Czy kobieta została zabita przez krowę?

W tej sprawie organy ścigania zdecydowanie się zagalopowały. Przyjmując, że kobieta została zabita przez krowę, policja nie tylko naraziła się na śmieszność, ale pośrednio sprawiła, że niewiele brakowało, żeby prawdziwy morderca uniknął odpowiedzialności za brutalną zbrodnię.

Przypadki ataku zwierząt gospodarskich na ludzi ze skutkiem śmiertelnym oczywiście się zdarzają. Nie są tak częste jak wypadki samochodowe, ale od czasu do czasu dochodzi na tym tle do tragedii. Najniebezpieczniejsze są te czworonogi, które zostały przez naturę wyposażone w rogi. Z rozjuszonym bykiem człowiek nie ma szans. Ale i dobrotliwe z pozoru krasule mogą zaatakować. Był przypadek, że krowa dotkliwie poraniła gospodynię, która od lat przychodziła ją wydoić i zawsze łagodnie się z nią obchodziła. Jednak tego dnia kobieta użyła mocnych perfum, które rozdrażniły jej podopieczną.

W opisywanej historii nie chodziło o to, że policja podejrzewała nieszczęśliwy wypadek z udziałem krowy, ale o kontekst zdarzenia, który taką wersję wykluczał. Owszem, w śledztwie przydaje się niekonwencjonalne spojrzenie, niekiedy nawet nie od rzeczy są teorie ocierające się o zjawiska paranormalne. Aczkolwiek przy wygłaszaniu śmiałych hipotez, należy sprawdzić jak się mają one do twardych faktów. Jeśli detektyw tego nie uczyni, może do niego na długie lata przylgnąć łatka „inspektora specjalnej troski”.

Uszkodzona tętnica szyjna


Bronisława Cz. mieszkała samotnie we wsi Szczęchów w województwie lubelskim. Skończyła 84 lata, ale jak na swój zaawansowany wiek, była w pełni sprawna. Siły jej dopisywały, nie miała kłopotów z pamięcią. Prowadziła niewielkie gospodarstwo rolne; hodowała kury, króliki i krowę. Poczciwa Mućka Bronisławy Cz. była jedną z ostatnich w okolicy przedstawicielek swojego gatunku. Niegdyś krów było tam więcej, ale wieś się unowocześniała. Młodsi rolnicy od drobnej gospodarki zagrodowej typu „wszystkiego po trochu” woleli wąską, wysokotowarową produkcję w wyspecjalizowanej gałęzi. A że hodowla bydła nie należała w tej części regionu do szczególnie dochodowych, to i krów było coraz mniej.
Może tak było bardziej po „europejsku”, ale starszym mieszkańcom czegoś brakowało. Toteż widok Bronisławy Cz. idącej poboczem drogi ze swoją podopieczną na powrózku, budził uśmiech i przyjazne uczucia. Irytowali się natomiast kierowcy, gdyż musieli zwolnić, żeby nie potrącić gospodyni i jej krowy.

Ratunku! Napadli!


Późnym wieczorem, 5 stycznia 2012 roku, Bronisława Cz. przybiegła zdyszana do sąsiadów. Była pokrwawiona, a w jej oczach malował się paniczny lęk, jakby przed chwilą przeżyła bliskie spotkanie trzeciego stopnia z kosmitami.

– Ratunku, napadli! – zawołała nieprzytomnym głosem, gdy wpuszczono ją do mieszkania i wskazano miejsce, które zaraz zajęła.
Powiedziała, że gdy kilkanaście minut temu weszła do obory, coś zaatakowało ją od tyłu.

– Coś mnie łupnęło tak mocno, że upadłam. Nie wiem, co to było, nic nie widziałam
– relacjonowała przebieg zdarzenia, krzywiąc się z bólu.

Kobieta została zraniona w szyję oraz w ramię. Rana wyglądała paskudnie. Skóra na szyi była głęboko poszarpana w kilku miejscach, krew sączyła się obficie. Zakrawało na cud, że 84-letnia kobieta zdołała dotrzeć do odległego o kilkaset metrów gospodarstwa sąsiadów. Wezwano karetkę pogotowia, która na sygnale przetransportowała staruszkę do szpitala w Kraśniku. Lekarze przez kilka godzin walczyli o życie kobiety. Niestety, Bronisława Cz. coraz bardziej słabła, traciła przytomność, a nad ranem stwierdzono jej zgon.

Szklanka z niedopitą herbatą


O tragicznym wypadku powiadomiono policję. Funkcjonariusze pojechali do gospodarstwa Bronisławy Cz. Mieszkanie było otwarte, nikogo w nim nie zastali. W zlewie stała szklanka z resztkami herbaty. Po wejściu do obory policja ujrzała wstrząsający widok. Na klepisku leżała martwa, zakrwawiona krowa. Zwierzę miało głębokie rany w górnej części tułowia.

