Karolina Kozicka: okrutna śmierć po wieczornej mszy

Czarna kartka z kalendarza: 6 kwietnia. 6 kwietnia 2005 roku w miejscowości Drużynowa, gmina Szczekociny, zaginęła 18-letnia Karolina Kozicka. Kobieta poszła do parafialnego kościoła na mszę świętą odprawianą w intencji zmarłego przed kilkoma dniami papieża Jana Pawła II. Zaniepokojona matka zgłosiła zaginięcie córki na policję.

Śledczy  sprawdzali różne wersje, m.in. wyjazd za granicę lub uprowadzenie. W lipcu 2005 roku wszczęto dochodzenie w sprawie uprowadzenia Karoliny. Postępowanie jednak umorzono w październiku z uwagi na brak danych dostatecznie potwierdzających przestępstwo.

Pomimo umorzonego dochodzenia, policjanci przez cały czas prowadzili poszukiwania zaginionej. Trwały też intensywne prace operacyjne w tej sprawie. Śledczy ustalili nazwiska dwóch mężczyzn, którzy mieli pomagać domniemanemu sprawcy w ukryciu zwłok.

Kolejny przełom w śledztwie nastąpił w styczniu 2007 roku. W zbiorniku wodnym w miejscowości Włodowice policjanci odnaleźli dwie łopaty. Jak się potem okazało użyto do zakopania zwłok dziewczyny. Prokurator okręgowy i policjanci podjęli decyzję o przedstawieniu zarzutów zabójstwa 29-letniemu Grzegorzowi G. – koledze zamordowanej dziewczyny. Podejrzany, który przebywał w zakładzie karnym, został tymczasowo aresztowany.

Karolina Kozicka: bo odrzuciła zaloty

Mężczyzna początkowo nie przyznawał się do zabójstwa. Policjanci, prokurator oraz policyjny psycholog opracowali szczegółową taktykę przesłuchania podejrzanego. Po dwóch dniach przesłuchania podejrzany przyznał się do popełnienia zbrodni. Mężczyzna wyjawił wszystkie okoliczności zabójstwa Karoliny i powiedział, że motywem przestępstwa był zawód miłosny, wskazał również bardziej dokładnie miejsce ukrycia zwłok.

Tamtego kwietniowego dnia spotkał ją gdy wracała z kościoła. Karolina Kozicka nie miała ochoty na rozmowę. On był wściekły, że odrzuciła jego zaloty.  W ataku furii uderzył ją. Upadła na ławkę, raniąc się w głowę. Potem, gdy była już nieprzytomna, kilkakrotnie uderzał jej głową o ławkę. By się upewnić, że nie żyje, skakał po głowie. Potem groźbami zmusił dwóch znajomych do pomocy w zakopaniu zwłok.

Grzegorz G. został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności choć prokurator wnioskował o dożywocie. Za okoliczność łagodzącą Sąd Okręgowy w Częstochowie uznał fakt, że zabójstwo nie było zaplanowane, oskarżony przyznał się do zarzucanego mu czynu oraz nie mataczył w  śledztwie.

Fot. pixabay.com