Katastrofa autobusu w Gdańsku

Czarna kartka z kalendarza.: 2 maja. 2 maja 1994 roku miała miejsce katastrofa autobusu w Gdańsku. Zginęły 32 osoby, a 43 było rannych. Jest to wypadek drogowy z największą liczbą ofiar śmiertelnych, jaki wydarzył się na terytorium Polski.

Autobus Autosan H9-21, wyprodukowany w 1983, w chwili katastrofy miał 11 lat, pół roku wcześniej przeszedł kapitalny remont. 2 maja 1994 roku,  podczas popołudniowego kursu relacji Zawory-Kartuzy-Gdańsk, był przepełniony. Tłoczno zaczęło robić się już od miejscowości Chmielno, ale największy tłum pasażerów wsiadł w Kartuzach, wciskając się do i tak przepełnionego autobusu. Ostatecznie w środku zamiast przepisowych 51 osób było aż 75 pasażerów. Nie było to wówczas nic nadzwyczajnego. Zwłaszcza na liniach podmiejskich.

Nagle na prostym odcinku, 500 metrów od przystanku w Kokoszkach, 39-letni kierowca autobusu (z 18-letnim stażem) postanowił wyprzedzić jelcza. W chwili powrotu na prawy pas pękła prawa opona. Autobus zniosło na pobocze. Pechowo akurat w tym miejscu, gdzie rosło drzewo… Autobus wbił się w nie 4 metry do środka. Stojący w przejściu między siedzeniami na czele autobusu pasażerowie nie mieli najmniejszych szans na przeżycie.

Jako pierwsza, po blisko 20 minutach, na miejsce przyjechała straż pożarna z nieodległego Żukowa. Niedługo później dołącza do nich 26 karetek pogotowia z Trójmiasta, Kartuz i Kościerzyny.

Katastrofa autobusu w Gdańsku – wyroki

Na miejscu stwierdzono 25 zgonów. Podczas transportu do szpitali umarły 2 kolejne osoby, a 3 podczas nocy. Ostateczny bilans tragedii wyniósł 32 zabitych i 43 rannych.

Zdaniem prokuratury autobus poruszał się wówczas z prędkością około 60 km/h, wobec ograniczenia do 50 km/h, kierowca stwierdzi natomiast podczas późniejszego składania zeznań, że prędkościomierz wskazywał 40, może 45 km/h.

Kierowca nie miał jednak praktycznie żadnego czasu na reakcję, stan ogumienia był fatalny w wyniku ciągłych braków, hamulce uznano za niesprawne, a wpuszczanie kolejnych pasażerów było wręcz wymuszane przez przełożonych.

W styczniu 1999 roku kierowca autobusu został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślne jej spowodowanie. Mistrz stacji obsługi na rok, a zastępca dyrektora ds. technicznych – na 10 miesięcy. Oba wyroki również z zawieszeniem na 2 lata za dopuszczenie autobusu do ruchu.

Kierowca autobusu nigdy już nie podniósł się po tragedii. Nazywano go mordercą. Nie dość, ze ukrywał się przed linczem, to zostawiła go partnerka. Mężczyzna zmarł w 2014 roku.

Fot. domena publiczna