Jan Lupa skazany na karę śmierci

Łaziska Górne to miasto położone w województwie śląskim, w powiecie mikołowskim, około 20 km od Katowic. Dopiero po III powstaniu śląskim, w 1921 roku zostały one przyłączone do Polski. Były jednym z ważniejszych ośrodków górniczych, a w okresie międzywojennym działało na ich terenie sześć kopalń. W jednej z nich, w Kopalni Węgla Kamiennego „Brada”, na stanowisku maszynisty pracował 32-letni Jan Lupa.

Dokładne miejsce zamieszkania Jana Lupy owiane było tajemnicą. Niektóre źródła donoszą, że mieszkał kątem u znajomych, a inne, że wynajmował niewielką suterenę niedaleko domu rodzinnego. Pewne jest natomiast, że nie mieszkał ze swoimi rodzicami. Lupa był bardzo blisko związany z matką i równie mocno skłócony z ojcem, Józefem. Gdy chciał spotkać się z rodzicielką, datę wizyty wyznaczała nieobecność starego Lupy w domu. Co poróżniło syna z ojcem? Wersji jest kilka.

Ponoć między młodym a starym Lupą co chwilę wybuchały potężne kłótnie. Józef Lupa był człowiekiem niezwykle pobożnym i religijnym. Regularnie uczęszczał do kościoła i był blisko związany z duchownymi. Tymczasem jego syn, Jan, stał po przeciwnej stronie barykady. W kościele się nie pokazywał, a w Boga nie wierzył.  To właśnie na tle różnic światopoglądowych miał powstać konflikt pomiędzy ojcem i synem.

Według innych źródeł, Jan miał być nałogowym alkoholikiem i prowadzić hulaszczy tryb życia. Stary Lupa z kolei miał dość ekscesów syna, a jedna z kłótni podobno zakończyła się jego wygnaniem z gospodarki.

Inne międzywojenne źródła opisywały z kolei młodego Lupę jako człowieka niezwykle pracowitego, sumiennego i porządnego. Miał on brzydzić się alkoholem czy jakimikolwiek innymi używkami. Pojawiły się również teorie mówiące o tym, że ojciec z synem mieli pokłócić się o spadek. Józef Lupa rzekomo uznał, że syn nie zasługuje na to, by w pełni odziedziczyć po nim gospodarkę. To miało być kością niezgody w rodzinie.

Najbardziej prawdopodobną przyczyną konfliktu wydaje się jednak złe prowadzenie się Jana, czego potwierdzeniem mogłoby być nabawienie się choroby wenerycznej. Ta, zarówno w jego życiu – jak i w tej historii – odegra kolosalną rolę.

Choroby weneryczne były w międzywojennej Polsce prawdziwą plagą. Syfilis i rzeżączka siały spustoszenie wśród obywateli. Według oficjalnych danych, w 1919 roku, w Polsce na chorobę weneryczną chorowało nawet 4,4 proc. społeczeństwa. Przeprowadzony wówczas pierwszy w wolnym kraju powszechny spis osób cierpiących na tego rodzaju przypadłości wykazał ponad milion zakażonych osób. Miejmy jednak na uwadze, że były to jedynie dane oficjalne, które mogły być znacznie zaniżone. Przez wszystkie lata międzywojnia liczba chorych rosła…

Kiła, znana także jako syfilis, wywoływana jest przez bakterię krętka bladego. Jest infekcją przenoszoną przede wszystkim drogą płciową. Niezdiagnozowana i nieleczona powoduje poważne problemy zdrowotne i może prowadzić nawet do śmierci.  Pierwszym jej objawem są bezbolesne zmiany skórne na genitaliach, ustach czy innych częściach ciała. Ponieważ nie powodują one dolegliwości bólowych, przez niektórych zmiany te bywają bagatelizowane. Po pewnym czasie, choć zmiany ustępują, bakterie nadal pozostają w organizmie. Uśpione, mogą mieszkać w nim nawet przez dziesięciolecia, powodując uszkodzenia stawów, narządów, a nawet prowadząc do utraty wzroku czy zaburzeń psychicznych. W późnym stadium kiły może dojść również do występowania psychozy i rozwinięcia się depresji.

Wydawało się, że sytuacja zostanie nieco opanowana, gdy Alexander Fleming odkrył penicylinę. Jednak dopiero kilkanaście lat później skuteczność antybiotyków w leczeniu syfilisu została potwierdzona klinicznie. Choć rozwój medycyny sprawił, że syfilis przestał nieść za sobą śmiertelne zagrożenie, nadal był jednak tematem tabu i powodem do wstydu.

Jak donosiła „Gazeta Mikołowska”, Jan Lupa miał zapaść na kiłę kilka lat wcześniej. Nie wiadomo jednak, jak długo Lupa walczył z chorobą weneryczną. Można podejrzewać, że przez długi czas albo bagatelizował jej objawy albo wstydził się o nich mówić głośno. W końcu zdecydował się szukać pomocy. Początkowo zasięgnął jej u doktora Hlonda. Nie wiadomo jednak, czy wówczas został on wyleczony czy źle zdiagnozowany, bowiem w styczniu 1927 roku choroba wróciła. Przez pewien czas Lupa bagatelizował dolegliwości, jednak kiedy objawy kiły zaczęły mu bardziej doskwierać, postanowił szukać pomocy u prawdziwego specjalisty. W tym celu udał się do lecznicy Brackiej w Mikołowie. Tam został przyjęty przez uznanego w mieście i bardzo szanowanego, 63-letniego doktora Klemensa Zdralka.

Lekarz uważany był za wybitnego specjalistę. W lecznicy pracował od 40 lat. Zasłynął trafnymi diagnozami i fachowym podejściem do pacjenta, ale również niebywale dobrym sercem. Według mieszkańców Mikołowa i okolic był prawdziwym lekarzem z misją. W jego gabinecie miejsce znalazło się dla wszystkich – zarówno dla tych majętnych i dobrze sytuowanych, jak i tych najbiedniejszych, których nie było stać na opiekę medyczną. Pracował od świtu do późnego wieczoru, niejednokrotnie wyjeżdżając również do pacjentów w nocy. Pomocy udzielał każdemu, zawsze i wszędzie.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 6/2024 (tekst Anny Rychlewicz pt. Podwójny mord w akcie zemsty). Cały numer do kupienia TUTAJ.

Dodaj komentarz