Dożywocie za zabójstwo 20-latki. Dorota od 6 dni leżała martwa w ziemi. W tym czasie jej oprawca korzystał z życia – spotykał się z kolegami, chodził na imprezy, nie zachowywał się tak, jakby niedawno kogoś zabił. Jednak każda dobra passa kiedyś się kończy i tak było w jego przypadku.
W domu państwa K. rozdzwonił się telefon. Był późny niedzielny wieczór, 31 sierpnia 2008 roku. Jolanta K. podniosła słuchawkę:
– Halo? – powiedziała spokojnym głosem.
– Cześć mamo, to ja Dorota. Mam pytanie. Wiem, która jest godzina, ale czy mogę wrócić do domu trochę później? – zapytała Jolantę córka.
– Dorota, jest już dwudziesta druga. Wolałabym, żebyś wróciła do domu.
– Ale mamo… – córka próbowała jeszcze walczyć.
– Kochanie, nie zmienię zdania. Wracaj – powiedziała kobieta.
– Dobra, jak chcecie – rzuciła dziewczyna do słuchawki i rozłączyła się.
Jolanta znała swoją córkę, była pewna, że jej posłucha. Nie miała zamiaru czekać na nią aż wróci, była spokojna o to, że Dorota to zrobi. Położyła się więc spać. Miała poranną zmianę w pracy i chciała wypocząć.
Nie było jej w domu
W poniedziałek Jolanta, jak zwykle, wstała rano do pracy. W mieszkaniu było jeszcze cicho, bo zegarek wskazywał dopiero godzinę 3.50. Zakładała, że Dorota nadal śpi. Była studentką raciborskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej (PWSZ), więc miała jeszcze miesiąc wolnego. Rok akademicki zaczynał się dopiero w październiku.
Jednak gdy kobieta przechodziła przez przedpokój, coś zwróciło jej uwagę. Nigdzie nie było butów córki. Pospiesznie zajrzała do jej pokoju – w środku było pusto, łóżko pozostawało nietknięte. Dorota z pewnością nie wróciła na noc do domu.
Jolanta zbudziła męża, Zdzisława. On, w przeciwieństwie do żony, miał na drugą zmianę w kopalni Jankowice. Jak się później okazało, tamtego dnia w ogóle nie poszedł do pracy, zajął się prowadzeniem poszukiwań córki.
Sprawę zgłoszono policji. Ta wkrótce wydała komunikat o zaginięciu Doroty K., który pojawił się również w lokalnych mediach.
– Dwudziestoletnia mieszkanka rybnickiej dzielnicy Boguszowice widziana była po raz ostatni 31 sierpnia około godziny 23, na przystanku, obok lokalu Wisienka. Wcześniej przebywała w klubie Żelazna w centrum Rybnika oraz barze Piwnica w Boguszowicach. Wszystkie osoby, które widziały ją tego wieczora prosimy o kontakt z nami. Każda informacja może pomóc nam w poszukiwaniach – mówiła wówczas Aleksandra Nowara z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku.
Dożywocie za zabójstwo 20-letniej Doroty
Podano też rysopis: Dorota miała 174 cm wzrostu, krępą budowę ciała, ciemne długie włosy, twarz owalną, oczy zielone. W dniu zaginięcia dziewczyna ubrana była w białą bluzkę z krótkim rękawem, czarny podkoszulek, czarne spodnie i czarne trampki.
Już wtedy było wiadomo, że w wieczór zaginięcia Dorota pokłóciła się ze swoim chłopakiem. Policja nie wskazywała jednak, by mężczyzna miał coś wspólnego z zaginięciem dziewczyny.
W Rybniku zawisły plakaty z wizerunkiem 20-latki i informacjami o jej zniknięciu, przygotowane przez jej ojca. Oprócz policji, w poszukiwania zaangażowani byli także jej rodzina i znajomi. Ci sami znajomi, którzy byli jednocześnie przesłuchiwani przez śledczych, chcących poznać każdy szczegół z życia zaginionej. Nie mogli niczego przegapić, bo nawet drobne informacje mogły im pomóc odnaleźć Dorotę.
W akcję poszukiwawczą zaangażowana była także straż pożarna, która czwartego dnia od zniknięcia młodej kobiety pomagała w przeszukiwaniu torfowiska i lasu leżącego na terenie Rybnika.
– Przez pierwsze godziny myślałam, że ktoś ją gdzieś przetrzymuje albo ktoś jej czegoś dosypał do napoju i jest jeszcze półprzytomna. Później już zakładałam najgorsze. Matka czuje takie rzeczy – mówiła dziennikarzowi „Tygodnika Rybnickiego” Jolanta K.
W pewnym momencie nadzieje na odnalezienie córki żywej rozbudziły się, bo z rodziną skontaktował się niejaki Patryk S. Umówił się z rodzicami 20-latki na parkingu jednego z rybnickich supermarketów i zaczął im obiecywać, że pomoże w odnalezieniu Doroty. Jego zdaniem z jej zaginięciem związek mogli mieć Rosjanie lub Ukraińcy. Dość szybko okazało się, że chłopak miał tylko bujną wyobraźnię i tak naprawdę nic nie wiedział na temat miejsca pobytu Doroty.
Zwłoki w lesie
Szóstego dnia od zniknięcia Doroty, w mieszkaniu rodziny K. pojawił się jej chłopak Krzysiek. Zaproponował ojcu dziewczyny, by ponownie udać się na poszukiwania na własną rękę i tym razem przeczesać znajdujący się w pobliżu bloku, w którym mieszkała Dorota, lasek przy ulicy Braci Nalazków. Zdzisław się zgodził. Każda czynność mogąca przybliżyć go do odzyskania córki była istotna.
I rzeczywiście tamten dzień przybliżył go do odnalezienia córki, jednak zdecydowanie nie tego rezultatu oczekiwał. W lasku mężczyźni natknęli się na namiot. Mieli świadomość do kogo należy, słyszeli o tym mężczyźnie. Jednak w tamtym momencie nie to było najważniejsze.
Dożywocie za zabójstwo 20-letniej Doroty
Kilka metrów od namiotu znajdowała się przykryta tropikiem sterta. Zdzisław K. coś tam zauważył i postanowił to sprawdzić. Gdy podszedł bliżej, zamarł. Zobaczył charakterystycznego buta swojej córki, wystającego spod materiału przykrywającego stertę. Zdołał tylko zawołać Krzyśka. Ten po chwili podniósł tropik do góry i oczu obojga ukazały się zwłoki. Wystarczył rzut oka na twarz, a Zdzisław kompletnie opadł z sił. To były zwłoki jego córki. Mężczyźni powiadomili policję.
Dożywocie za zabójstwo 20-letniej Doroty. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 5/2024 (tekst Anny Frej pt. Z ręki dawnego kolegi). Cały numer do kupienia TUTAJ.