Prokuratura zarządziła przeprowadzenie sekcji zwłok Bronisławy Cz., a także zbadanie zwierzęcia. Lekarze-patolodzy z zakładu medycyny sądowej w Lublinie orzekli, że przyczyną zgonu kobiety było uszkodzenie tętnicy szyjnej. Obrażenia mogły powstać na skutek silnego uderzenia zadanego ostrym przedmiotem. Natomiast specjaliści medycyny weterynaryjnej stwierdzili u martwej krowy głębokie rany tułowia, które doprowadziły do wykrwawienia się zwierzęcia. Okazało się też, że krowa była cielna. Na podstawie wyników sekcji zwłok, śledczy poczynili wstępne ustalenia dotyczące okoliczności tragicznego zdarzenia. Przyjęto, że śmierć staruszki była następstwem nieszczęśliwego wypadku. Według śledczych kobieta została zaatakowana przez krowę.

Zdaniem policji, Bronisława Cz. zostawiła w zlewie szklankę z resztkami herbaty i pobiegła do obory. Coś tam musiało się wydarzyć. Skoro krowa miała mieć młode, powód dla którego gospodyni pośpiesznie udała się późnym wieczorem do obory, mógł być związany z ciążą zwierzęcia. Być może staruszka podeszła do niej za blisko, nie zachowując ostrożności i rozdrażniona albo przestraszona krowa wzięła ją na rogi.
No dobrze, a dlaczego zginęło zwierzę? Policja i na to miała wytłumaczenie. Stwierdzono, i to bynajmniej nie w formie jednej z rozpatrywanych wersji, ale w oficjalnym stanowisku, że krowa padła w trakcie porodu. Miotając się po oborze, nadziała się na jakiś ostry przedmiot, co w konsekwencji spowodowało u niej śmiertelne wykrwawienie.

Pani Bronisława nie została zabita przez krowę


Gdy ta informacja pojawiła się kilka dni później w mediach, mieszkańcy Szczęchowa jako żywo podejrzewali, że prasa przez pomyłkę opublikowała tekst, przeznaczony na prima aprilis. Nie ma się co dziwić, bo to, co podali prowadzący śledztwo, kompletnie nie trzymało się kupy.

– Przecież to bzdura jak stąd na Biegun Północny albo jeszcze dalej! – denerwowali się. – Mućka nigdy nie wyrządziłaby krzywdy pani Bronisławie, która obchodziła się z nią bardzo delikatnie, niemal jak z dzieckiem. Zwierzę to czuło. Taka krowa to nie wściekły pies, co rzuca się na właściciela!

Aczkolwiek teoretycznie mogło się zdarzyć, że tego wieczoru gospodyni zapomniała o ostrożności i kobieta została zabita przez krowę. Natomiast teoria, że zwierzę samo się zraniło i zdechło, brzmiała wprost kuriozalnie.

Gdyby krowa miotając się po oborze w wyniku bólu wywołanego zbliżającym się porodem, nadziała się na jakiś ostry przedmiot, to ten ostry przedmiot policja znalazłaby w truchle zwierzęcia, ewentualnie gdzieś w pobliżu. Ale krowa leżała na klepisku w kącie obory, gdzie niczego ostrego nie było. Kilka metrów dalej ze ściany wystawał hak. Jednak krowa nie nadziała się na niego, gdyż nie stwierdzono na nim krwi.

– No chyba, żeby założyć, że krowa po zabiciu Bronisławy Cz., targana wyrzutami sumienia popełniła samobójstwo, a przed zdechnięciem ukryła narzędzie, którym zadała sobie śmierć, żeby utrudnić śledztwo – powiedział z ironią jeden z sąsiadów staruszki.
Mieszkańcy wsi, choć sprawa wcale nie była wesoła, uśmiechali się złośliwie. Co oni tam w tej policji biorą, że przychodzą im do głowy takie odlotowe pomysły…

Mieszkańcy nie mieli wątpliwości

Jeśli nie wypadek, to co było przyczyną śmierci staruszki? Mieszkańcy Szczęchowa od początku nie mieli wątpliwości, że kobieta nie została zabita przez krowę, ale była ofiarą zabójstwa. Może nawet zaplanowanej zbrodni na tle rabunkowym. Sprawca zaatakował ją i zranił, a gdy uciekła do sąsiadów, poszedł obrobić jej mieszkanie. Co tam znalazł, to jego. Dlaczego policja nawet nie sprawdziła czy coś zginęło?

Kto zamordował Bronisławę Cz.? Odpowiedzi szukaj w Detektywie – Wydanie Specjalne nr 4/2020 (tekst Karola Rebsa pt. “Krowa w roli >oskarżonej<“). Do kupienia TUTAJ.