Lawina w Białym Jarze. Wielki dramat w Karkonoszach

– Zima 1967/68 nie była bardzo śnieżna. Charakteryzowały ją częste odwilże. Po okresach ciepłej pogody następował mróz, śnieg o różnej konsystencji i gęstości zalegał warstwami – jedna na drugiej. Wierzchnia warstwa najczęściej była mokra i przez to ciężka. W środę 20 marca było pięknie i słonecznie. Temperatura wynosiła ok. -1 st. W Karpaczu wiatr wiał z prędkością 10-15 m/s, a wyżej w górach nawet 20 m/s.

– Nad Białym Jarem powstały ogromne nawisy śnieżne. Turystom odradzano wychodzenie w góry. Mimo ostrzeżeń, tego dnia na szlak wybrało się wielu ludzi. Do Białego Jaru wyruszyło rano ponad 20 osób: Polaków, Rosjan i Niemców.

– O godzinie 11.10 ze stoków ruszyła wielka masa śniegu. Z powierzchni prawie 8 hektarów runęło w dół ponad 60 tysięcy metrów sześciennych śniegu o masie 16,5 tysięcy ton. Lawina spadała ze stoku o nachyleniu 46 stopni i o wysokości ponad 150 metrów. Odbiła się o stok leżący naprzeciwko, co spowodowało porwanie kolejnych warstw śniegu.

– Lawina spadła na 24 osoby idące dnem Jaru i porwała je ze sobą. Z lawiniska o długości 600 metrów i wysokości u czoła 20 metrów (ponad 6 pięter) cudem wyratowało się 5 osób. Pozostałych 19 nie udało się uratować. Ostatnią ofiarę odkopano po miesiącu.

Jary to podłużne zagłębienia terenu o stromych zboczach, które powstają na skutek erozyjnego działania nurtu rzek. Są formacją powszechnie spotykaną w górach, często wykorzystywaną przez amatorów wspinaczki w podejściu do wyznaczonego na cel szczytu. Taką funkcję pełni też Biały Jar, przez który prowadzi najkrótsze podejście do Śnieżki.

Do wypadku doszło przed południem przy słonecznej pogodzie. Być może to ona sprawiła, że część przebywających wtedy w Karkonoszach turystów zignorowała ostrzeżenia przed lawiną.

Jeden z GOPR-owców, Jerzy Janiszewski, codziennie rano wydzwaniał do dyrekcji Funduszu Wczasów Pracowniczych i kierowników poszczególnych domów wypoczynkowych. Ostrzegał przed prowadzeniem wycieczek przez miejsca szczególnie zagrożone. Ostrzeżenie zostało wydane również 20 marca. Część turystów tego ostrzeżenia posłuchała i zawróciła do Karpacza, ale kilka grup postanowiło jednak kontynuować wyprawę.

Największa z nich, kilkunastoosobowa, składała się ze studentów Instytutu Górniczego w Kujbyszewie. W zagrożonym rejonie znaleźli się również turyści z NRD oraz Polski.

Ratownik GOPR Andrzej Brzeziński zapamiętał, że w grupie z Kujbyszewa nikt nie miał nawet odpowiedniego obuwia. „Dziewczyny poszły w szpilkach, a mężczyźni w półbutach” – wspominał.

Około godziny 11 ta międzynarodowa grupa doszła do miejsca, w którym droga skręca w lewo i wychodzi na zbocze Kopy w kierunku do górnej stacji wyciągu. Jeden z Niemców odszedł w pewnej chwili na bok, za drzewka i to – jak się okazało – go uratowało. W tym momencie bowiem z górnych krawędzi Białego Jaru poleciała lawina.

Akcję ratunkową podjęto w ciągu kilkunastu minut. Brakowało jednak sprzętu – ratownicy początkowo używali łopat do węgla. Wczesnym popołudniem do akcji włączyli się żołnierze z Jeleniej Góry i Czesi – ratownicy Horskiej Służby. W sumie w akcji wzięło udział 1100 osób.

Specjaliści doszli do wniosku, że wszyscy zostali przysypani błyskawicznie – w ciągu kilku-kilkunastu sekund, nie zdążyli się poruszyć. „Niektórzy nawet nie byli świadomi tego, co się dzieje” – brzmiała jedna z konkluzji specjalistów.

Ocalało tylko pięć z 24 osób, które znalazły się w zagrożonym rejonie.

Lawinisko miało około 750 metrów długości i średnio do 80 metrów szerokości. Na tym olbrzymim polu średnia grubość śniegu wynosiła do pięciu metrów, a w czole lawiny aż do 24. Z obliczeń wynikało, że w lawinie zeszło ponad 50 tysięcy ton śniegu.

Prawie od początku było wiadomo, że raczej nie ma szans, by pod tymi zwałami śniegu ktoś przeżył.

