Herbert Baumeister – dusiciel z autostrady I-70

Herbert Baumeister urodził się 7 kwietnia 1947 roku w Indianapolis, stolicy stanu Indiana. Był najstarszym z czworga dzieci anestezjologa i gospodyni domowej. W dzieciństwie Herb zachowywał się normalnie, ale kiedy wkroczył w wiek dojrzewania, zrobił się bardzo dziwny. Jego bliski kolega ze szkoły, Bill Donovan wspominał później, że Herb często zastanawiał się przy nim, jak by to było posmakować ludzkiego moczu i fascynował się martwymi zwierzętami. Pewnego ranka, w drodze do szkoły Herb podniósł leżącą na asfalcie martwą wronę potrąconą przez samochód, po czym wsunął ją do kieszeni. Potem, będąc w klasie, wyczekał momentu, kiedy nauczycielka nie patrzyła w jego stronę i położył ją na jej biurku. W szkole często też wszczynał kłótnie z innymi uczniami lub nauczycielami. Nieodpowiedzialne i wybuchowe zachowanie Herba zwróciło w końcu uwagę jego ojca, który wysłał syna na badania psychiatryczne. U chłopaka zdiagnozowano wtedy schizofrenię paranoidalną i antyspołeczne zaburzenie osobowości, ale nie podjęto jego dalszego leczenia.

W liceum North Central High School, do którego uczęszczał, kładziono nacisk na zajęcia sportowe. Herbert Baumeister uważany tam za mola książkowego Herb nie potrafił wyróżnić się w żadnej dyscyplinie. W końcu zamknął się w sobie i spędzał każdą wolną chwilę w samotności. Nie umawiał się też na randki z dziewczynami. Dzięki uporowi ojca, który był szanowanym człowiekiem w mieście. Został zatrudniony jako nastolatek w charakterze chłopca na posyłki w miejscowej gazecie „Indianapolis Star”. Garry Donna, dyrektor do spraw reklamy, który pracował dla tego dziennika zapamiętał, że Herb był bardzo wrażliwy na to, jak był postrzegany i traktowany przez przełożonych. Obsesyjnie chciał być kimś. Ubierał się dobrze i zawsze był chętny do pomocy, ale nie potrafił się przystosować do pracy w redakcji.

Donna wspominał jeden dziwny incydent, kiedy Herb zaproponował jemu i jego kolegom, że zawiezie ich na mecz futbolowy Indiana Hoosiers w Bloomington. Przyjechał po nich wtedy karawanem wypożyczonym zapewne dzięki koneksjom ze szpitalem, w którym pracował jego ojciec i pognał nim na mecz, śmiejąc się przez całą drogę.

– Ludzie zaczęli mu zjeżdżać z drogi – powiedział Donna. – Przebrał się nawet za szofera. Uważał, że to bardzo zabawne.

 Jednak zarówno Donna jak i jego koledzy zaczęli się wówczas zastanawiać, co to za dziwak siedzi za kierownicą.

Herb nigdy nie ukończył studiów. Przez cztery kolejne lata uczęszczał przez jeden semestr na różne uczelnie, ale po tym okresie sam z nich odchodził. Pracując w miejskim wydziale komunikacji, dał się poznać bliskim współpracownikiem z dziwacznego poczucia humoru. Często lubił oddawać mocz na biurko swojego szefa, ale przez dłuższy czas udawało się to zachować w tajemnicy przed przełożonym. Miarka przebrała się jednak, gdy oddał mocz na list zaadresowany do gubernatora Indiany. Po tym incydencie został zwolniony.

W listopadzie 1971 roku Herb poślubił Julianę (Julie) Saiter w Zjednoczonym Kościele Metodystycznym w Indianapolis. Julie była absolwentką college’u i została mu przedstawiona przez wspólnego znajomego. Pociągał ją wysoki, jasnowłosy Baumeister o chłopięcej twarzy i podczas pierwszej rozmowy odkryli, że mają wiele wspólnych cech. Oboje popierali Republikanów i pragnęli w przyszłości prowadzić własny biznes.

Para doczekała się trojga dzieci. Jego żona powiedziała później śledczym, że w trakcie 25 lat małżeństwa odbyła z nim zaledwie sześć stosunków płciowych. Nigdy nie widziała go nagiego, ponieważ Herb wstydził się swojego chudego ciała. W 1988 roku małżonkowie pożyczyli 4 tys. dolarów od owdowiałej matki Herba. Otworzyli sklep z używaną odzieżą i artykułami gospodarstwa domowego. Jak się wkrótce okazało, był to strzał w dziesiątkę. W pierwszym roku ich interes zarobił 50 tys. dolarów. Niedługo potem otworzyli drugi sklep z podobnym asortymentem.

 W 1991 roku, odnoszący sukcesy w biznesie Baumeisterowie, zakupili posiadłość w Westfield, w hrabstwie Hamilton, położonym 32 kilometry od Indianapolis. Zamieszkali tam w eleganckim domu w stylu tudorskim o nazwie Fox Hollow Farms z czterema sypialniami, krytym basenem i stadniną koni. Licząca 18 akrów posiadłość zapewniała im spokojne życie na prowincji. W ich związku to Herb zawsze podejmował decyzje. Julie musiała pójść na kompromis, choć nie była z tego powodu zadowolona. Sąsiedzi i przyjaciele, którzy odwiedzali Baumeisterów w ich posiadłości utrzymywali, że panował tam straszny bałagan. Pokoje były zagracone i zaniedbane. Wyglądało na to, że w ogóle nie zależało im na porządku. Zadbane niegdyś tereny posiadłości po wejściu w posiadanie przez Baumeisterów szybko zarosły.

Pomiędzy małżonkami często dochodziło do kłótni. Po ich zakończeniu Julie wielokrotnie zabierała dzieci na kilka tygodni do matki Baumeistera, mającej mieszkanie nad jeziorem Wawasee, leżącym na południowy wschód od Syracuse, w hrabstwie Kosciusko. Kobieta tłumaczyła wtedy teściowej, że Herb musiał zostać w domu, aby przypilnować interesów. Julie była nadmiernie ufną osobą i być może właśnie dlatego uwierzyła mężowi w jego niedorzeczną historię, gdy w 1994 roku ich 13-letni syn Erich, bawiąc się na zalesionym podwórku za domem, natknął się na zakopany do połowy kompletny ludzki szkielet. O tym makabrycznym odkryciu niezwłocznie poinformował matkę, która chciała zawiadomić policję, ale Herb po powrocie ze sklepu skutecznie jej to wyperswadował, tłumacząc monotonnym głosem, że szkielet pochodził ze szpitala, w którym pracował jego zmarły ojciec. Według jego zapewnień ojciec miał poprosić go kiedyś o przechowanie szkieletu w ich garażu. Ale potem Herb, chcąc w nim posprzątać, zakopał go na podwórku.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 1/2024 (tekst Jarosława Szklarka pt. Dusiciel z autostrady I-70). Cały numer do kupienia TUTAJ.