Gary Ridgway pozbawił życia dziesiątki młodych kobiet, z których większość była prostytutkami. Twierdził, że te z jednej strony go podniecają, z drugiej – obrzydzają. Szczerze ich nienawidził i gardził nimi, jednak regularnie korzystał z ich usług.
Był bardzo wierzący, a w przerwach od pracy czytał na głos Pismo Święte. Jednak to nie tylko chęć seksualnego zaspokojenia dyktowała wybór kolejnych ofiar. Gary Ridgway twierdził, że zabierając z ulicy prostytutki nie rzuca się w oczy. A zanim ktokolwiek zgłosi ich zaginięcie, upłynie dużo czasu. Ten rzeczywiście mijał, a ciała kolejnych ofiar znajdowano w okolicach rzeki Green River.
Co ciekawe, do namierzenia mordercy przyczynił się Ted Bundy (o tym zabójcy pisaliśmy TUTAJ), który przebywając wówczas w celi śmierci, sam zaoferował swoją pomoc grupie dochodzeniowej. Twierdził, że zabójca może wracać na miejsce zbrodni, by ponownie gwałcić swoje ofiary. Teza ta jednak nie sprawdziła się w praktyce, ponieważ w międzyczasie Ridgway zaczął grzebać swoje ofiary po to, by powstrzymać siebie samego przed aktami nekrofilii. Co więcej, Bundy uważał, że ofiary mogły być przyjaźnie nastawione do przyszłego oprawcy… i tutaj jego teza się sprawdziła. Gary Ridgway, by uśpić czujność kobiet i zyskać ich zaufanie, pokazywał im zdjęcie swojego syna. W zamian za współpracę w śledztwie, został skazany na 50 wyroków dożywocia.
Chcesz poznać innych seryjnych morderców? Sięgnij po Detektywa 6/2021 (tekst Anny Rychlewicz pt.” Krwawe polowania killerów”). Do kupienia TUTAJ.