List z pogróżkami i początki gehenny

Derek otworzył kopertę, którą chwilę wcześniej znalazł w skrzynce na listy nowego domu. Początek treści był obiecujący, ktoś witał ich w sąsiedztwie. Kolejne wersy listu od nieznajomego były jednak coraz bardziej przerażające. Mężczyzna sądził, że to głupi żart, ale z czasem okazało się, że to preludium gehenny. To był list z pogróżkami.

Zakup nowego domu zawsze wiąże się z ekscytacją nabywców. Nie inaczej było w przypadku rodziny Broaddusów, którzy w 2014 roku zdecydowali się wejść w posiadanie pięknego, zbudowanego w stylu holenderskim, domu w mieście Westfield w stanie New Jersey. Maria i Derek wybrali lokalizację nieprzypadkowo. Kobieta pochodziła z tego miasta, miała tam krewnych i razem z mężem uznała, że będzie to idealne miejsce dla ich pięcioosobowej rodziny. Para wychowywała trójkę dzieci w wieku 5, 8 i 10 lat. Nie bez znaczenia był również fakt, że poziom lokalnych szkół był wysoki, a ulica 657 Boulevard, na której znajdował się dom, była niecałe 45 km od nowojorskiego Manhattanu, gdzie pracował Derek.

Dom był dość drogi, kosztował około 1,3 mln dolarów, ale małżeństwo uznało, że są w takim momencie życia, że mogą sobie na niego pozwolić. Derek pełnił funkcję wiceprezesa jednej z firm ubezpieczeniowych i zarabiał całkiem przyzwoite pieniądze. Małżeństwo nabyło dom tuż po jego 40. urodzinach.

List powitalny. List z pogróżkami

Wydawało się, że wszystko układa się jak należy. Po zakupie domu Broaddusowie zdecydowali, że zanim w nim zamieszkają, konieczne jest przeprowadzenie niezbędnych prac remontowych, by dostosować budynek do ich potrzeb.

Pewnego czerwcowego wieczoru w 2014 roku Derek kończył właśnie malowanie ścian wewnątrz domu. Potem wyszedł na zewnątrz, by odebrać pocztę ze skrzynki. Nie spodziewał się wielu listów, przecież dopiero co nabyli z żoną tę nieruchomość. Wśród kilku rachunków, znalazł białą kopertę zaadresowaną: „Do nowego właściciela”. Rozerwał ją i zaczął czytać:

„Drogi nowy mieszkańcu 657 Boulevard, witam cię w sąsiedztwie. Jak to się stało, że tutaj trafiłeś? Czy dom przy 657 przyciągnął cię tutaj swoją magiczną siłą? Ten budynek jest pod opieką mojej rodziny od wielu lat, a wkrótce będzie obchodził swoje 110. urodziny. Jestem strażnikiem domu. W latach 20. XX wieku funkcję tę pełnił mój dziadek, od lat 60. domem zajmował się mój ojciec, a teraz moja kolej. Zastanawiasz się kim jestem?

Przez 657 Boulevard przejeżdżają codziennie setki samochodów. Być może jadę jednym z nich… Widziałem, że masz dzieci. Doliczyłem się trójki. Spodziewasz się kolejnego potomka, którego obecność mogłaby wypełnić ten dom dziecięcym śmiechem? To tylko lepiej dla mnie. Twój poprzedni dom był za mały dla powiększającej się rodziny? Czy może to chciwość przywiodła do mnie twoje dzieci? Gdy już poznam ich imiona, przywołam je do siebie. Prosiłem Woodsów, by sprowadzili mi świeżą krew i oto jesteście. Jeszcze raz witam cię w sąsiedztwie, przyjacielu. Zabawa dopiero się zaczyna”. List był podpisany jednym słowem: „Obserwator”.

List z pogróżkami napisali wrogowie?

Było już po godzinie 22, gdy przerażony treścią korespondencji Derek wbiegł do domu i pogasił wszystkie światła, by nikt z zewnątrz nie mógł dostrzec co się dzieje w środku. Potem zadzwonił na policję.

