Luminol powoduje „świecenie” krwawych plam

Osławiony w filmach i serialach z rodzaju „CSI” związek chemiczny zwany luminolem, czyli hydrazyd kwasu ftalowego, faktycznie z powodzeniem stosuje się do wykrywania śladów krwi. Po raz pierwszy wyizolował go niemiecki chemik Walter Specht, a nastąpiło to w… 1937 roku. Wtedy również po raz pierwszy wykorzystano zjawisko fluorescencji do lokalizowania pozostałości krwi w miejscu, gdzie popełniono przestępstwo. Luminol powoduje „świecenie” krwawych plam w reakcji z hemem, który zawiera krew.

Ślad podświetlany promieniami UV jarzy się. Wadą tej techniki jest jednak krótki czas „świecenia” (zaledwie około 30 sekund). Na początku lat dwutysięcznych pojawił się jednak preparat produkcji amerykańskiej pod nazwą Bluestar. Producent reklamuje go, jako substancję stosowaną aż w 95 krajach. Stosowanie odczynnika Bluestar wydłuża czas luminescencji (utleniania się tzw. soli hydrazyny) nawet do kilku dni. Ponadto umożliwia on dokładniejsze wykrywanie śladów krwi, również takich, które liczą wiele miesięcy. Technikę obecnie stosuje się powszechnie. Jednym z przykładów jej wykorzystania było śledztwo dotyczące zabójstwa, do którego doszło kilka lat temu w Nakle nad Notecią. Dzięki niej ustalono, że do morderstwa 45-letniego mężczyzny nie doszło – jak pierwotnie przypuszczano – w pobliskim lesie. Lecz w jednym z mieszkań, do którego technicy kryminalistyki weszli po półtora roku(!) od zabójstwa.

Luminol i nowe tropy w śledztwie

Mieszkanie komunalne w kamienicy w centrum Nakła, zajmowane przez nowych najemców (niezwiązanych już z ofiarą), było wcześniej badane. Ale w związku z tym, że ciało zostało znalezione w miejscu oddalonym o kilka kilometrów, nie brano go w ogóle pod uwagę, jako lokalizacji, w której pozbawiono ofiarę życia. Okazało się jednak, że przez miesiące po zabójstwie osoby potencjalnie w nie zamieszane, zacierały ślady zbrodni. Zmyły podłogę w korytarzu wyłożoną linoleum przy użyciu zwykłego mopa. Miejsce przestępstwa zostało po kilkunastu miesiącach zbadane ponownie. Tym razem użyto nowego silnego środka luminescencyjnego. Ku zdziwieniu śledczych na podłodze w rogach pomieszczenia wciąż widoczne były jarzące się na zielono w promieniach światła UV ślady krwi „zagarniętej” mopem. Sprawcy nie wykryto do tej pory, ale świeże ustalenia dały nowy asumpt do podjęcia tropów w śledztwie. Sprawa jest w toku.

Chcesz poznać przypadki, gdzie DNA, nawet po latach pozwoliło zatrzymać sprawcę? Sięgnij po Detektywa 11/2021 (tekst Macieja Czerniaka pt. „Nie ma zbrodni doskonałej”). Cały numer do kupienia TUTAJ.