Marian Cynarski. Zbrodnia z zemsty. Sprawcy bez wyrzutów sumienia. Jednym pewnym pchnięciem nożem pozbawili życia pierwszego obywatela miasta Łodzi. Proces był błyskawiczny, akt oskarżenia nieco lakoniczny. Wyrok – nie do końca jednomyślny.
Marian Cynarski urodził się w 1880 roku w Warszawie. Ukończył studia prawnicze na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim, a praktykę odbywał w miejscowym Sądzie Okręgowym. Pracował jako sędzia w sądach w Żyrardowie, Sandomierzu, Opatowie i Radomiu. Na dłuższy czas związał się jednak z Łodzią, kiedy w 1919 roku naczelnik państwa Józef Piłsudski mianował go na stanowisko sędziego łódzkiego Sądu Okręgowego. W maju 1923 roku Cynarski został wybrany na radnego, a już dwa miesiące później, na posiedzeniu rady miejskiej, powierzono mu funkcję prezydenta miasta. Związany był ze Związkiem Narodowo-Ludowym. W gimnazjach żeńskich wykładał historię Polski, psychologię, logikę i prawoznawstwo.
W historii Łodzi zapisał się jako człowiek powszechnie szanowany i poważany. Uczciwy i pracowity. Cenił i uznawał pracę, a gardził płytkim partyjniactwem i krzykliwą demagogią. Za jego rządów otwarto Miejski Kinematograf Oświatowy przy Wodnym Rynku, Miejską Galerię Sztuki w Parku Sienkiewicza, a w pogotowiu ratunkowym zaczęły jeździć samochodowe karetki. To właśnie z inicjatywy Cynarskiego zaczęto wręczać Nagrodę Literacką Miasta Łodzi. Za jego prezydentury rozpoczęto także budowę Parku Ludowego na Zdrowiu. Prezydent nie doczekał jednak zakończenia jego budowy…
Ostatnie tchnienie
14 kwietnia 1927 roku. Wielki Czwartek przed Świętami Wielkanocnymi, godzina 10.45. Ze swojego mieszkania mieszczącego się na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Andrzeja 4 (dzisiaj ulicy Struga) w Łodzi wychodzi 47-letni Marian Cynarski. Naciska dzwonek przy drzwiach mieszkania, dając służbie znać, że opuszcza lokal. Przed domem oczekuje powóz, którym prezydent ma udać się do magistratu. Pod pachą dzierży teczkę. Pokonując kolejne stopnie, niespiesznie wciąga na dłonie rękawiczki. W pewnym momencie, obezwładniony przez nieznajomego mężczyznę, przyjmuje cios w brzuch. Resztkami sił wykrzykuje tylko jedno słowo: „złodzieje”, po czym osuwa się na schody. Jego okrzyk wyraźnie słyszą woźna oraz lekarz Arkadiusz Sołowiejczyk, mieszkający na pierwszym piętrze kamienicy. Wychodząc na klatkę schodową spostrzega opartego o ścianę konającego już prezydenta. Ten nadal trzyma pod pachą swoją teczkę.
– Prezydent podniósł na mnie oczy, chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł już. Stracił przytomność. Miałem przy sobie kamforę, ponieważ szedłem na wizytę domową, więc zrobiłem mu zastrzyk – informował później domowy lekarz prezydenta, Arkadiusz Sołowiejczyk.
Marian Cynarski
Dopiero po rozpięciu palta, mężczyzna zauważa ranę kłutą w okolicy brzucha, z której sączy się krew. Przystępuje do udzielenia pierwszej pomocy. Bezskutecznie. Po kilku minutach, Marian Cynarski umiera. Przeprowadzona później sekcja zwłok wykazuje, że cios zadany został kilkunastocentymetrowym ostrym narzędziem, prawdopodobnie nożem. Z łatwością przeszedł przez zapięte palto, sięgając aż kręgosłupa. Przebił jelita oraz aortę, doprowadzając do wylewu wewnętrznego. Wokół denata zbiera się tłum ludzi zaciekawiony krzykami w sieni.
– Wołałem do nich: „Łapcie zbrodniarza”, ale nikt nie ruszył się z miejsca – opowiadał Sołowiejczyk.
Prawdopodobnego zabójcę widziała służąca oraz woźnica oczekujący na prezydenta.
– Stałem przed domem i czekałem na pana prezydenta. Trwało to 15 minut. Kiedy nadeszła chwila, w której pan prezydent normalnie powinien odjechać do magistratu przy Placu Wolności, usłyszałem krzyk: „Trzymać złodzieja!”. W tej sekundzie z bramy wybiegł jakiś jegomość – opowiadał woźnica Cynarskiego.
– Jak wyglądał? – dopytywali śledczy.
