„Nazywam się John Anglin. W czerwcu 1962 roku, wraz z moim bratem Clarencem i Frankiem Morrisem, uciekłem z Alcatraz. Tak, tamtej nocy udało się nam to, chociaż z trudem! Mam 83 lata i cierpię na raka. Jeśli ogłosicie w telewizji, że dostanę tylko rok więzienia oraz opiekę medyczną, powiem wam, gdzie jestem.” Tymi słowami zaczynał się list, który w 2013 roku został zaadresowany do kalifornijskiej policji.
Sprawa dotyczyła legendarnej już ucieczki z Alcatraz. Z osławionego więzienia, w ciągu niespełna 30 lat, odnotowano 14 prób ucieczki, z czego 23 osadzonych zostało złapanych, 6 zabitych, a 4 prawdopodobnie zaginęło w wodach otaczających wyspę. Pozostała jeszcze tajemnicza trójka… 11 czerwca 1962 roku, 3 więźniów – Frank Morris oraz bracia Clarence Anglin i John Anglin, przedostali się szybem wentylacyjnym na dach zakładu.
Plan ucieczki zakiełkował w głowie tego pierwszego, kiedy za kratką wentylacyjną, pod umywalką w swojej celi, odkrył pustą przestrzeń. Później, do wydrążenia tunelu, potrzebował już tylko łyżeczki do herbaty i wiertła wykonanego z silnika odkurzacza skradzionego z więziennego warsztatu. Kiedy jeden drążył w ścianie, drugi stał na czatach. Opracowanie planu ucieczki zajęło kilka miesięcy. Czas potrzebny był także na zgromadzenie płaszczy przeciwdeszczowych, z których zrobili prowizoryczną tratwę. Na koniec pozostało zapewnienie sobie kilku godzin spokoju tak, aby przepłynąć wielką wodę zanim służby więzienne rozpoczną poszukiwania. Tutaj idealnie sprawdziły się manekiny wykonane z papieru toaletowego i mydła, które pomalowano ukradzionymi ze świetlicy farbami. Głowy wieńczyły wyniesione od fryzjera włosy. Brzmi niewiarygodnie? Plan jednak powiódł się w stu procentach. Od tamtej pory słuch o uciekinierach zaginął. Mimo wzmożonych poszukiwań, nigdy nie natrafiono na ich ślad. To dlatego uznano, że mało prawdopodobne jest, by rzeczywiście przeżyli oni ucieczkę.
Nie tylko John Anglin i ucieczka z Alcatraz
Uzbrojeni strażnicy, zabezpieczenie terenu i stref wewnątrz zakładu, szereg procedur ochronnych, kraty i grube mury – może się wydawać, że więzienie to twierdza, z której nie ma żadnej drogi ucieczki. Tymczasem okazuje się, że do pokonania wszystkich barier jeden potrzebuje prześcieradła, a drugiemu wystarczy łyżeczka do herbaty. Dobry plan, kompleksowy projekt i kilka sprawnych ruchów – wolność jest jego. Geniusz, szaleniec to czy MacGyver z pudła rodem? Jak nazwać tych, którzy walczą z systemem tak, by wygrać? Choćby na chwilę.
Jedni uciekają i słuch po nich ginie. Ukrywają się w najczarniejszych zakamarkach wszechświata, pławiąc się w wolności, która paradoksalnie jest złotą klatką. Drudzy wybierają nieco bardziej ekstremalną drogę i strażnikom więziennym wysyłają pocztówkę z pozdrowieniami z Tajlandii. Znajdą się i tacy, którzy ponad 50 lat po brawurowej ucieczce chcą zabrać głos w sprawie…
Wymyk z cyrku, dać z glana z chaty albo pójść w cug z gułagu – właśnie tak w więziennej gwarze brzmiałaby ucieczka zza krat. Określenia te budzą raczej nieśmiały uśmiech na twarzy, a nie oddają powagi sytuacji. Powagę ciężko zachować również analizując to, jaką drogę zza krat do wolności wybierają niektórzy skazani. Do śmiechu nie jest jednak wtedy, gdy bliżej przyjrzymy się systemom zabezpieczeń w „najbardziej strzeżonych więzieniach świata”.
Interesują Cię najsłynniejsze ucieczki z więzienia? Sięgnij po Detektywa 11/2021 (tekst Anny Rychlewicz „Wymyk z cyrku, czyli najsłynniejsze ucieczki z więzienia”). Cały numer do kupienia TUTAJ.