Helen Golay i Olga Rutterschidt – zabójcze babcie

Helen Golay i Olga Rutterschidt w lokalnym społeczeństwie znane były jako pomocne i towarzyskie babcie. Wyciągały pomocną dłoń do potrzebujących, oferowały mieszkania bezdomnym i roztaczały nam nimi swoją opiekę. Wszystko to podyktowane było jednak nie głosem serca, a przebiegłością i sprytem, którym towarzyszyła zakamuflowana brutalność.

W 1997 roku, Helen Golay wynajęła mieszkanie, które oddała w opiekę bezdomnemu mężczyźnie. Jednocześnie zawarła na jego nazwisko kilka polis ubezpieczeniowych, w których jako osoby uposażone wskazywała siebie bądź swoją towarzyszkę – Olgę Rutterschmidt. Dwa lata później ciało mężczyzny znaleziono w ciemnej uliczce Hollywood. Jego odnalezienie zgłosiły dwie 70-letnie kobiety – wspomniana wyżej Golay i Rutterschmidt. Sekcja ujawniła zmiażdżone narządy wewnętrzne. Obrażenia powstały w wyniku potrącenia. Jak się potem okazało – celowego. Kilka lat później, w łudząco podobnych okolicznościach, odnaleziono ciało 50-letniego bezdomnego, Kennetha McDavida. Kilka dni po tragedii, na komendę policji zgłosiły się te same kobiety, podając się za bliską rodzinę ofiary. W trakcie dochodzenia wyszło na jaw, że mężczyzna posiadał 13 polis ubezpieczeniowych, w których jako osoby upoważnione widniały narzeczone, partnerki biznesowe czy kuzynki – w każdej z nich pojawiały się nazwiska „czarnych wdów”. Żadna z kobiet nie przyznała się jednak do winy. Obie zostały skazano na dożywotnie pozbawienie wolności.

Nie tylko Helen Golay i Olga Rutterschidt

Panuje powszechne przekonanie, że morderca najczęściej działa w pojedynkę. Dopuszczenie wspólnika do udziału w zbrodni ma zwiększyć ryzyko wykrycia sprawców. Potwierdzeniem tezy mogą być także liczne analizy behawioralne, z których wynika, że seryjny zabójca zawsze działa sam. Historia polskiej i światowej kryminalistyki zdaje się jednak temu przeczyć.

Mordercze duety, zabójcze pary i krwawi partnerzy. Gwałcili, zabijali, torturowali. Wzajemnie się inspirowali i dopingowali. Połączyła ich fascynacja śmiercią, a podzielił dopiero wyrok sądu.

Można by rzec „duety na medal”. Zbrodniarze wspólnie polowali na przyszłe ofiary, wspólnie pozbawiali ich życia i wspólnie zmywali krew ze swoich rąk. I choć wspólny mord miał być dla nich dziełem cementującym związek, wymiar sprawiedliwości sprawił, że ze zdecydowanych, pewnych siebie i bezwzględnych partnerów pozostały jedynie dwie zdeprawowane i pozbawione człowieczeństwa jednostki.

Chcesz poznać inne zabójcze duety? Sięgnij po Detektywa 1/2022 (tekst Anny Rychlewicz pt. „Zabójcze duety”). Cały numer do kupienia TUTAJ.