Łowcy skór – 22 lata temu wybuchła wielka afera

Wszystko zaczęło się 23 stycznia 2002 roku, po artykule, który zszokował Polskę. Nie jest przesadą twierdzenie, że to jeden z najważniejszych artykułów w historii polskiego dziennikarstwa śledczego. Odkrycie niebywałego procederu handlu informacjami o zwłokach, w ramach którego zabijano niektórych pacjentów.

Łowcy skór – ta  afera szokuje nawet po latach. Z perspektywy czasu najgorsze jest to, że wszyscy o tym wiedzieli, po cichu tolerowali. Konsekwencje poniosła garstka osób w to zamieszanych.

Medycy czuli się bezkarni. Ich pseudonimy – „Mengele”, „Doktor Potasik”, „Skórołapka”, „Anioł Śmierci” – znali wszyscy w pogotowiu. Byli tak pazerni, że potrafili się pobić o ampułkę pavulonu.

– To największa afera wolnej Polski. Systemowa zbrodnia polegająca na tym, że ludzie, którzy mieli ratować życie, w drugim wówczas co do wielkości mieście Polski przez lata zabijali na masową skalę – mówił przed rokiem  o sprawie „łowców skór” Tomasz Patora, dziennikarz „Gazety Wyborczej”.

Aferę, która zszokowała całą Polskę i odbiła się echem na świecie, „Gazeta Wyborcza” ujawniła 23 stycznia 2002 r. Autorzy dziennikarskiego śledztwa – Tomasz Patora (dziś w „Uwadze!” i „Superwizjerze” TVN) i Marcin Stelmasiak (dziś redaktor „Wyborczej”) we współpracy z Przemysławem Witkowskim z Radia Łódź – pokazali, jak w Łodzi funkcjonuje system handlu informacjami o zgonach.

Zakłady pogrzebowe, konkurując między sobą, korumpowały pracowników pogotowia. Chcieli jak najszybciej się dowiedzieć, kto i gdzie zmarł, by zarobić na nieboszczyku (czyli „skórze”). W pogoni za niebotycznymi pieniędzmi pracownicy pogotowia zaczęli zabijać pacjentów, by móc ich sprzedać zakładom pogrzebowym już jako „skóry”. Oficjalnie mówi się o kilku ofiarach, nieoficjalnie o ponad tysiącu, może nawet kilku tysiącach. Robili to, bo płaciły im zakłady pogrzebowe rywalizujące o jak największą liczbę zleceń. „Skórami” określano właśnie uśmiercanych pacjentów, kierowanych do zakładu pogrzebowego.

Wszystko zaczęło się od anonimu. Kartka A4. „Zestawienie zakładów pogrzebowych, które za łapówki przejęły prosektoria w łódzkich szpitalach”. Tomasz Patora wraz z dwoma innymi dziennikarzami rozpoczął śledztwo, które wkrótce ujawniło jedną z największych afer w historii III RP. Handel informacjami o zgonach, opóźnianie wyjazdów karetek pogotowia, chaos w dystrybucji niebezpiecznych leków i wreszcie – coraz więcej przypadków zaskakujących śmierci. Kilka miesięcy po tym, jak dostarczono anonim do redakcji, sprawą „łowców skór” żył cały kraj, a organy ścigania wszczęły dochodzenie.

23 stycznia 2002 r. dziennikarze lokalnego oddziału „Gazety Wyborczej” – Tomasz Patora i Marcin Stelmasiak oraz redaktor Radia Łódź – Przemysław Witkowski, opublikowali reportaż zatytułowany „Łowcy skór”. Był to efekt przeprowadzonego przez nich śledztwa dotyczącego działalności łódzkiego pogotowia. O nieprawidłowościach poinformować mieli ich m.in. jeden z lekarzy oraz Witold Skrzydlewski – przedsiębiorca z branży pogrzebowej.

Dziennikarze ustalili, że od co najmniej dziesięciu lat pracownicy łódzkiego pogotowia handlowali informacjami na temat zgonów i w zamian za pieniądze sprzedawali je zakładom pogrzebowym. Już w 1993 r. zdarzały się sytuacje, kiedy chorzy w stanie niezagrażającym życiu nagle umierali. Szpitale zawiadamiały rodziny o zgonie z dużym opóźnieniem i odmawiały okazania ciała.

Na początku relacje pracowników pogotowia i zakładów pogrzebowych miały być jedynie koleżeńską przysługą. Sanitariusze, lekarze, dyspozytorzy i przedsiębiorcy pogrzebowi dobrze znali się prywatnie. Czasem środowiska te mocno się przenikały – na przykład były sanitariusz Włodzimierz Sumera założył potem własną firmę pogrzebową.

