To była krwawa zemsta za psi smalec

Krwawa zemsta za psi smalec. Dochodzi do zabójstwa i zaraz jest problem. Gdy tylko ofiara wydaje ostatnie tchnienie, sprawca musi coś zrobić z ciałem. Jeżeli do zbrodni doszło w miejscu jego zamieszkania pozostawienie tam zwłok raczej nie wchodzi w rachubę. Lepiej się ich pozbyć. Ale jak? Rozpuścić w kwasie? Pomysł dobry, ale nierealny, bo po pierwsze trzeba się znać na chemii, po drugie skąd wziąć potrzebną do takiej „operacji” substancję żrącą? Przecież nie sprzedają jej w supermarketach.

Rozwiązaniem mniej skomplikowanym, łatwiejszym do realizacji jest porzucenie zwłok na jakimś pustkowiu. Ale tu także czai się ryzyko. Ciało ludzkie ma rozmiary wykluczające schowanie go do kieszeni i trochę waży. Ktoś może zauważyć podłużny pakunek ładowany do bagażnika samochodu lub niesiony do miejsca, gdzie ma zostać porzucony. W takich okolicznościach wyobraźnia podsuwa pomysły rodem z filmu „Piła”.

Zwłoki bez stóp

25 kwietnia 2019 roku dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Janowie Lubelskim otrzymał zgłoszenie, z którego wynikało, że w kompleksie leśnym na terenie gminy Modliborzyce zostały znalezione zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Na ciało natknęli się ludzie, którzy korzystając z ładnej wiosennej pogody wybrali się do lasu na przechadzkę.

Zwłoki leżały w płytkim dole, zasłoniętym przez zarośla.  W lecie, gdy zieleń jest bujniejsza niż w kwietniu, mogłyby nie zostać zauważone. Niespodziewany widok nieżywego człowieka jest wstrząsający. W przypadku znalezionego w lesie mężczyzny groza była jeszcze większa. Potęgował ją brak stóp u denata. Poszarpane rany i skrzepnięta krew świadczyły, że zostały niedawno odcięte.

Policyjny lekarz stwierdził zgon mężczyzny z powodu obrażeń klatki piersiowej powstałych na skutek ciosu zadanego ostrym przedmiotem – najprawdopodobniej długim nożem. Stóp pozbawiono go, gdy już nie żył. Wstępne ustalenia dotyczące przyczyny zgonu, jak też okaleczenia ciała potwierdziła sekcja zwłok, przeprowadzona w zakładzie medycyny sądowej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.

Zwłoki zostały zidentyfikowane przez ludzi, którzy je odkryli. Był to 36-letni Grzegorz T.,
zamieszkały w pobliskiej wsi Wierzchowiska. To niewielka miejscowość, wszyscy mieszkańcy się znają, nie było więc wątpliwości co do tożsamości ofiary makabrycznego morderstwa.

Samotny, ale towarzyski

W niedużych społecznościach wiejskich ludzie nie tylko dobrze się znają, ale także sporo o sobie wiedzą. Toteż, gdy policja pytała mieszkańców o Grzegorza T., ci nie szczędzili informacji na jego temat. 36-latek mieszkał sam w niedużym domu, który zdaje się kupił od rodziny poprzednich właścicieli, zmarłych kilka lat temu.

– Zwyczajny, spokojny facet, nikomu nie szkodził, nikomu się nie narażał. Sympatyczny nawet. Chociaż nie pochodził z Wierzchowisk, był w naszej wsi akceptowany – scharakteryzowali go miejscowi.

– A czym się zajmował? Z czego żył? – indagowali śledczy.

Na to pytanie nie usłyszeli jasnej, konkretnej odpowiedzi. Niby Grzegorz T. wraz z domem nabył pół hektara ziemi, ale rolnictwem się nie zajmował. Nie widziano go przy orce ani przy zasiewach. Z czegoś jednak musiał się utrzymywać. Mieszkanie miał urządzone może nie na bogato, ale na pewno też nie biednie – duży nowoczesny telewizor, mikrofalówka, całkiem przyzwoite meble, laptop. W garażu stał 10-letni golf, ale sprawny jak nowy.

– No cóż – powiedzieli sąsiedzi. – Widać miał inne źródło utrzymania. Jakie, tego nie wiemy, bo nasza wiedza aż tak daleko nie sięga. Może prowadził interesy? W ostatnich latach trochę ludzi się u nas osiedliło i też nie żyją z rolnictwa. Z czego – to ich sprawa, nas to nie obchodzi. Jak to się mówi, nie interesuj się innymi, bo kociej mordy dostaniesz…

Policja przypuszczała, że rozmówcy wiedzą znacznie więcej o interesach Grzegorza T.
Na razie jednak zostawiono ten wątek. Z przeprowadzonych wywiadów wynikało, że zamordowany mężczyzna, chociaż samotny, bynajmniej nie prowadził życia anachorety. Był towarzyskim człowiekiem, lubił wypić, ale nie do lustra.

– A z kim lubił się napić?

Odpowiedzieli, że Grzegorz T. często biesiadował z najbliższym sąsiadem, Piotrem K. i jego młodą przyjaciółką. Zwykle przychodził do nich do domu. Libacje trwały niekiedy wiele godzin. Pili we troje, czasami dołączali się inni.

Krwawa zemsta. Zero szacunku, tylko strach

52-letni Piotr K. był jednym z tych, którzy kupili w Wierzchowiskach ziemię, ale jej nie uprawiali. Mieszkał z kochanką w parterowym domu na skraju wsi, oddalonym o niespełna 100 metrów od lasu. Był emerytowanym policjantem. Tacy ludzie cieszą się zwykle szacunkiem, są lubiani, ich obecność sprawia, że miejscowi czują się bezpieczniej. Jednak Piotr K. nie był lubiany. Nie wzbudzał szacunku tylko strach. Był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną. Miał porywczy charakter i skłonności do agresji. Najczęściej odbijało mu po wódce, a alkohol stanowił jedną z jego najważniejszych potrzeb.

Chcesz poznać tą wstrząsającą historię? Sięgnij po Detektywa 3/2023 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Krwawa zemsta za psi smalec). Cały numer do kupienia TUTAJ.