Jennifer Fairgate – tajna agentka z dziurą w głowie

Tajna agentka

W tej sprawie jest więcej znaków zapytania niż jakichkolwiek faktów. 31 maja 1995 roku, w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Oslo – hotelu Plaza – pokój wynajęła młoda kobieta. Przedstawiła się jako 21-letnia Jennifer Fairgate z Belgii.

Była filigranowej budowy z ciemnymi, krótkimi włosami. Zamieszkała na 28. piętrze. Z pokoju wychodziła bardzo rzadko. Ostatniego dnia pobytu, pracownik recepcji zorientował się, że kobieta nie podała niezbędnych do zameldowania informacji ani nie przedstawiła żadnego dokumentu tożsamości. Udał się więc do jej pokoju. Stojąc pod drzwiami, usłyszał strzał. Jeden. Strzał, który okazał się bardzo celny. Po chwili na miejsce wezwano funkcjonariuszy. W pokoju znaleziono elegancko ubraną kobietę z dziurą w głowie. W początkowej fazie śledztwa uznano, że doszło do samobójstwa. Tezy tej nie potwierdził natomiast fakt braku jakichkolwiek odcisków na pistolecie oraz nienaturalne ułożenie broni w dłoni drobnej kobiety.

W momencie, gdy okazało się, że człowiek o podanych personaliach nigdy nie istniał, zaczęto doszukiwać się w sprawie drugiego dna. Okazało się, że Jennifer nie miała przy sobie żadnych rzeczy, oprócz kilku sztuk ubrań pozbawionych metek. W eleganckiej aktówce było jedynie kilkanaście nabojów. Nie znaleziono jakichkolwiek przedmiotów, które pozwoliłyby na jej identyfikację. W pewnym momencie pojawiła się hipoteza, że kobieta była tajną agentką, a pobyt w hotelu związany był ze szpiegowaniem jednego z gości. Żadne poszlaki nie doprowadziły jednak śledczych do rozwiązania sprawy. W 2016 roku ciało tajemniczej kobiety zostało ekshumowane, a przeprowadzone badania DNA wykazały jedynie, że ofiara miała około 24 lat i pochodziła prawdopodobnie z Niemiec.

Nie tylko Jennifer Fairgate

Czasem na jedną noc. Niekiedy dłuższy pobyt. W niektórych przypadkach sprawdziłby się wynajem choćby na godziny. Te też niosą śmierć. Ceną tych godzin byłby wówczas pobyt… „w hotelu dla przestępców”. Pod jednym warunkiem – gdyby kiedykolwiek ich schwytano.

W1893 roku mapa Chicago wzbogaciła się o nowy obiekt – hotel, który niósł śmierć. Za nim stał Henry H. Holmes. Postrzegany był jako miły i sympatyczny mężczyzna o szczerej twarzy. Za przystojną maską krył się jednak seryjny morderca, który polował na piękne i samotne kobiety, a największą satysfakcję przynosiło mu uśmiercanie dzieci. Hotel został zbudowany tak, by ułatwić właścicielowi morderczy proceder. Plątanina pokoi, ukryte pomieszczenia w ścianach, tajemne przejścia i mury z płytami tłumiącymi dźwięk – to zaledwie część misternie przygotowanego planu zabijania. W tym przypadku sprawcę doskonale znano. Na kartach historii zapisało się jednak wiele spraw, gdy jedynym świadkiem brutalnego mordu były cienkie, hotelowe ściany.

Cele zamieniono w luksusowe pokoje. Najcięższy zakład karny – w jeden z najlepszych holenderskich hoteli. Het Arresthuis – w tym miejscu noc może spędzić każdy. Za nią, trzeba tylko słono zapłacić. Cena za pobyt we wspomnianych obiektach była jednak o wiele wyższa. Była nią śmierć człowieka.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2023 (tekst Anny Rychlewicz pt. Hotelowe Archiwum X). Cały numer do kupienia TUTAJ.