Kraków. Jan Malisz zawisł na szubienicy

Poniedziałek, 2 października 1933 roku. Kamienica przy ul. Pańskiej (dziś ul. Marii Curie-Skłodowskiej) w Krakowie. Z lokalu na drugim piętrze dochodzą głosy właścicieli przeplatające się z pojedynczymi krzykami. Dzień jak co dzień. Trzypokojowe mieszkanie zajmował dawny agent handlu drewnem, 86-letni Michał Süskind wraz z żoną Heleną i córką Eugenią. Rodzina nie cieszyła się najlepszą opinią w okolicy. Słynęła z częstych awantur i kłótliwego usposobienia. Tego dnia było jednak inaczej.

Za dziwnymi odgłosami dobiegającymi zza dębowych drzwi stała prawdziwa tragedia. Po chwili, jeden z mieszkańców kamienicy natknął się na schodach na dwie obce osoby, które głośno komentowały nieuprzejmość rodziny Süskindów. W zdemolowanym mieszkaniu, pośród wszechogarniającego chaosu, leżały ciała trzech osób – listonosza Walentego Przebindy, Heleny Süskindównej oraz jej męża, Michała.  Z życiem uszła jedynie 47-letnia córka małżeństwa, która przeżyła dzięki błyskawicznie przeprowadzonej trepanacji czaszki. Wszystko dookoła poplamione było krwią. Obok ciał leżały rozrzucone przekazy pocztowe i rozsypany bilon. Brakowało jednak skórzanej torby listonosza. Wszystko wskazywało na to, że zbrodnia miała charakter rabunkowy.

Czasy były bardzo ciężkie, brakowało pieniędzy na życie. Dramatyczna sytuacja wielu rodzin i brak nadziei na jakąkolwiek poprawę. Za prawdziwych szczęściarzy uznawało się tych, którzy mieli pracę. Zatrudnienie możliwe było jedynie po znajomości lub po wręczeniu łapówki. Wszystko zaczęło się za oceanem w czwartek 24 października 1929 roku. Tamtego dnia na nowojorskiej giełdzie zanotowano gwałtowny spadek akcji. Krach zapoczątkował kryzys ekonomiczny, który zakończył się dopiero w 1933 roku, dotykając niemal wszystkich rozwiniętych państw. Powróćmy jednak do Krakowa i do naszych bohaterów.

Chcąc zasilić domowy budżet, Michał Süskind postanowił wynająć jeden z pokoi. Ogłoszeniem w gazecie zainteresował się 25-letni mężczyzna, który przedstawił się jako Rotter. Był wysokim, ciemnym szatynem, skromnie ubranym. Oglądając pokój przyznał, że chce wynająć go dla swojej znajomej – Salomei Seleckiej, studentki pierwszego roku Akademii Sztuk Pięknych. Z właścicielem mieszkania uzgodnili czynsz w wysokości 40 zł miesięcznie. Rotter wręczył Süskindowi 5 zł zadatku i ustalili, że resztę należności uiszczą w dniu wprowadzenia się Seleckiej. Wkrótce nastąpił ten dzień. Wspomniany 2 października 1933 roku.

O świcie, gdy Kraków leniwie budził się do życia, Rotter przybył wraz ze swoją towarzyszką do mieszkania przy ul. Pańskiej. Chciał wprowadzić Selecką do jej nowego pokoju, czemu kategorycznie sprzeciwił się Süskind. Zażądał opłaty całości czynszu. Rotter obiecał, że zapłacą resztę, jak tylko zjawi się listonosz z przekazem pieniężnym. Między mężczyznami wywiązała się awantura, którą przerwało energiczne pukanie do drzwi: Listonosz! Przekaz na 10 zł dla Salomei Seleckiej!

Po wejściu Przebindy do mieszkania, Rotter usiłował podjąć przekaz na osobności, wyprowadzając listonosza do drugiego pokoju. Na drodze stanął im właściciel mieszkania, żądając, by wszystko odbyło się w kuchni, przy świadkach. Rotter musiał więc ustąpić. W chaosie panującym w mieszkaniu zaczął jednak panikować. Gdy Solecka podeszła do stołu, by podpisać przekaz, padły strzały.

Strzelał Rotter. Celnie. Bardzo celnie. Wystarczył jeden strzał, by zabić listonosza Przebindę. Wówczas Süskindowie zaczęli uciekać do pozostałych pokoi. Rotter rzucił się na Süskinda, któremu odebrał życie dwoma strzałami. Selecka zaatakowała kobiety, jednak sama nie dała im rady. Zawołała na pomoc swego towarzysza. Ten wystrzelił kolejne trzy pociski. Kiedy celował w Eugenię, broń odmówiła posłuszeństwa. Zaczął okładać ją rękojeścią rewolweru, a dzieła dopełniła Selecka, dusząc kobietę kołdrą.

Napastnicy zabrali torbę listonosza. Ich łupem padło ponad 18 tys. zł. Tak obłowieni, spokojnym krokiem opuścili mieszkanie przy ul. Pańskiej. Schwytanie zbrodniarza wydawało się procesem skomplikowanym i długotrwałym. W końcu nikt go nie znał, nikt nie był wtajemniczony w jego plany. Mogłoby się wydawać, że ślad po nim zaginął. Było wręcz przeciwnie – funkcjonariuszom bardzo szybko udało się wpaść na prawdziwy trop przestępcy. Warto podkreślić, że prawdziwy. Bowiem ukrywał się on pod fałszywym nazwiskiem.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 3/2024 (tekst Anny Rychlewicz pt. Obraz nędzy i rozpaczy). Cały numer do kupienia TUTAJ.