Małgorzata Rozumecka – królowa zbrodni. Morderstwo zostało odkryte kilka godzin później, dzięki przypadkowemu świadkowi, który odpoczywał w pobliskich ogródkach działkowych. Zawiadomił policję i na drodze do zakopanego dołu z ciałami ofiar ułożył strzałkę z patyków.
Piętnastego września 1998 roku przed gmachem warszawskiego Sądu Okręgowego chwiał się na wietrze duży transparent: „Polska stała się krajem mordu i bezprawia, żądamy kary śmierci dla zbrodniarzy”. Obok stały, zrobione ze styropianu, jakby tablice nagrobne dwóch ofiar: 31-letniego Pawła S. i 25-letniego Piotra A., dilerów PTC Era GSM. Tłustym drukiem biło w oczy nazwisko głównej oskarżonej Małgorzaty Rozumeckiej. Tak rozpoczął się proces studentki pedagogiki specjalnej, zakończony skazaniem jej na dożywocie. Sąd zgodził się na ujawnienie jej wizerunku oraz danych osobowych.
Strzałka z patyków
Miała 21 lat, gdy w lutym 1997 roku podjęła pracę w PTC Era GSM, w firmie handlującej telefonami cyfrowymi. Zawarła tam kilka znajomości, m.in. z Piotrem A. Pod koniec maja postanowiła to wykorzystać, aby zdobyć większą sumę pieniędzy. Składa mu propozycję: Dyskusyjny Klub Filmowy, któremu patronuje mieszkający w Komorowie aktor, chce kupić dla swych członków 32 telefony komórkowe. Urządzenie można wziąć z magazynu Ery i sprzedać je z dużym przebiciem. (W 1997 roku posiadanie w Polsce telefonu komórkowego jest jeszcze luksusem.) Piotr A. wciąga do interesu kolegę z pracy, Pawła S. Z cennym towarem jadą do Komorowa – po drodze, na skraju lasu, mają zabrać koleżankę z pracy – Małgorzatę Rozumecką. Nie wiedzą, że czeka już na nich wykopany dół. Stracą życie od dwóch celnych strzałów. Morderstwo zostało odkryte kilka godzin później, dzięki przypadkowemu świadkowi, który odpoczywał w pobliskich ogródkach działkowych. Zawiadomił policję i na drodze do zakopanego dołu z ciałami ofiar ułożył strzałkę z patyków.
Rozumecka nie przyznała się do zabójstwa. Pobieżnie przeprowadzony wywiad środowiskowy nie wskazywał, że 21-latka mogłaby mieć na sumieniu dwa morderstwa. Wychowała się w rodzinie uczciwie zarabiającej na życie. Ojciec był kierowcą, matka prowadziła sklep. Dziewczyna miała młodszego o 5 lat brata – Pawła, bardzo jej posłusznego.
Małgorzata Rozumecka
Jednakże funkcjonariusze zbierający informacje o podejrzanej odnotowali, że szukała znajomości ze światem pruszkowskiej mafii. Głównie, dlatego, aby prowokować skandaliczne sytuacje, w których chciała być na pierwszym planie. Słynny świadek koronny „Masa” tak się wyraził o Małgorzacie: „Była dziwna, kochała świat gangsterów. Kręciła się koło nas. Kiedyś chciała mi dać kilkanaście tysięcy złotych za zabicie jakiegoś człowieka, który rzekomo czyhał na jej głowę. Splunąłem i odszedłem”.
Nie wiadomo, czy rzeczywiście tak było. „Masa” nie jest wiarygodny. Ale jest faktem, że gdy Rozumecka miała niespełna 19 lat, oskarżyła o próbę gwałtu jednego z szefów miejscowego gangu. W komisariacie policji zeznała, że zaproszona przez gangstera wsiadła z koleżanką do jego samochodu i tylko cudem udało jej się wyrwać z rąk nachalnego kierowcy. 40-letni mafioso trafił do aresztu, a nastolatka przez miesiąc paradowała po mieście z obstawą policyjną. Kiedy doszło do procesu, odwołała oskarżenie.
Podczas śledztwa w sprawie zabójstwa dilerów Małgorzata Rozumecka została poddana obserwacji psychiatrycznej. Jej sprawność intelektualna została oceniona przez biegłych jako ponadprzeciętna (116 IQ). Jednak osobowość określili, jako psychopatyczną. Dziewczyna nie potrafiła dostosować się do norm społecznych, nie znała rozterek moralnych. Jako osoba dominująca, o dużym poziomie samoakceptacji, niewrażliwa na krytykę społeczną, nie nawiązywała z otoczeniem głębszych więzi uczuciowych – ludzi traktowała instrumentalnie.
