Choć Ferdynand Grüning stanął przed sądem za pięć zbrodni, do dziś nie ma pewności ile dokładnie ofiar miał na koncie. W tej sprawie jedno jest pewne. Wampir z Łodzi był jednym z najbardziej zwyrodniałych i brutalnych zabójców w historii Polski. Lista jego zarzutów zaczynała się od pedofilii, a kończyła na kanibalizmie.
Grüning urodził się najprawdopodobniej w 1885 roku w Łodzi. Już jako nastolatek wykazywał cechy zaburzeń seksualnych, przez co był wyszydzany przez rówieśników. W 1906 roku otrzymał powołanie do carskiej armii. Żołnierze zwykle pozostawali w służbie po kilkanaście lat i ciężko było się z niej zwolnić. Nawet lekkie kalectwa nie dyskwalifikowały powołanych. Trudno sobie wyobrazić, co wyczyniał w koszarach młody Ferdynand, skoro zwolniono go z wojska już po 9 miesiącach. Oficjalnie jako powód podano ciężkie zaburzenia seksualne.
Jego powrót z armii był utrapieniem dla rodziców i jego rodzeństwa. Ferdynand nadużywał alkoholu i był agresywny. Jedna z sióstr, Emilia, opowiadała dziennikarzom, że upijał się i „brał za kobiety”. Ten eufemizm oznaczał napaść i gwałt. Oprócz kobiet interesowały go także dzieci. W 1914 roku został oskarżony o zgwałcenie 6-letniej dziewczynki na łódzkim Karolewie. Kilka tygodni po przedstawieniu mu zarzutów wybuchła I wojna światowa i w administracyjnym chaosie sprawa rozeszła się bez wyroku, a on sam został zwolniony z aresztu.
Ferdynand Grüning ruszył w świat
Rodzice Grüninga postanowili go ożenić. Sądzili, że małżeństwo będzie miało na niego pozytywny wpływ i młody mężczyzna się ustatkuje. Nic bardziej mylnego. Pierwsze ekscesy alkoholowe miały miejsce już kilka dni po ślubie i trwały do momentu, aż w 1915 roku nie usłyszał on wyroku za kradzież. Trafił do więzienia na rok. W międzyczasie na świat przyszła jego córka, która wkrótce po urodzeniu zmarła. Brak w tej sprawie poszlak, jakoby Ferdynand przyczynił się w jakiś sposób do jej śmierci, niemniej jednak wiele osób badających życiorys Grüninga wskazywało to zdarzenie jako podejrzane.
Po śmierci dziecka Ferdynand rozstał się z żoną, a że nie był mile widziany w rodzinnym domu, zdecydował aby ruszyć w wędrówkę. Posiadał dwa zawody; był tkaczem i blacharzem. Zebrał narzędzia do torby na ramię i przemieszczał się od wsi do wsi w poszukiwaniu dorywczego zajęcia. Nie oddalając się przy tym zanadto od rodzimej Łodzi. Tak w lipcu 1926 roku trafił do 10-tysięcznego wówczas Turku.
Ferdynand Grüning
Państwo Erentzowie wynajmowali Grüninga od czasu do czasu, by ten wykonywał dla nich niewielkie prace konserwatorskie. Można było powiedzieć, że mieli do niego pewne zaufanie. 28 lipca 1926 roku Ferdynand miał się udać poza Turek do kowala. Jako że darzył ich 7-letnią córkę Irenkę sympatią, jej matka pozwoliła mu zabrać ją ze sobą. Kobieta nie podejrzewała, że wędrowny rzemieślnik był zwyrodniałym sadystą. Miała się o tym przekonać dopiero 3 dni później.
Ferdynand Grüning prowadził Irenkę Erentz szosą na Łódź. Kiedy wyszli z miasteczka, wciągnął ją do lasu i zgwałcił. Następnie nożycami do cięcia blachy zadał dziewczynce kilkadziesiąt ran kłutych. Zwłoki pozostawił w lesie w okolicy wsi Żuki. Po dokonaniu zbrodni nie wrócił już do Turku, tylko udał się do rodzinnej Łodzi. Rodzice Irenki jeszcze tego samego dnia zaalarmowali policję o zaginięciu córki i o tym, że była w towarzystwie blacharza. Rozpoczęto poszukiwania. Ich tragiczny finał miał miejsce 31 lipca 1926 roku, kiedy to odnaleziono zmasakrowane zwłoki Irenki. Co dziwne nie było pogoni za przestępcą, ukrywania się ani mylenia tropów. Policjanci zatrzymali Ferdynanda w Łodzi, gdy odwiedzał swoją rodzinę.
Odsiadka w Rawiczu
W 1926 roku Ferdynand Grüning został skazany na dożywocie i do odbycia kary skierowano go do Rawicza. Tamtejszy zakład karny był traktowany przez międzywojenną propagandę państwową jako wzór placówki resocjalizacyjnej. W praktyce było to więzienie jak wszystkie inne w kraju z tą różnicą, że Rawicz słynął ze swojej orkiestry dętej, w której mogli grać tylko ci skazani, którzy uzbierali dostateczną liczbę punktów za dobre sprawowanie.
Więzienia były przepełnione. Władze, żeby rozwiązać ten problem stosowały częste amnestie. Zaskakujący był system ich przyznawania. Skazani, którzy odbywali krótkie wyroki za przestępstwa „z grupy politycznych”, takich jak głoszenie opozycyjnych poglądów politycznych, wspieranie mniejszości narodowych lub otwartą krytykę władzy, nie mogli liczyć na skrócenie kary. Podobnie oszuści, szulerzy i przemytnicy. Natomiast mordercy, rabusie i gwałciciele mogli liczyć na dużo więcej pobłażliwości ze strony wymiaru sprawiedliwości. Amnestie ogłaszano co kilka miesięcy z różnych okazji. Mogła to być rocznica uchwalenia konstytucji, moment formalnego uznania granic RP czy upamiętnienie zwołania sejmu. W listopadzie 1928 roku z okazji 10. rocznicy odzyskania niepodległości amnestia objęła także Grüninga. Dożywocie skrócono mu do 12 lat więzienia.
W Rawiczu Ferdynand pracował – podobnie jak jego ojciec – jako palacz. Nabawił się przy tym problemów z oczami. Miał częściową ślepotę. Więzienny lekarz przyjął jego wniosek o urlop zdrowotny. Wiosną 1934 roku Grüning opuścił zakład karny na 2 miesiące.