Czarna kartka z kalendarza: 13 lipca. 13 lipca 2005 roku zaginęła 26-letnia Joanna J. Miejscem zamieszkania kobiety była Łódź. Jej szczątki znaleziono rok później w sąsiedniej kamienicy. Ciało poćwiartowano i przysypano wapnem. Kilka osób wiedziało o zbrodni, ale panowała wokół niej zmowa milczenia.
Joanna J. mieszkała z rodzicami w domu przy ul. Wojska Polskiego (Łódź). W lipcu 2005 roku rodzice zgłosili na policji jej zaginięcie. Młoda kobieta nie pozostawiła żadnego listu. Przepadła jak kamień w wodę. W mieszkaniu zostawiła na stoliku m.in. zegarek i dwa srebrne pierścionki. Wyglądało to tak, jakby za chwilę miała wrócić.
Kobieta nie stroniła od towarzystwa, lubiła wypić i zabawić się. Pracowała jako ekspedientka w pobliskiej piekarni.
Dopiero po roku intensywnej pracy operacyjnej policjanci wyjaśnili okoliczności dramatu. Joanna J. – tuż przed śmiercią – brała udział w imprezie w sąsiedniej kamienicy. Na ścianach pokoju, w którym zginęła 26-latka, była ludzka krew. Jej kości znaleziono zawinięte w zbutwiały dywan w betonowym sarkofagu, który znajdował się w piwnicy pod podłogą pokoju.
Śledczy zatrzymali siedem osób. Wszyscy byli znajomymi zamordowanej. W piwnicy domu, gdzie imprezowali, odkryto szczątki ciała Joanny. Kilka osób wiedziało o zbrodni, ale panowała wokół niej zmowa milczenia.
Główny oskarżony tej sprawie na swoim koncie zabójstwo bezdomnego kaleki na pobliskich działkach.
Łódź: wyrok Temidy
Początkowo policjanci podejrzewali, że Joannę J. uprowadzono. Nie udało się jednak potwierdzić tej hipotezy. W marcu 2006 roku do funkcjonariuszy dotarła kolejna wiadomość. Jedna ze znajomych zaginionej miała powiedzieć kompanom od kieliszka, że “Joanna J. nie będzie już więcej bruździć i jest dobrze schowana”. Krok za krokiem śledczy dotarli do podejrzanych.
Dramat rozegrał się podczas zakrapianej alkoholem imprezy. Jej znajomy, 46-letni Tadeusz F. zeznał:
– Udusiłem ją sznurem i próbowałem zgwałcić. Gdy już nie żyła, z Marcinem R. przenieśliśmy ciało do opuszczonego mieszkania. Wrzuciliśmy do piwnicy, przysypaliśmy wapnem, cementem i zalaliśmy wodą.
Okazało się, że nazwisko 46-latka przewijało się wcześniej w śledztwie, ale nic nie można było mu udowodnić. Niemniej policjanci cały czas nie spuszczali go z oka.
W trakcie przesłuchania Tadeusz F. przyznał się do zabójstwa. Wyjaśnił, że doszło do niego wieczorem 13 lipca 2005 roku w jego mieszkaniu przy ul. Wojska Polskiego. Z relacji wynikało, że najpierw razem z Anną R. ciężko pobił Joannę J. przewodem elektrycznym. Potem Anna R. wykręciła jej z tyłu ręce, a Tadeusz F. zacisnął na szyi pętlę z kabla.
Prokuratura ustaliła, że ciało zamordowanej kobiety przeniesiono do pustego mieszkania na parterze tej samej kamienicy przez trzy osoby: Tadeusza F., brata zabójczyni Marcina R. i Anetę Ł. W mieszkaniu wykopano w ziemi piwnicę. Tam umieszczono zwłoki, po czym przysypano je wapnem i cementem.
W czasie śledztwa Tadeusz F. przyznał się również do zabójstwa kaleki na pobliskich ogródkach działkowych. Powiedział, że zrobił to z zemsty, gdyż bezdomny kiedyś go okradł.
Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Tadeusza F. na dożywocie i zadecydował, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie się mógł ubiegać dopiero po 30 latach kary. Annie R. wymierzył karę 25 lat więzienia.
Fot. pixabay.com
Kanibal! Zabił, poćwiartował i zjadł własną matkę. Czytaj TUTAJ.