Erotyczny taniec i wielkie oszustwo

rzede wszystkim Robert S. miał do spłacenia kredyt na 30 tys. zł. Jeszcze teraz, po tak długim czasie, kiedy opowiadał historię ostatnich dni w komisariacie policyjnym, nie wierzył własnym słowom. Balować potrafił, to prawda. Jego reputacja wśród znajomych nie zmieniała się od lat, ale żeby przepić w jedną noc 30 tys. zł?! Nie ma co, zaskoczył sam siebie.

– Czy ktoś pana zmusił do wzięcia tego kredytu? – pytał ospale policjant jednego z komisariatów w Bydgoszczy.

„Nie ma co” – pomyślał Robert. „Robi sobie ze mnie żarty. Albo kompletnie nie wierzy. Może ma mnie za kawalarza”.

Policjant co jakiś czas łypał okiem w kierunku sąsiedniego biurka. Szukał wzroku swojej koleżanki. Ta wydawała się niewzruszona historią, której mimowolnie również słuchała.

– No dobrze, niech pan opowie wszystko po kolei – starszy aspirant zlitował się nad „interesantem/poszkodowanym”.

Długopis, którym od pół godziny bawił się kręcąc młynki, miętoląc i wyginając go, nie dotknął jeszcze ani razu formularza, który należało wypełnić.

To było 12 września 2013 roku. Zły dzień. O coś ostro spierali się z Karoliną. Już nawet nie pamiętał, czego kłótnia dotyczyła. Przypomniał sobie tylko, że miał serdecznie dość „jazgotu”. Tak w myślach nazywał sposób jej wysławiania się, a właściwie wykrzykiwania zarzutów, kiedy już rozkręcała się na dobre. Właściwie nie tylko w myślach. Robert pogładził się po policzku. Uświadomił sobie, że od kilku dni się nie golił. Po jej uderzeniu otwartą dłonią chyba nie było już śladu. Przynajmniej miał taką nadzieję.

– Co było dalej? – zapytał policjant.

Kiedy już więc trzasnął drzwiami i wybiegł na ulicę, zaczął się zastanawiać, co zrobić z tak rozpoczętym wieczorem. Wrócić do swojego biura? Wprawdzie miał nieco zaległej pracy, którą mógł wykonywać o każdej porze dnia i nocy. „Elastyczne nadgodziny”, to nowa formuła, którą od niedawna wprowadzono w Focus Systems, korporacji działającej w e-commerce, w której był zatrudniony. Sprawdził kieszeń. Miał identyfikator… Wycofał się z tego pomysłu. Może, po prostu, pójdzie się zabawić. W czwartki w ElJazzie na Starym Mieście grają na żywo. Szybko jednak zmienił zdanie. Wolał iść do takiego miejsca, gdzie naprawdę będzie mógł dać upust ciśnieniu, jakie się w nim gromadziło już od pewnego czasu. Początkowo skierował się w stronę auta, które niespełna pół godziny wcześniej zaparkował pod ich domem, kamienicą przy ulicy Pomorskiej, zmodernizowaną w loftowym skandynawskim stylu.

– Od jak dawna mieszka pan w tym miejscu? – mundurowy wpatrywał się w niego zawzięcie.

Pytanie wydało się Robertowi, co najmniej, nie na miejscu. Od jak dawna? A co to ma do rzeczy? Wyjaśnił jednak, że z Karoliną zamieszkali w tym lokalu niespełna rok wcześniej.

Ostatecznie tamtego wieczora nie wsiadł do auta, bo podjął już decyzję, że da Karolinie nauczkę. Niech sobie popłacze. Jutro będzie nie do poznania. On tymczasem zachowa się po męsku. Tej nocy miasto będzie jego… Zadzwonił do Mariusza S., najlepszego kolegi, z którym pracował w Focus Systems. Mariusz był szefem marketingu w bydgoskim oddziale, a on managerem projektu „Colsulting 2.0”. Śmiał się nieraz z tej nazwy, jak i całej fikcji związanej z powołaniem do życia tego poronionego projektu. Nie miał wątpliwości, że przedsięwzięcie służy jedynie sztucznemu pompowaniu księgowości firmowej. Po co? Tego nikt nie wiedział. Grunt – myślał – że płacili za dodatkowe, powierzone mu zadania.

