Dwukrotnie strzelił w głowę swojej ofiary

W chwili zabójstwa staruszka, niespełna 23-letni wówczas Paweł Z., mógł się poczuć jak „czarny charakter” w amerykańskim westernie. Dwukrotnie strzelił w głowę swej ofiary z rewolweru Remington model 1858. Strzelał z bliskiej odległości, skutecznie.

Był piękny, słoneczny dzień 29 maja 2018 roku, gdy około godziny 11 pracownica olsztyńskiego basenu wyszła na dwór zapalić papierosa. Stanęła z tyłu obiektu, od strony parku. W milczeniu zaciągnęła się kilka razy, gdy tuż przy schodach prowadzących na taras ujrzała leżącego na ziemi człowieka. Początkowo sądziła, że to jakiś menel. Pomyślała, że pewnie napił się i padł nieprzytomny na trawę. Dłuższy czas obserwowała mężczyznę. Na pierwszy rzut oka wiekowego, zastanawiając się, dlaczego nie daje znaku życia, nie widać nawet, aby oddychał. Wróciła do biura i swoimi spostrzeżeniami podzieliła się z kierownikiem basenu. Razem wyszli na zewnątrz, by sprawdzić, co to za gość leży w pełnym słońcu, narażając się na udar cieplny. Podeszli bliżej i stwierdzili, że istotnie, starszy człowiek nie oddycha, choć miał otwarte usta. W przegubie jego ręki nie wyczuli pulsu. A nad lewym łukiem brwiowym dostrzegli ranę, z której wypływał płyn ustrojowy, zaś na czole widoczne ślady zaschniętej krwi. Wyglądało, że ciało leży tam już wiele godzin, o czym świadczyła obecność roju much na głowie ofiary.

Dwukrotnie strzelił mu w głowę. Kim była ofiara?

Pracownicy basenu zakryli głowę martwego mężczyzny i powiadomili policję oraz pogotowie ratunkowe. Przybyły lekarz stwierdził zgon. Nietrudno było orzec, że śmierć nastąpiła na skutek postrzału w głowę. Pozostawało ustalić, ile oddano strzałów, z jakiej odległości i przede wszystkim z jakiej broni, bo rany wyglądały na nietypowe. Trzeba też było odpowiedzieć na pytanie, kim jest ofiara. Mężczyzna skromnie ubrany, ale nie sprawiający wrażenia, by należał do grona meneli, aczkolwiek nie do końca było to oczywiste. A to z tego względu, że znaleziono przy nim plecak z pustymi butelkami.

Okazało się, że ofiara to Karol S., mieszkaniec pobliskiego bloku, znany sąsiadom jako emerytowany lekarz internista. Mężczyzna zbliżał się do dziewięćdziesiątki. Kilka lat wcześniej zmarła jego żona i od tej pory samotnie zajmował spółdzielczy lokal. Jedna z sąsiadek zauważyła, że po śmierci żony „pan Karol zmarniał”, co wiązało się nie tylko z upływem czasu, ale i brakiem kobiecej ręki. Co prawda systematycznie odwiedzała go córka Wiesława, a także wnuk Michał, ale nie była to już stała opieka.

Starszy pan miał dobrą opinię wśród znajomych. Był postrzegany jako osoba spokojna, schludna, niekonfliktowa i bez nałogów, prowadząca ustabilizowany tryb życia, regularnie wychodząca na spacer po okolicy, przeważnie kilka razy w ciągu dnia, począwszy od wczesnego poranka. Widywano go, jak z pierwszego spaceru wracał już około godziny 6 rano. Zawsze z plecakiem, jako że podczas przechadzki lubił zbierać butelki po piwie i innym alkoholu, które potem mył w domu i sprzedawał. Z tego tytułu wpadało mu trochę grosza, którym uzupełniał skromną emeryturę. A poza tym to dodatkowe zajęcie traktował jako swego rodzaju misję oczyszczania naturalnego środowiska. Powtarzał, że łączy przyjemne z pożytecznym.

