Maków: oblał benzyną i podpalił urzędniczki

Czarna kartka z kalendarza: 20 października. 20 października 2016 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi, po rozpoznaniu wniesionych apelacji, utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi. Oskarżony w tej sprawie Lech G. został uznany za winnego zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem dwóch pracownic socjalnych Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie koło Skierniewic.

Do tragedii doszło 15 grudnia 2014 roku. Przed godziną 13 oskarżony wszedł do siedziby GOPS przy ulicy Głównej w Makowie. Udał się do pokoju na piętrze, w którym urzędowały Małgorzata K. i Renata B. Polał kobiety benzyną, podpalił je, wybiegł na korytarz i przytrzymał drzwi, aby nie mogły uciec.

Ogień bardzo szybko się rozprzestrzenił, bo ciecz wsiąkła w wykładziny podłogowe. W wyniku pożaru ucierpiało pięć osób, jedną z nich z płonącego budynku wynieśli strażacy. Kobieta nie przeżyła. Kilka dni później zmarła druga ofiara.

Lech G. korzystał doraźnie z pomocy społecznej – co jakiś czas otrzymywał pieniądze na leki. Wnioskował też o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. GOPS wydał jednak decyzję odmowną, bo mężczyzna miał dom i rentę chorobową. Tę decyzję pomocy społecznej utrzymał w mocy sąd administracyjny. Z tego powodu mężczyzna miał pretensje do urzędników. Postanowił się zemścić…

Maków: oskarżony może odpowiadać za swoje czyny

Według prokuratury Lech G., przychodząc do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie, przyniósł ze sobą co najmniej trzy plastikowe pojemniki z benzyną. Mężczyzna rozlał benzynę na urzędniczki pracujące w jednym z pokoi i podpalił je. Dodatkowo zamknął drzwi od zewnątrz i przytrzymywał je, żeby kobiety nie mogły uciec z pokoju.

Biegli, którzy badali oskarżonego, stwierdzili, że poczytalność mężczyzny w chwili czynów była ograniczona, ale jedynie w stopniu nieznacznym. To oznaczało, że może on ponosić odpowiedzialność karną za swoje czyny.

Podczas pierwszej rozprawy oskarżony zasłaniał się niepamięcią, na większość pytań odpowiadając, że nic nie pamięta. 63-latek twierdził, że nie pamięta jak doszło do tragicznego zdarzenia, ani jak został aresztowany i osadzony w zakładzie karnym. Z jego wyjaśnień wynikało, że pamięta tylko jak kilka dni wcześniej siedział w domu.

– Nie przyznaję się do winy, nie pamiętam tego zdarzenia. Nie chciałem do tego doprowadzić. Ja nie wiedziałem, że tak się stanie – tłumaczył się przed sądem Lech G., a z jego oczu płynęły łzy.

Z premedytacją i szczególnym okrucieństwem

Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł 3 lutego 2016 toku. Mężczyznę uznano winnym podwójnego zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Skazano go na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Ponadto sąd zdecydował o pozbawieniu go praw publicznych na 10 lat. Miał również zapłacić 500 tys. zł zadośćuczynienia dla rodzin.

– Działał z premedytacją i szczególnym okrucieństwem. Oblanie benzyną i podpalenie urzędniczek było zaplanowaną zemstą za niezrealizowanie roszczenia oskarżonego – podkreślała sędzia Agnieszka Boczek.

Sąd nie znalazł żadnych okoliczności, które mogłyby złagodzić karę. – Lech G. nie działał pod wpływem impulsu, ani nie było to przestępstwo nieumyślne, działał z motywów zasługujących na szczególne potępienie. Starannie zrealizował zaplanowaną zemstę – dodała sędzia.

20 października 2016 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi, po rozpoznaniu wniesionych apelacji, utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi.

Marcel C. zabił rodziców i brata, dostał dożywocie. Czytaj TUTAJ.

Fot. pixabay.com