Krzysztof Jackowski – specjalnie dla Detektywa

Jasnowidzeniem zajmuje się od ponad 30 lat. Pomagając policji z całej Polski, rozwikłał wiele spraw kryminalnych. Ma wizje. Sam przekornie mówi, że ma też siedmiu aniołów, którzy mu podpowiadają. Widzi aury i fruwające energie. Gdy przez dłuższy czas nie znajduje żadnego ciała, mówi do swojej żony: „Dawno nie miałem świeżego trupa”. I choć wiele osób pozostaje sceptycznych w stosunku do jego działalności i dokonań, liczne dokumenty policji potwierdzają jego skuteczność. O doświadczaniu i nagłym poczuciu, które jest pierwszym składnikiem wizji opowiada czytelnikom „Detektywa” Krzysztof Jackowski.

ANNA RYCHLEWICZ: Panie Krzysztofie, zacznijmy od początku – pierwsza Pana sprawa. Pierwszy moment, w którym uświadomił Pan sobie, jakimi zdolnościami jest obdarzony.

KRZYSZTOF JACKOWSKI: Jako młody chłopak miałem straszną nerwicę. Pracowałem w firmie, w której miałem okropnego szefa. Nie mogłem spać. Pewnej nocy, nie mogąc zasnąć, w głowie usłyszałem jakiś głos: „Nabierz wody, bo jutro jej zabraknie”. Pomyślałem sobie, że dostaję świra. Ignoruję więc ten głos. Próbuję spać. Nagle zobaczyłem obraz jak z widokówki. Plac w Człuchowie i ogromny wykop. Żółta koparka. I znów to poczucie, żeby nabrać wody. Wtedy zrozumiałem, że jestem nienormalny. Wstaję rano i sprawdzam – jest woda. Pomyślałem, że muszę iść do lekarza. Po ośmiu godzinach wracam z pracy, a żona mówi, że nie ma obiadu, bo od rana nie ma wody. Wybiegłem z kamienicy jak poparzony. Biegnę przed siebie i widzę żółtą koparkę, kilku pracowników. Kopią dokładnie w tym miejscu, które zobaczyłem.

Przez pół godziny stałem jak wryty i nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Później miałem jeszcze kilka takich sytuacji. Sam zacząłem się z tym oswajać, ale ludzie myśleli, że mają do czynienia z wariatem. Zwierzyłem się jakiemuś człowiekowi, który interesował się parapsychologią. Spotkałem się z nim, dał mi jakieś zdjęcia. Coś mu mówiłem, ale nie pamiętam co. Po kilku tygodniach spotkałem go na mieście i usłyszałem: „Powiedziałem moim znajomym, że masz takie właściwości. Że masz wizje. Że potrafisz czytać ludzi. A oni mają ciężko chorego syna i lekarze nie potrafią niczego zdiagnozować”. Wtedy poczułem się wyróżniony.

***

To była Pana pierwsza wizja na zawołanie?

Dokładnie tak! Następnego dnia poszedłem do tych ludzi. Spodziewałem się, że tam będzie grobowa atmosfera, ciężko chory syn. Drzwi otwierają mi dwie radosne panie. Jedna z nich dała mi zdjęcie chłopaka i jego brązowy sweter. Zostawiły mnie w pokoju, poszły do kuchni. Próbuję się skupić, a one za ścianą nieustannie gadają, chichrają. Pomyślałem sobie, co za matka – ma ciężko chorego syna, a siedzi sobie i plotkuje z koleżanką. Mówię do siebie: „Krzychu – czas się wycofać. Tylko zrób to z głową”. Za chwilę jednak coś poczułem. Wziąłem ten sweter i jedno konkretne skojarzenie – krosty. Nic więcej. Na kawałku kartki zapisałem to jedno słowo. Dziś dałbym duże pieniądze za tę kartkę i to, co na niej napisałem. Oprawiłbym to w złote ramki i trzymał na biurku.

Wtedy schowałem ten skrawek kartki do koszuli i pomyślałem, że czas się zwijać. Poszedłem do tej matki i powiedziałem, że nic z tego nie będzie. A ta kobieta do mnie: „Aleś Pan mnie zawiódł. Gienek mi tyle o Panu opowiadał, a Pan nic? No ale dobrze, za fatygę dam Panu chociaż kawę”. Stoję już w przedpokoju i myślę, że jednak warto byłoby się dowiedzieć, na co ten syn jest chory, a ona mi mówi, że dziecko jak się denerwuje to dostaje takiej wysypki, drobnej kaszki.

Wie Pani, jak ja się wtedy poczułem? Z tą kartką w kieszeni? Poczułem się jak Tyson, który ma znokautowanego przeciwnika i któremu wystarczy dać tylko pstryczka w nos i on leży! Wyciągam tę karteczkę, podaję jej pewien, że ona zaraz tam padnie na kolana, a ona mi mówi: „No panie Jackowski! Krosty? To to i ja i moja sąsiadka wiemy”. Wypadłem z tego mieszkania, wypier*** tę kawę do pierwszego kosza. I choć ona tego nie rozumiała, ja poczułem się jak zwycięzca. Zrozumiałem, że człowiek ma w mózgu skaner i może czytać. I czytam tak do dzisiaj.

Krzysztof Jackowski – wywiad dla Detektywa

W jaki sposób Pan czyta? Jak wygląda geneza wizji? Jakie warunki muszą zostać spełnione, by podjął się Pan pracy nad daną sprawą?

Jeśli chodzi o sprawy zaginięć czy sprawy kryminalne, takie jak chociażby morderstwa, wszystko zaczyna się od rzeczy należącej do tej konkretnej osoby. Tak, jak pies dostaje rzecz do szukania jakiegoś śladu, tak u mnie działa to na bardzo podobnej zasadzie. Dostaję rzecz osoby zaginionej, wącham tę rzecz, trzymam ją blisko czoła.

Czy podczas takiej wizji jest Pan sam czy mogą być przy Panu na przykład bliscy zaginionej osoby?

Wizję wykonuję sam. Cały proces tego, co robię, odbywa się w samotności. Nie zawsze mam jednak taką możliwość. Chociażby w przypadku, gdy dostaję rzeczy zabezpieczone, które są dowodami w sprawie. Wówczas wszystko musi odbywać się w obecności policjantów.

W jaki sposób odbiera Pan wizję? Czy jest to na tyle jasny przekaz, że jest Pan w stanie wskazać na przykład konkretne miejsce leżenia zwłok?

Oczywiście, że jest możliwe wskazanie takiego miejsca. Na podstawie wielu spraw, które wykonałem mogę powiedzieć, że niejednokrotnie byłem w stanie wskazać punktowe, bardzo konkretne miejsce.

Krzysztof Jackowski w wywiadzie dla Detektywa. Chcesz przeczytać całą rozmowę z jasnowidzem? Sięgnij po Detektywa 1/2023 (materiał Anny Rychlewicz pt. Poszukiwacz ciał). Cały numer do kupienia TUTAJ.