***

Córka regularnie przywoziła ojcu obiady, sprzątała i zabierała na zakupy. Ostatni raz odwiedziła go, razem ze swoim synem Michałem, południu 28 maja 2018 roku. Zabrali od niego trzy skrzynki umytych butelek, które mieli odstawić do punktu skupu. Potem nie mieli z panem Karolem kontaktu. Początkowo sądzili, że chodzi gdzieś po okolicy, może wyczerpała mu się bateria w telefonie komórkowym, a może zostawił go w domu – przyczyny milczenia mogły być różne. Ale i przychodziły takie myśli, że mógł gdzieś zasłabnąć, może zabrało go pogotowie, albo leży nieprzytomny gdzieś na trawie, bez szansy na ratunek.

Niebawem te obawy się potwierdziły i do rodziny dotarła tragiczna wieść: Karola S. znaleziono martwego koło basenu miejskiego. Co więcej, został zastrzelony z broni palnej! I taka też informacja, wzbudzając zrozumiałą sensację, pojawiła się w lokalnych mediach. Bo któż to słyszał, żeby w centrum spokojnego miasta, strzelano do człowieka! I dlaczego do Bogu ducha winnego staruszka, emerytowanego lekarza, którego nikt nie podejrzewał o powiązania z mafią czy jakąkolwiek grupą przestępczą, który z pewnością nic nikomu nie był dłużny. Nic się tu nie trzymało kupy!

Tajemniczy zabójca, który dwa razy strzelił w głowę mężczyzny

Gdyby porucznik Columbo pracował w olsztyńskiej policji, pewnie też miałby twardy orzech do zgryzienia. Bo to była typowo detektywistyczna robota. Badania kryminalistyczne wykazały jedno: ofiara zginęła na skutek dwóch postrzałów z broni palnej. Pierwszy strzał nieznany sprawca oddał w okolicę potyliczną lewą, a drugi w pobliże lewego oczodołu. Pomińmy szczegółowy opis zniszczeń w czaszce denata, w której pozostały odłamki pocisków. Biegli od broni i balistyki ustalili, że naboje zostały wystrzelone z gwintowanej lufy rewolweru Remington model 1858, czyli takiego, jakiego w dawnych czasach używano na Dzikim Zachodzie.

Rewolwer tym się różni od pistoletu, że posiada obrotowy bębenek z kilkoma nabojami w środku – zamiast niewymiennego magazynka w pistolecie. Rewolwer Remington był uznawany za lepszy od bardziej znanego, głównie z filmów i powieści przygodowych, popularnego Colta, również typu kapiszonowego. Z tego pierwszego można było wyjąć cały bębenek i założyć nowy, już załadowany nabojami, poza tym Remington był bezpieczniejszy w posługiwaniu się nim przez kowbojów przy przeganianiu bydła, ale także podczas pijackich awantur w saloonie. Współcześnie w Polsce nie trzeba mieć na taki model zezwolenia, z czego korzystali zwłaszcza kolekcjonerzy broni. Opływowy kształt rewolweru z drewnianą rączką i długą lufą sprawia bardzo przyjemne wrażenie i nic dziwnego, że miłośnicy broni palnej chcieliby mieć taki okaz (chociaż częściej replikę) w swoich zbiorach. Ale nie po to, aby zabijać!

Była ofiara, lecz sprawca, który dwa razy strzelił w głowę mężczyzny – rozpłynął się w powietrzu. Co prawda monitoring zainstalowany na pobliskiej budowie rejestrował różne osoby przechodzące w pobliżu, ale bez konkretnych danych podejrzanego niewiele mógł pomóc. Rozpoczęto więc od sporządzenia portretu psychospołecznego sprawcy.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 1/2022 (tekst Marka Książka pt. Poczuł się jak na Dzikim Zachodzie). Cały numer do kupienia TUTAJ.