W powziętych decyzjach przejawiała dużą determinację. Podczas, rutynowej w postępowaniu przygotowawczym, obserwacji psychiatrycznej w szpitalu w Tworkach, usiłowała stamtąd uciec. Jej ojciec, skontaktował się z mieszkańcem Ożarowa, który podrabiał paszporty. Gdy dokumenty były gotowe i bilet na samolot do Meksyku wykupiony, Rozumecka wcześnie rano wyszła ze strzeżonego oddziału przez drzwi ewakuacyjne. Za szpitalnym ogrodzeniem czekali na nią w samochodzie ojciec z dziadkiem. Została złapana, gdy przechodziła przez dziurę w parkanie…
Odwołuję
Sprawozdawcy sądowi okrzyknęli ją królową zbrodni. Chyba jej to wtedy pochlebiało, bo konwojowana na rozprawy wchodziła majestatycznie, wachlując się aktem oskarżenia. Od pierwszej rozprawy twierdziła:
– Ja na pewno nikogo nie zabiłam. Chcieliśmy tylko przewalić Piotra A. („Przewalić” znaczy w złodziejskim żargonie obrabować – przyp. red.)
Jako zabójcę wskazała niespełna 17-letniego wówczas Krystiana M.:
– Usłyszałam dwa strzały, a potem jeszcze jeden, gdy podbiegłam, Piotrek i Paweł leżeli twarzą do ziemi. Krystian miał w ręku broń.
Posądzony od początku nie przyznawał się do zbrodni. Małgorzatę poznał 1,5 miesiąca przed wydarzeniem pod Komorowem. Właśnie rzucił szkołę, całymi dniami wałęsał się po mieście i z nudów czasem wpadał do koleżanki na „trawkę”. Kiedy na osiedlu rozniosło się o aresztowaniu Rozumeckiej, uciekł z domu. Ze strachu, że po niego też przyjdą, przez 4 miesiące się ukrywał. Wytropiony, z uwagi na młodociany wiek, zamiast do aresztu trafił na prawie rok do schroniska dla nieletnich. („Bardzo butny wychowanek”, napisano mu w opinii na odchodnym.)
Małgorzata Rozumecka
Krystiana M. obciążały zeznania świadków incognito. Od jednego z nich miał pożyczyć łopatę do wykopania dołu. Drugi świadek, nazwany numerem 5 – widział i rozpoznał Krystiana jako uczestnika egzekucji.
W połowie 1999 roku, tuż przed zakończeniem procesu, Małgorzata Rozumecka nieoczekiwanie złożyła sensacyjne oświadczenie: Krystiana M. w ogóle nie było w lesie pod Komorowem.
– A kto był zamiast niego? – zapytała sędzia Anna Pakulska-Jabłońska.
– Nie będę odpowiadała na to pytanie. Dilerów zabito na zlecenie, strzelał ktoś trzeci – padła odpowiedź.
Kolejny oskarżony – Marcin T., w chwili zamordowania dilerów Ery, miał 20 lat. Podczas procesu był tak rozdygotany, że nie mógł wykrztusić jednego zdania. Z ulgą przyjął decyzję sędzi, że kiedy będzie czytała na głos jego zeznania ze śledztwa, on potwierdzi, albo zaprzeczy. Marcin T. po każdym fragmencie protokołu kiwał potakująco głową. W pewnej jednak chwili (było to już po konfrontacji z podejrzanymi Adamem B. i Krystianem M.) – zdecydowanie zaprzeczył temu, co mówił w śledztwie. Przed sądem twierdził, że „ten drugi nie brał w całej sprawie udziału”, a to, co on powiedział na początku śledztwa, wymusiła na nim policja.
– Zmieniłem zeznania – wyznał – bo miałem wyrzuty sumienia.
To wywołało poruszenie na sali sądowej, bo oskarżenie opierało się głównie na jego wyjaśnieniach. Zdenerwowany prokurator nazwał Marcina T. „człowiekiem słabym, ulegającym wpływom”. Dodał, że gdyby oskarżony wytrwał przy pierwszej wersji swych wyjaśnień, mógłby liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary.
Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 3/2024 (tekst Heleny Kowalik pt. Królowa zbrodni). Cały numer do kupienia TUTAJ.