„Zwłoki leżały przeważnie głęboko pod śniegiem, na dnie lawiniska, wplątane w konary wyrwanych z korzeniami drzew. Po wysondowaniu miejsca położenia zwłok, trzeba było się do nich dostać, kopiąc wąskie a głębokie na dwa do trzech metrów jamy. Bywało tak, że aby wydobyć ciało, trzeba było najpierw odciąć piłką gałęzie, w które było wplątane. Miejsca było mało, pracowało się więc samym brzeszczotem” – wspominał Stanisław Jawor, jeden z uczestników akcji ratunkowej.

Dla upamiętnia lawiny w miejscu katastrofy w 2018 roku stanął pomnik. Poprzedni, ustawiony tuż po zdarzeniu, został zniszczony przez lawinę, która zeszła w Białym Jarze w 1974 roku.

 W odróżnieniu od tej lawiny z 1968 roku nikt nie zginął (bo w Białym Jarze nie było akurat ludzi), ale impet spadającego śniegu był tak wielki, że ośmiotonowy granitowy blok pomnika został przeniesiony aż o 800 metrów.

Tragedia w Białym Jarze zbiegła się w czasie z wydarzeniami powszechnie znanymi jako „Marzec ’68” – kryzysu społecznego i politycznego, który swoje apogeum osiągnął na początku marca podczas protestów zapoczątkowanych przez studentów po zdjęciu z afisza „Dziadów” Kazimierza Dejmka. To oczywiście bardzo szczątkowe opisanie tamtych wydarzeń, w rzeczywistości geneza niepokojów była bardzo zawiła i do dziś historycy potrafią różnić się jej ocenie.

Napięta do granic możliwości atmosfera polityczna musiała skończyć się próbami łączenia katastrofy z sytuacją w kraju. Szybko pojawiły się plotki o celowym wywołaniu lawiny, pod którą mieli zginąć oficerowie Stasi i KGB szukający (a jakże…) złota ukrytego pod koniec wojny przez Niemów.

Swoje podejrzenia snuł też sowiecki konsul generalny, który także oskarżał Polaków (choć bez dekonspirowania rzekomych agentów radzieckiego wywiadu). Wątek przynależności ofiar do służb badało ponoć Ludowe Wojsko Polskie, jednak jak większość spraw z tamtych czasów nie doczekał się on wyjaśnienia. Sam fakt, że zagraniczni turyści okazaliby się współpracownikami którejś z wymienionych organizacji wywiadowczych, nie byłby zresztą specjalnie szokujący – na takie wypady w krajach socjalistycznych mogli sobie pozwolić tylko ludzie „poukładani” z władzą.

Wybierasz się w góry zimą? Pierwszą zasadą jest dobre przygotowanie się do wycieczki. Pamiętaj, że wyjście w góry to bardzo ogólne pojęcie, a każdy rodzaj wyprawy jest specyficzny. Choć zasady bezpieczeństwa się nie zmieniają, to zupełnie inaczej wygląda wejście na Rysy, Turbacz, Łysicę czy spacer po bieszczadzkich połoninach.

W każdym przypadku mowa o wyjściu w góry – jednak przygotowania do wycieczki muszą być nieco inne. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, jakie jest niezbędne wyposażenie turysty zimą. Rodzaj ekwipunku będzie się różnił w zależności od tego, czy planujesz wielogodzinną wyprawę w Wysokie Tatry, czy na przykład spokojną wędrówkę po Gorcach. W drugim przypadku zwykle w ciągu maksymalnie dwóch godzin możesz zejść na dół do najbliższej miejscowości. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, nie narażasz się więc na duże niebezpieczeństwo.

Im bardziej wymagający szlak, tym dokładniej musisz zaplanować przebieg wyprawy i przygotować potrzebne wyposażenie. Bardzo ważną zasadą jest to, aby nie przeceniać swoich możliwości. Nie jesteś zapalonym górołazem? Na początek wybierz łatwiejszą i mniej stromą trasę. Na trudne szlaki przyjdzie czas, gdy wyrobisz kondycję i nabierzesz doświadczenia.

Bezpieczeństwo w górach to podstawa, a niezbędny ekwipunek to coś, o czym absolutnie nie można zapominać. Nie należy jednak traktować zimowych wyjść w góry jako sportu ekstremalnego dostępnego jedynie dla profesjonalnych sportowców.

Świetnym pomysłem na wyprawę jest Śnieżka i Śnieżnik. Te dwa szczyty leżą w Karkonoszach. Wycieczkę można rozpocząć na przykład w Karpaczu. Widoki zapierają dech w piersiach, a „kosmiczny” wygląd schroniska na Śnieżce naprawdę robi wrażenie – szczególnie zimą.

Trasy na oba szczyty nie są bardzo wymagające, jednak w ich przypadku także nie można lekceważyć opisanych wyżej zasad. Śnieżka uchodzi za miejsce, w którym bardzo szybko zmienia się pogoda (ponadto śnieg może padać tam nawet latem). Trzeba zatem pamiętać o odpowiedniej odzieży i obuwiu – nie tylko zimą. Niestety nie brakuje „śmiałków”, którzy wybierają się w Karkonosze w trampkach.

Źródło: tatromaniak.fr.pl, rmf24.pl, bryk.pl

Fot. wikipedia.org