Mariusz nie odbierał, oddzwonił jednak po chwili. Nie mógł tego dnia wyjść na miasto.

– Dlaczego? – to kolejne pytanie aspiranta sztabowego.

– Miał chyba jakieś sprawy rodzinne.

Robert skierował się prosto na ulicę Długą. Lubił od czasu do czasu zajrzeć do klubu Kancelaria, bo były tam zatrudniane wyjątkowe barmanki. Tym razem jednak postanowił sponiewierać się porządnie. Zaczął więc od klubu Jack na Wełnianym Rynku. Przesiedział tam z godzinę, w trakcie której zdążył już się wstępnie znieczulić paroma drinkami. Zawsze zamawiał to samo – wódkę z colą. W tej materii nie lubił eksperymentować. Zamienił parę słów ze słodką dziewczyną, która usiadła obok niego, przy barze. Wkrótce zrobiło się całkiem wesoło. Rozmawiali w trójkącie, bo w lokalu był akurat szef klubu, Jarek, którego Robert dobrze znał.

– Czy doszło do…? – chrząknął policjant słuchając relacji.

– Co? Z nią? Z tą siksą? – Robert prawie się roześmiał.

Dziewczyna mogła mieć z 16 lat. Może mniej. Owszem, Robert lubił się czasem zabawić niezobowiązująco, ale – pomyślał sobie – nie był przecież idiotą. Nie pozwoliłby sobie na to, by z tak głupiego powodu, jak seks z małolatą, narobić sobie kłopotów. Choć, z drugiej strony, zważywszy na jego obecną sytuację, nie był już tego tak pewny. To, co spotkało go kilka godzin później, zmusiło do zweryfikowania własnej samooceny.

Kiedy wychodził z Jacka, z tego, co pamiętał, było dobrze po godzinie 22. Był dość wstawiony, ale jeszcze nie tak bardzo, jakby sobie tego życzył. „Dać nauczkę Karolince” – kiedy siedział w komisariacie i składał zeznanie, brzęczała mu w głowie ta sama myśl, którą powtarzał sobie tamtego wieczoru. Zrobiło mu się mdło.

Na Starym Rynku spotkał innego kolegę, Filipa B. Razem stali przez jakiś czas, dowcipkując. Filip akurat miał wolny wieczór i Robert ucieszył się z jego towarzystwa. Zadzwonił zaraz – co również znalazło się w późniejszym protokole z jego zeznań – do Bartosza T., który pracował na etacie w konkurencyjnej firmie, do której Robert planował z czasem przejść. W oczekiwaniu na trzeciego kolegę, poszli z Filipem do pubu o nazwie PRL. Knajpa tyle miała wspólnego z minionym ustrojem, co kostka wiedeńska ze stolicą Austrii, ale przynajmniej w środku zawsze było głośno, tłoczno i wesoło.

„Poszkodowany twierdził, że spotkał się z dwoma znajomymi. Najpierw, na płycie Starego Rynku w Bydgoszczy spotkał Filipa B. Około godziny 23 do mężczyzn dołączył Bartosz T. Z relacji wynika, że w momencie, w którym doszło do spotkania, wszyscy deklarowali, że pili wcześniej alkohol. Nie potrafili wskazać, w jakich ilościach” – brzmi fragment protokołu z rozpytania Roberta S., które zostało przeprowadzone przez policjanta bydgoskiej komendy.

Po północy cała trójka, jak wynika z relacji poszkodowanego, opuściła lokal PRL. Na Starym Rynku podeszły do nich dwie hostessy. Jedna z nich, która – według opisu podanego przez Roberta S. – „miała nie więcej niż 19 lat”, trzymała dużą czerwoną parasolkę z logo nocnego klubu X (pełna nazwa do wiadomości redakcji).

– Byliśmy już mocno wstawieni i gotowi naprawdę na wiele. Wszystkim dopisywał humor. Ja też prawie zapomniałem o kłótni z Karoliną. Skorzystaliśmy z zaproszenia tych pań – wyjaśniał policji Robert S.

Erotyczny taniec i wielkie oszustwo. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 1/2024 (tekst Macieja Czerniaka pt. Piekielny striptiz). Cały numer do kupienia TUTAJ.

Dodaj komentarz