu TUTAJ

Źródło: PAP, interia.pl, polsatnews.pl, rp.pl, gazeta.pl

fot. pixabay.com