„Gospodyni Domu Śmierci” – Dom Dorothei Puente

„Gospodyni Domu Śmierci” – właśnie taki przydomek zyskała Dorothea Puente, która w latach 80. ubiegłego stulecia prowadziła w Sacramento w Kalifornii dom opieki.

Starsza pani opiekowała się osobami niepełnosprawnymi, uzależnionymi, chorymi psychicznie, bez dachu nad głową. Szybko uznana została za anioła stróża lokalnej społeczności. Tym biedniejszym pomagała uzyskać świadczenia z ubezpieczeń społecznych, po czym większą ich część zatrzymywała dla siebie. W rzeczywistości, pod maską pomocnej babci, kryła się seryjna morderczyni, która została skazana za 9 zabójstw (6 kolejnych zbrodni nigdy jej nie udowodniono).

Kobieta odurzała swoich podopiecznych narkotykami, aż do momentu przedawkowania. Ciała zakopywała w ogrodzie przed domem. Nigdy nie przyznała się do zbrodni twierdząc, że wszyscy pensjonariusze odeszli z przyczyn naturalnych. Posiadłość bezwzględnej „Gospodyni Domu Śmierci” w Sacramento stała się atrakcją turystyczną, która promowana była jako jeden z najciekawszych budynków architektonicznych w mieście. Po obiekcie początkowo oprowadzał policjant uczestniczący w przeszłości w dochodzeniu w tej sprawie. Turyści „podziwiający” pensjonat śmierci mogli zobaczyć stojący manekin przebrany za kobietę, trzymającą w ręku łopatę. Ostatnim elementem wycieczki było zwiedzanie ogródka, na którym pogrzebana została część ofiar.

Nie tylko „Gospodyni Domu Śmierci” – Dom Dorothei Puente

Turystyka, której celem są miejsca śmierci? Podróże nastawione na podziwianie mrocznego klimatu miejsc związanych ze zbrodniami i masowymi katastrofami? Przestrzenie, w których poczuć można zapach śmierci? Dokładnie tak! To właśnie czarna turystyka, nazywana turystyką śmierci. Jednym pozwala doświadczyć oswojonego strachu, innym zapewnia potężną dawkę adrenaliny. Są i tacy, którzy podczas tej podróży chcą po prostu „dotknąć” śmierci albo oddać hołd zmarłym.

Według wielu za uprawianiem tanatoturystyki stoi jedynie fascynacja okrucieństwem i swego rodzaju kult śmierci. Tropem największych zbrodni ruszają ci, którzy żądni są adrenaliny i mocnych wrażeń. Ci najbardziej nieustraszeni, chcący w ramach rozrywki, po prostu poobcować ze śmiercią, poczuć jej zapach. Niekiedy czarna turystyka ma jednak o wiele głębszy sens. To także droga do kontemplacji i oddanie czci zmarłym. Upamiętnienie tych, którzy odeszli tragicznie. W niektórych przypadkach może pojawić się tylko jedno pytanie – czy żerowanie na tragedii innych i biznes, którego fundamentem jest ludzka śmierć, jest oby na pewno moralny?

Jeśli interesuje Cię podróżowanie śladami śmierci sięgnij po Detektywa 3/2022 (tekst Anny Rychlewicz pt. „Mroczna turystyka: podróżowanie śladami śmierci”). Cały numer do kupienia TUTAJ.