Lublin: Zabił dziewczynę nożem

Lochy lubelskie, będące atrakcją turystyczną i udostępnione we fragmentach dla zwiedzających, przed wiekami, według dawnych przekazów, przebiegały pod całym współczesnym miastem. A nawet łączyły się z miejscowościami odległymi o blisko 30 kilometrów od Lublina. Ułatwiały możnowładcom ucieczkę przed wrogami politycznymi lub gniewem ludzi. W 1907 roku przez kanał sanitarny połączony z lochami z więzienia na Zamku zbiegła grupa polskich rewolucjonistów. Ucieczka odbyła się w stylu iście hollywoodzkim.

Oczywiście trzeba było znać drogę, żeby nie zabłądzić w podziemnym labiryncie, co od czasu do czasu się zdarzało z tragicznym skutkiem. Niekiedy w trakcie prac budowlanych bądź rozbiórkowych starych domów, po przebiciu się do wielopoziomowych piwnic znajdowane są szkielety ludzkie. Niektóre szczątki noszą ślady, sugerujące straszną śmierć w wyniku morderstwa. Rzecz jasna, po upływie kilkuset lat nie wiadomo kto, nie wiadomo kogo i dlaczego.

Opisywana zbrodnia też miała miejsce w podziemiach lubelskich. Jednak doszło do niej nie przed wiekami, lecz kilka lat temu. Prawda o niej nie utonęła w mrokach dziejów. Zagadka została bardzo szybko rozwiązana.

Natalia T. pochodziła z niedużej miejscowości w województwie podkarpackim. Tam uczęszczała do podstawówki i gimnazjum. Szkołę średnią wybrała w Lublinie. Było to technikum hotelarskie. Nie przez przypadek zdecydowała się kształcić w tym kierunku. Od kilku lat interesowała się hotelarstwem, podróżami i gdy nadszedł czas, obwieściła rodzicom swą decyzję. Ci trochę się wystraszyli. Lublin tak daleko, takie wielkie miasto. Jak sobie w nim poradzi niedoświadczona życiowo nastolatka? Natalia wyśmiała te obawy.

– Nie jestem już dzieckiem, potrafię o siebie zadbać. A Lublin nie leży na końcu świata. Nie martwcie się na zapas – powiedziała.

Państwo T. nie pozbyli się wszystkich obaw, ale przystali na pomysł córki. Nie mogli gasić w zarodku jej marzeń. Po prawdzie, tu na miejscu, nie było wielkiej przyszłości dla młodych ludzi. Może hotelarstwo to rzeczywiście dobry pomysł? Tym bardziej, że Natalia należała do rozsądnych dziewczyn. Zawsze wiedziała czego chce i przeważnie realizowała te plany.

Obyło się bez przykrych niespodzianek. Napisała podanie o przyjęcie do szkoły, wysłała je i doczekała się pozytywnej odpowiedzi. Sama, z niewielką pomocą kuzynki studiującej w Lublinie, znalazła stancję. A od września pilnie zdobywała wiedzę z zakresu hotelarstwa. Rodzice raz czy dwa odwiedzili ją. Uznali, że ich córka świetnie zaaklimatyzowała się w mieście.

Na czwórkach i piątkach zdawała z klasy do klasy. Żeby nieco odciążyć rodziców finansowo, pracowała w weekendy w sklepie. Rozmawiając z nimi przez telefon, zapewniała, że czuje się świetnie w Lublinie. Gdy na wolne przyjeżdżała do domu, widać po niej było, że jest zadowolona, tryska energią.

Z tego co im opowiadała, miała w Lublinie grono koleżanek i kolegów. Wymieniała ich nazwiska, nawet dała rodzicom numery komórek kilku dziewczyn, żeby w razie jakichś pilnych spraw, gdyby nie mogli się z nią skontaktować, dzwonili do nich. Ale tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach.

Aczkolwiek o lubelskim życiu nie rozgadywała się w domu za dużo. Owszem, fajne, urokliwe miasto, dużo zabytków i ciekawej historii. Na takim stwierdzeniu zwykle kończyła, jakby nie miała nic więcej do dodania.

– Nie mam czasu na życie towarzyskie. Rano szkoła, potem praca w sklepie. A jeszcze lekcje muszę odrobić – mówiła.

Z tego powodu w 2017 roku nie było jej w domu w święto zmarłych. 2 listopada rodzice próbowali się do niej dodzwonić, ale nie odbierała połączeń. Trochę się niepokoili. Pani T. zadzwoniła do dwóch koleżanek córki, których numery jej podała. Niestety, nie wiedziały co dzieje się u Natalii. Tak samo studiująca w Lublinie krewna. A komórka córki wciąż milczała.

Wieczorem telefon od rodziców dziewczyny odebrała natomiast właścicielka stancji, gdzie mieszkała Natalia. Kobieta nie miała dla nich dobrych wiadomości. Powiedziała, że dziewczyna wyszła po południu, nie mówiąc kiedy wróci. Co dziwne, zostawiła w pokoju swój telefon. Komórka była wyciszona, dlatego gospodyni nie słyszała dzwonka.

– Oczywiście, jak tylko wróci, powiem jej, żeby się z państwem skontaktowała – obiecała właścicielka stancji.

Jednak Natalia nie wróciła i nie dzwoniła. Takie milczenie było zupełnie do niej niepodobne. Zaniepokojeni rodzice powiadomili policję o zaginięciu córki. Ogłoszono alert i wszczęto poszukiwania 18-latki. Do rana nie przyniosły one rezultatów. Sprawdzono lubelskie szpitale, policyjne izby zatrzymań, nawet kostnice. Nigdzie jej nie było, nikt nie wiedział dokąd poszła poprzedniego dnia. Z wypowiedzi jej klasowych koleżanek i kolegów wynikało, że nie miała żadnych planów. A jeśli nawet miała, nikogo o nich nie poinformowała.

Można by pomyśleć, że 18-letnia Natalia T. zapadła się pod ziemię. Ten wniosek nie był daleki od prawdy…

Zabił dziewczynę nożem. Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 1/2024 (tekst Mariusza Gadomskiego pt. Kilkanaście ciosów nożem). Cały numer do kupienia TUTAJ.