Przybyły na miejsce funkcjonariusz przyznał, że nie spotkał się jeszcze z czymś takim i wyraził to w nieco żołnierskich słowach:

– Co tu się odpieprza? Ma pan jakichś wrogów?

– Nie, nie mamy z żoną żadnych wrogów – odpowiedział Derek.

Wymarzony dom przestaje nim być

Zaniepokojony dziwnym zdarzeniem Derek wrócił do starego domu, gdzie czekała na niego rodzina. Opowiedział Marii o liście i razem postanowili napisać maila do poprzedniej właścicielki posiadłości przy 657 Boulevard – Andrei Woods – skoro tajemniczy nadawca wspomniał o niej bezpośrednio. Następnego ranka małżeństwo razem czytało odpowiedź na wysłaną wiadomość. Okazało się, że Andrea i jej mąż również otrzymali list od „Obserwatora”, ale zdarzyło się to na krótko przed wyprowadzką. Wcześniej, przez 23 lata nie mieli żadnych problemów, więc zignorowali tę korespondencję, uznając ją za głupi żart.

Jeszcze tego samego dnia Woodsowie i Broaddusowie udali się razem na policję. W sprawę zaangażował się detektyw Leonard Lugo, który poradził nowym właścicielom, by nikomu nie rozpowiadali o tajemniczych listach, ponieważ jest szansa, że wysłał je któryś z sąsiadów. Zatem każdy był podejrzany.

***

Kolejne dni były dla Marii i Dereka bardzo ciężkie. Nie czuli się bezpiecznie. Mężczyzna odwołał podróż służbową, natomiast Maria za każdym razem, gdy była z dziećmi w nowym domu pilnowała, by nie znikały jej z oczu. Ich obawy nie były bezpodstawne. Dwa tygodnie po pierwszym liście, kobieta wyjęła ze skrzynki kolejny: „Witajcie ponownie w waszym nowym domu. Budowlańcy uwijają się jak w ukropie, a i wy im nie ustępujecie. Widziałem, jak przywieźliście swoje rzeczy. Czy odkryliście już co znajduje się wewnątrz ścian?” – pisał „Obserwator”.

Tym razem autor listu zwrócił się do właścicieli domu po nazwisku, przechwalał się ile o nich wie – wypisał daty urodzin trójki ich dzieci i przydomki używane przez rodziców. Wspomniał również o najstarszej córce, którą widział na ganku, gdy malowała obraz. Pytał, czy dzieci były już w piwnicy, czy bawiły się w niej. Bo on na ich miejscu by się bał. Dociekał też, jak domownicy rozlokują się po pokojach, przyznając jednocześnie, że i tak będzie wiedział, jaki jest układ, bo wszystko dojrzy przez okna. Pisał: „Dom przy 657 Boulevard jest moją pracą, moim życiem, moją obsesją, a teraz i wy nią jesteście. Dom jest produktem waszej chciwości. To ona przywiodła tutaj poprzednie trzy rodziny, tak jak i was teraz. Przywiodła was do mnie. Niech dzień przeprowadzki będzie dla was szczęśliwy. Wiecie, że będę was obserwował”.

List z pogróżkami – strach przed szaleńcem

Ciężko było nie odczuwać strachu po przeczytaniu czegoś takiego. Małżeństwo postanowiło, że na razie dzieci nie będą przyjeżdżać z nimi na 657 Boulevard. W ich głowach pojawiły się też wątpliwości co do przeprowadzki. Nie postrzegali już tego budynku, jako swojego wymarzonego domu. I ciężko im się dziwić, zwłaszcza że po kilku tygodniach pojawił się trzeci list, tym razem dużo krótszy: „Gdzie się podziewacie? 657 Boulevard tęskni za wami”.               

Policja cały czas prowadziła śledztwo. Próbowała ustalić tożsamość człowieka, który przysyłał te przerażające listy, ale funkcjonariusze nie ukrywali, że sprawa była ciężka. Nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Pewien trop pojawił się, gdy Derek przypomniał sobie rozmowę z jednym z sąsiadów, którego spotkał na grillu urządzonym w ramach powitania Broaddusów w okolicy.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 5/2022 (tekst Marty Jurkiewicz-Rak pt. Obserwator). Cały numer do kupienia TUTAJ.