Lekcja zakazanej miłości. O co poszło?

Lekcja zakazanej miłości. Bogusław P. leżał na łóżku. Miał niewielkie ślady krwi na koszuli w okolicy brzucha. Był rozgorączkowany i nieprzytomny, w mieszkaniu panował bałagan, podłogę zdobiły ślady wymiocin. Mężczyzn został zabrany przez pogotowie ratunkowe. Już w karetce ratownicy stwierdzili, że jedynym widocznym obrażeniem, jakie miał, była niewielka rana po prawej stronie brzucha.

Zawiadomienie o przyjęciu do szpitala pacjenta z raną postrzałową, zgodnie z obowiązującymi procedurami, Szpital Miejski w Ł. złożył 8 czerwca 2014 roku. W chwili przyjęcia pacjent Bogusław P. był nieprzytomny. W takim stanie znaleziono nauczyciela w swoim mieszkaniu w R. przez koleżankę z pracy – Joannę A. Kobieta, zaniepokojona tym, że kolega nie pojawił się w pracy w R., postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Mieszkanie było zamknięte od środka, ale tylko na łańcuch blokujący drzwi. Zabezpieczenie ustąpiło po mocnym pchnięciu.

Bogusław P. leżał na łóżku. Miał niewielkie ślady krwi na koszuli w okolicy brzucha. Był rozgorączkowany i nieprzytomny, a w mieszkaniu panował bałagan, podłogę zdobiły ślady wymiocin. Mężczyzna został zabrany przez pogotowie ratunkowe. Już w karetce ratownicy stwierdzili, że jedynym widocznym obrażeniem, jakie miał, była niewielka rana po prawej stronie brzucha. Była okrągła, o średnicy kilku milimetrów. Sączyło się z niej chwilami trochę krwi pomieszanej z jakimś płynem, co bardzo zaniepokoiło ratowników.

***

W szpitalu Bogusław P. natychmiast trafił na OIOM, a potem na stół operacyjny. Niewielka ranka na brzuchu okazała się wlotem małokalibrowego pocisku z broni palnej. Niestety pocisk aż w pięciu miejscach uszkodził jelita i zatrzymał się, nie wychodząc na zewnątrz. Znaleziono go po przeciwległej stronie brzucha, patrząc od miejsca wlotu. Uszkodzenia jelit były na tyle poważne, że doprowadziły do wycieku treści jelitowej i rozległego stanu zapalnego otrzewnej. Stan rannego był bardzo poważny. Został zoperowany, ale zapalenie w obrębie jamy brzusznej było zbyt rozległe i Bogusław P. zmarł po upływie 12 godzin od przyjęcia do szpitala. Nawet na chwilę nie odzyskał przytomności.

Początek śledztwa

Nie trzeba było wielkiej fachowości, aby stwierdzić, że wyjęty z ciała Bogusława P. pocisk został wystrzelony ze sportowego karabinka małokalibrowego, czyli tzw. kbks. Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Ł. wiedzieli też, że właśnie w Zespole Szkół w R. bardzo aktywnie działa młodzieżowa sekcja strzelectwa sportowego, używająca takich właśnie karabinków do szkolenia. W tej właśnie szkole Bogusław P. pracował, jako nauczyciel języka angielskiego i mieszkał w służbowym mieszkaniu. Tak jak siedmiu innych nauczycieli, na terenie tego dużego zespołu szkół.

Już wstępne rozpytania przyniosły efekt w postaci informacji, że dzień wcześniej, w niedzielę, uczestniczył on w imprezie pożegnalnej jednej z koleżanek odchodzącej na emeryturę. Dość dużo wypił i wieczorem wracał pieszo do domu. Impreza odbywała się w sporej sali w jednym ze szkolnych budynków. I z tego miejsca miał do przejścia około 700 m obok szkoły i przez starą aleję lipową. Wyszedł z imprezy około godziny 22, a koleżanka znalazła go w domu, w poniedziałek, około godziny 9.30.

Te informacje znalazły potwierdzenie w wynikach badania krwi przeprowadzonych w szpitalu. Bogusław P. w chwili, gdy trafił do szpitala miał jeszcze około 1 promila alkoholu we krwi. Co tłumaczy fakt, że postrzelony w brzuch zamiast wezwać pogotowie położył się w domu na łóżku. Najprawdopodobniej nie miał nawet świadomości tego, że go postrzelono.

Lekcja zakazanej miłości

Policjanci natychmiast zabezpieczyli wszystkie karabinki znajdujące się w magazynie broni sekcji strzeleckiej, łącznie 43 sztuki. Było bardzo prawdopodobne, że z któregoś z nich oddano strzał do Bogusława P. Przy okazji stwierdzono protokolarnie, że magazyn zorganizowany i prowadzono wzorowo. Stanowiło go odrębne pomieszczenie bez okien a drzwi plombowano po każdym wejściu oraz prowadzono rejestr ewidencji wydawania i zwracania broni. Co prawda plombowania dokonywano starą metodą odciskania pieczęci w plastelinie, ale była ona nadal dopuszczalna. Choć w większości magazynów używano już jednorazowych plomb plastikowych. Odcisk w plastelinie był jednak tańszym rozwiązaniem, przy często otwieranych magazynach.

Lokal zabezpieczała też wymagana ustawą instalacja alarmowa, ale była dość prymitywna i automatycznie rozbrajała i uzbrajała się przy otwieraniu i zamykaniu pomieszczenia przy użyciu właściwego klucza z odpowiednim brelokiem.

Zabezpieczając tę broń i przewożąc ją do komendy w celu przekazania do badań, popełniono elementarny błąd, skutkujący później trudnościami dowodowymi w śledztwie. Zabierając karabinki nie zbadano ich pod kątem daktyloskopijnym, czyli nie zabezpieczono znajdujących się na nich śladów linii papilarnych. Za to niedopatrzenie jeden z policjantów został później ukarany dyscyplinarnie. Chociaż tłumaczył się, że na tym etapie nie było wiadomo, czy chodzi o wypadek z bronią, czy poważne przestępstwo, więc stosował mniej rygorystyczne procedury.

Badanie mieszkania zmarłego Bogusława P. nic nie wniosło do sprawy. Sporo było w nim śladów wymiocin oczywistych przy postrzeleniu w brzuch osoby, która spożyła dużo alkoholu. Nie znaleziono w mieszkaniu żadnej broni ani śladów jej użycia.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 4/2023 (tekst Dariusza Gizaka pt. Lekcja zakazanej miłości). Cały numer do dostania TUTAJ.