Kim był gangster Michaił Gorbaczow?

Jeśli pomyślisz, Czytelniku, że autor tej opowieści nazywa gangsterem zmarłego niedawno pierwszego i jedynego prezydenta Związku Radzieckiego, to wyciągasz pochopne wnioski. Ten Gorbaczow był naprawdę gangsterem i to w wymiarze międzynarodowym.

Jego los niefortunnie splótł się z losem polskiego biznesmena, który po latach emigracji wrócił do rodzinnego kraju i osiadł na Warmii, we wsi Kaborno, nieopodal Olsztyna. I tam w końcu ubiegłego wieku doszło do tajemniczych wydarzeń. Wydarzeń do dziś spędzających sen z oczu lokalnych śledczych i dziennikarzy zajmujących się sprawami kryminalnymi. W tym niżej podpisanego, który już w 1999 roku opisywał te zdarzenia na łamach olsztyńskiej prasy. Ale po kolei.

Gorbaczow – rosyjski boss i jego piękna żona

Zbieżność imienia i nazwiska bossa rosyjsko-estońskiej mafii z personaliami byłego sekretarza generalnego KPZR nadają dodatkowego pieprzu tej niecodziennej historii. Chyba nie było nikogo, kogo by nie zaskoczyło to zderzenie personaliów: mafioso Michaił Gorbaczow!? Ten drugi, czyli urodzony pod koniec lat 60. XX wieku w Krasnodarze nad rzeką Kubań, niedaleko Morza Czarnego, również był rodowitym Rosjaninem. W światku przestępczym zaczynał jako drobny złodziej, ale szybko  piął się w górę. Już jako ważny w strukturach miejscowej mafii przywódca przejął w Tallinie (Estonia) hotel „Wilno” oraz kontrolę nad tamtejszą prostytucją. Gdy już zgromadził w sejfie pierwszy milion dolarów, założył legalną firmę handlującą metalami kolorowymi. Oczywiście była to głównie przykrywka jego bardziej dochodowej, nielegalnej działalności, czyli handlu bronią oraz narkotykami. Schemat w tej branży.

O ile narkotyki łatwo ukryć, to broń wymagała obszerniejszego schowka. Gorbaczow, znany w swoim środowisku jako Misza albo – z angielska – Mike, rozwiązał ten problem dzięki pomocy swego kumpla – Denisa Kozlovsa, który w tej opowieści jeszcze się pojawi. Otóż ojciec Denisa był dyrektorem muzeum morskiego w Rydze, stolicy i największym mieście nadbałtyckiej Łotwy. Dzięki czemu Misza mógł przechowywać pistolety i karabiny między innymi pod pokładem okrętu podwodnego – jak donosiła później estońska prasa. Według informacji medialnych z końca XX wieku grupa Gorbaczowa miała wszelkie znamiona mafii. Przyjmowanie w jej szeregi nowych gangsterów odbywało się z zachowaniem ceremoniału rodem z filmu „Ojciec chrzestny”. Łącznie z całowaniem bossa w rękę. Tyle że ten „chrzest”, w przeciwieństwie do filmowego, odbywał się w prawosławnej cerkwi.

Biznes tak dobrze szedł, że Misza wkrótce stał się jednym z najbogatszych ludzi w Tallinie. I zachował wszelkie pozory zamożnego obywatela, głowy bogobojnej rodziny. Zwłaszcza że jego żoną została piękna Aleksandra, córka pułkownika milicji, podobnie jak Mike, pochodząca z Krasnodaru. Tam się poznali i związali aż do śmierci. Swoją urodę Aleksandra podkreślała drogą biżuterią i szykownymi strojami prosto od Diora i Armaniego. W Tallinie wzbudzała wręcz zachwyt mężczyzn i zrozumiałą zazdrość kobiet. Z pewnością niejedna życzyła jej wszystkiego najgorszego, co wkrótce się spełniło.

Słowiańska przyjaźń w Tajlandii

Być może jednak, bo możemy oprzeć się na domysłach, status tej pary nie rzucał się w oczy Estończyków. Zdobyte bogactwo pozwalało małżeństwu Gorbaczowów wyjeżdżać za granicę, a wakacje obowiązkowo spędzali w różnych atrakcyjnych miejscach świata. W tym w Tajlandii, gdzie po raz pierwszy zetknęli się z polskim biznesmenem, przedstawiającym się jako Waldy Barton. W wypoczynkowej miejscowości Pattaya prowadził biznes polegający na hurtowym handlu dżinsami oraz ciąganiu za motorówką żądnych wrażeń turystów, z doczepionymi spadochronami. Jego z angielska brzmiące nazwisko, choć wpisane w amerykański paszport, nie zmyliło jednak Rosjanina, który odnalazł w nowym przyjacielu pokrewną słowiańską duszę.

W azjatyckim kurorcie spędzali wspólnie dużo czasu. Misza z Saszą, Waldy z rodowitą Tajką, którą przedstawiał jako swoją żonę. A do wspólnego biesiadowania zapraszani byli dwaj wspólnicy, a właściwie „żołnierze” bogatego Rosjanina, atletycznie zbudowani, wysportowani, uprawiający sztuki walki faceci: wspomniany Łotysz Denis Kozlovs i Estończyk Toomas Kopelman. I jak to w życiu bywa, przyjaźń Bartona z Gorbaczowem przerodziła się w kontakty biznesowe, gdy ten pierwszy zaczął sprzedawać Rosjaninowi dżinsy. Potem bywał u niego w Tallinie.

Waldy Barton (rocznik 1945) to równorzędna figura w tej historii, która – jak się okazało – miała decydujący wpływ na losy Michaiła Gorbaczowa. Pochodził spod Łomży na Mazowszu i nazywał się Waldemar Baran-Baranowski. A przynajmniej z takim przydomkiem występował w późniejszych procesach sądowych w Polsce. Rodzinne strony porzucił jako młody człowiek, gdy szukał swego miejsca w życiu i już wtedy miał konkretny plan na przyszłość. W latach 70. XX wieku wyjechał na wycieczkę do Jugosławii, z której „urwał się” bez słowa i przez Włochy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Wkrótce dostał obywatelstwo amerykańskie, zajmując się na początek drobnym biznesem, potem prowadząc stację benzynową i firmę transportową. W 1981 roku już na tyle się dorobił, że do Stanów sprowadził młodszego o 10 lat brata Andrzeja. Mężczyzna zamieszkał w Nowym Jorku. Gdzie – jak opowiadał później autorowi tego tekstu – ciężko pracował w firmie budowlanej. Zarabiał na życie rodziny i wykształcenie dwóch synów. Z pozytywnym skutkiem.

Chcesz poznać całą historię? Sięgnij po Detektywa 3/2023 (tekst Marka Książka pt. Życie i śmierć  gangstera Michaiła Gorbaczowa). Cały numer do kupienia TUTAJ.