W pewnym momencie w grę zaczęły wchodzić pieniądze. To Sumera wspomniał kiedyś dziennikarzom, że w pierwszej połowie lat 90. za „skórę” płacono pracownikom pogotowia 50 tys. starych złotych. W 1995 r. było to już 500 nowych złotych. Finalnie stawki dotarły do poziomu od 1200 do 1800 zł. To wszystko do podziału na kilka osób: kierowcę karetki pogotowia, sanitariusza, lekarza, niekiedy także dyspozytora.

W śledztwie liczono, że jeśli pogotowie miało do czynienia z czterystoma zgonami miesięcznie, to 200 lub więcej z nich mogło stanowić sprzedane „skóry”. Nawet przy najniższej kwocie – 1200 zł – miesięcznie dawało to 240 tys. złotych zysku, a rocznie niemal 2,9 miliona zł.

Czterem pracownikom łódzkiego pogotowia nieprawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Łodzi z 20 stycznia 2007 i prawomocnym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Łodzi z 9 czerwca 2008 udowodniono udział w zabójstwie pacjentów przy użyciu leku pankuronium (nazwa handlowa Pavulon). 27 października 2009 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację i ostatecznie utrzymał wyrok. Byli to:

– sanitariusz Andrzej Nowocień (pseudonim „doktor Ebrantil”), skazany na dożywotnie pozbawienie wolności za zabójstwo czterech pacjentów i pomoc sanitariuszowi Karolowi Banasiowi w piątym;

– sanitariusz Karol Banaś, skazany na 25 lat pozbawienia wolności za „szczególnie okrutne” zabójstwo pavulonem Ludmiły Ś. i pomoc Andrzejowi Nowocieniowi w dokonanych przez niego zabójstwach;

– lekarz Janusz Kuliński, skazany na 6 lat pozbawienia wolności i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza za umyślne narażenie na śmierć dziesięciu pacjentów;

– lekarz Paweł Wasilewski, skazany na 5 lat pozbawienia wolności i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza za umyślne narażenie życia czterech chorych.

Ponadto kilkudziesięciu pracowników pogotowia i właścicieli firm pogrzebowych było oskarżonych o udział w procederze handlu informacjami o zgonach pacjentów.

Handel odbywał się za wiedzą komisji zakładowej NSZZ „Solidarność”, która od 1991 była dysponentem uzyskanych w ten sposób środków. Po 11 latach śledztwo zostało umorzone. Prokuratura potwierdziła ponad wszelką wątpliwość handel informacjami o zgonach na ogromną skalę, ale uznała, że pracownicy pogotowia „nie robili tego w związku z pełnioną przez siebie funkcją. I dlatego nie można tu mówić o korupcji”.

Tomasz Patora, przed rokiem opublikował książkę o aferze sprzed lat. Przytoczmy kilka recezji:

– Jedna z najlepszych reporterskich książek tego roku, przeczytałem ją dość dawno. Wracam do niej myślami teraz w po obejrzeniu „Czasu krwawego księżyca” Martina Scorsesego, kompletnie innej opowieści z odmiennego czasu i miejsca, ale tak jak książka Tomasza Patory pokazująca, do jakich niewytłumaczalnych i amoralnych czynów prowadzi ludzi rządza pomnażania majątku.

– Książka stanowi też swego rodzaju portret psychologiczny sprawców jak i całego społeczeństwa. Pokazuje różne perspektywy zbrodni oraz ostatecznie próbuje odpowiedzieć na to co do niej doprowadziło.

Jakbym miała odpowiedzieć jakie emocje budzi we mnie ta książka to przede wszystkim NIEDOWIERZANIE. Nie chce się wierzyć, że tak wyglądał nasz świat kiedy jeszcze byłam za mała by go zrozumieć. Jednocześnie nasuwa się przemyślenie czego nie dostrzegam obecnie. Zaledwie 20 lat po opisanej tragedii- w końcu jak Patera kończy książkę- może to być skutkiem traumy transformacji. Trauma ta prawdopodobnie nie wyparowała w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.

– Bardzo dobry reportaż, szkoda tylko że wychodzi tak późno, kiedy o sprawie w zasadzie wszyscy już zapomnieli. Mimo to, nadal budzi wielkie emocje, a przede wszystkim prowokuje pytanie, jak mogło w ogóle do tego dojść? I o ile w dzisiejszych czasach zabicie człowieka dla korzyści materialnych raczej nikogo już nie dziwi. Tutaj mamy do czynienia z całym biznesem uśmiercania ludzi, można powiedzieć na skalę przemysłową. I to nie przez jakąś patologię, a przez lekarzy, sanitariuszy, pielęgniarki. A najgorsze jest to, że wszyscy o tym wiedzieli, po cichu tolerowali, natomiast konsekwencje poniosła garstka osób w to zamieszanych. Mało tego, większość nadal pracowała w zawodzie i to na eksponowanych stanowiskach. Ale to chyba klasyka w polskich aferach świadcząca o nieudolności tego państwa…

Źródło: gazeta.pl, onet.pl, wikipedia.org, lubimyczytac.pl