Krakowskie Archiwum X. O tajemnicach psychiki morderców, najnowszych metodach wykrywania zbrodni i śladach, których nie da się zmyć żadnymi sposobami, opowiadają Bogdan Michalec i Mariusz Nowak – twórcy krakowskiego Archiwum X.
Anna Rychlewicz: Jakiego podejścia wymaga analiza akt, które lata temu były wertowane przez dziesiątki par policyjnych oczu i nic z nich nie wynikało, a nagle wyczytujecie z nich coś, na co nikt wcześniej nie zwrócił uwagi?
Bogdan Michalec: To nie są żadne cuda. To jest kwestia podejścia. Kwestia tego, że zwracamy uwagę na inne rzeczy. Niekiedy jest tak, że czytamy akta i w pierwszych kilku zdaniach znajdujemy rozwiązanie. Myślimy sobie, jak to możliwe, że nigdy wcześniej nikt tego nie zauważył.
Mariusz Nowak: Musimy pamiętać też o jednej bardzo ważnej rzeczy – jeśli ktoś podaje nam jakieś szczegóły w sprawie i mówi, że to było tak i tak, to wcale nie oznacza, że w rzeczywistości właśnie taka sytuacja miała miejsce. Nie możemy dawać temu wiary. Ludzie często chcą sprowadzić śledztwo na zły trop. Jeśli chodzi o polskie realia, ludzie kłamią, czasami mówią półprawdę. Nawet nie dlatego, żeby kryć sprawcę, ale żeby po prostu nie mieć z tą sprawą nic wspólnego. Swego czasu próbowano wprowadzić w Polsce holenderską analizę kryminalną. Polegała ona na tym, że do komputera wrzuca się wszystkie dane, przesłuchania świadków, analizę i tak dalej, a komputer wyrzuca nam wtedy, co zrobić albo kto ewentualnie może być sprawcą. U nas to się nie przyjęło.
Dlaczego? W Holandii jest tak, że jak Pani z kimś rozmawia, w większości ludzie powiedzą prawdę. Jeśli ma Pani świadka, który powie, że ten samochód był biały, to on naprawdę był biały. A u nas z tym różnie bywa…
Krakowskie Archiwum X – ludzie do zadań specjalnych
B.M.: Udzieliłem kiedyś wywiadu, który był zatytułowany: „Polska to bardzo trudny kraj dla detektywów”. Rzeczywiście tak jest. Człowiek jest zakłamany. Ma w sobie dużo prawdy, ale wydobycie jej z niego możemy porównać do procesu poszukiwania złota. Jest skała, z której trzeba odkuć jej wszystkie naleciałości kulturowe, by dotrzeć do kawałka złota. Dlatego, gdy czytamy akta sprzed lat, musimy zwracać uwagę na każdą najmniejszą nieścisłość. To, o czym już mówiliśmy – musimy zmienić sposób myślenia, podejść do tego od innej strony, nie działać według ustalonego schematu, a znaleźć na rozwiązanie sprawy nowy wzór.
M.N.: Nieocenione jest też doświadczenie życiowe. Teraz z Bogdanem, po tych wszystkich latach, po kilku zdaniach akt, jesteśmy w stanie ustalić realne rozwiązanie. Jeśli tego doświadczenia brakuje, dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Mieliśmy kiedyś taki przypadek, że doprowadzaliśmy gościa na sankcję. Był to bandyta, więc skuliśmy go, ale pani sędzina kazała go rozkuć, bo jak to tak. On powinien mieć swoje prawa, a źli policjanci tak nieładnie go potraktowali. No to go rozkuliśmy. Po czym gość, jak usłyszał wyrok, zdjął but i wycelował nim w stronę sądu. Sędzina była zbulwersowana. Mówiła, co to za bandyta… Ale my przewidzieliśmy to wcześniej, dlatego go skuliśmy.
Chcesz przeczytać cały wywiad? Sięgnij po Detektywa 8/2022 (wywiad Anny Rychlewicz pt. Tajemnice krakowskiego Archiwum X). Cały numer do kupienia TUTAJ.