– Miał na oko około 25 lat. Był w palcie. Na głowie miał cyklistówkę. Chciałem zejść z kozła, ale osobnik cwałem przebiegł przez jezdnię i skierował się w stronę ulicy Piotrkowskiej. Zniknął mi z oczu.
Informacja o zabójstwie prezydenta Łodzi błyskawicznie rozniosła się po mieście. Już następnego dnia w Dzienniku Zarządu Miasta Łodzi opublikowany został nekrolog: „Bolesny ten cios, który dotknął nasze miasto, pozbawił życia dzielnego i szlachetnego Obywatela, pracującego z oddaniem i poświęceniem na niwie samorządowej, dbałego o dobro miasta i jego mieszkańców, szczerze i sumiennie spełniającego ciężkie obowiązki, związane ze swem stanowiskiem. Cześć Jego Pamięci!”.
Ofiara gry politycznej?
Wszystkie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i porządek postawiono w stan gotowości. Na miejsce zdarzenia natychmiast udali się przedstawiciele urzędu, wojewoda, prokurator i sędzia śledczy wraz z naczelnikiem urzędu śledczego łódzkiej policji. Ten natychmiast rozpoczął oficjalne śledztwo, przesłuchując na miejscu zbrodni pierwszych świadków. Łódzkie służby stanęły przed naprawdę trudnym zadaniem. Dysponują jedynie rysopisem osobnika, który widziany był przez służącą. Woźnica stojący przed domem wskazał jedynie kierunek, w którym oddalił się podejrzany jegomość. Nieznany był także motyw zbrodni. Według władz, prezydent nie miał zadeklarowanych przeciwników, a jego bezwzględna uczciwość przynosiła mu ogromny szacunek w mieście. Za jedną z najbardziej prawdopodobnych hipotez uznano jednak tą mówiącą o zemście osobistej skazanego przez sędziego Cynarskiego kryminalisty. Pod uwagę brano również motyw rabunkowy, który jednak szybko został obalony. Wszak napastnik nie zabrał nawet teczki prezydenta…
Jednym ze znaków zapytania w sprawie były zaskakujące wizyty dwóch tajemniczych mężczyzn, którzy od kilku dni przychodzili do mieszkania prezydenta z prośbą o widzenie, jak wyjaśniła później służba włodarza miasta. Tymczasem okazało się, że w dniu zabójstwa prezydenta, kilka minut przed zbrodnią, lokatorzy domu widzieli na schodach dwóch osobników, którzy sprawiali wrażenie, jakby na kogoś czekali. Stojących przed drzwiami od zaplecza niewielkiego sklepiku kolonialnego mężczyzn, wzięto jednak za jego klientów. Dopiero po czasie, służąca przypomniała sobie, że mężczyźni wyglądali na niespokojnych. Widząc ją, odwrócili głowy tak, by uniknąć jej spojrzenia. Wówczas pojawiło się przypuszczenie, że napad był z góry zaplanowany, jednak jego celem wcale nie był Cynarski. Ten miał stać się przypadkową ofiarą.
Marian Cynarski
Śledczy wzięli wówczas na tapetę sklepik kolonialny, który znajdował się na parterze domu. Jego właściciel jednak z całą stanowczością zaprzeczył, że to on mógł być celem rabunku. Lokal wyposażony był jedynie w drobne artykuły kolonialne i piśmienne o stosunkowo niskiej wartości. Od ulicy sklep pozostawał zamknięty, natomiast kłódka zamykająca drzwi od strony klatki schodowej, była wyłamana. Zaskakujące wydawało się również to, że złodzieje zdecydowaliby się na rabunek w biały dzień, kiedy na klatce panował nieustanny ruch.
Śledczym brakowało więc jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Naczelnik Urzędu Śledczego, komisarz Weyer, otrzymał zgodę przełożonych na zintensyfikowanie pracy operacyjnej wśród środowisk przestępczych. W lokalnej gazecie opublikowano ogłoszenie o nagrodzie w wysokości 5 tys. zł dla tego, kto przyczyni się do ujęcia sprawców. Taka suma w tamtych czasach bardzo rzadko oferowana była informatorom.
Po sporządzeniu rysopisów podejrzanych, policja śledcza przystąpiła do poszukiwań. W całym mieście przeprowadzono zmasowane działania prewencyjne, których celem był lokalny półświatek. O ustalonej porze mundurowi wkroczyli do wszystkich podejrzanych mieszkań i łódzkich melin, w których mogli gromadzić się przestępcy kryminalni. Podczas obławy zatrzymanych zostało kilkudziesięciu podejrzanych. Prawie wszyscy mieli jednak alibi na czas popełnienia zbrodni. W jednym z mieszkań przy Rynku Bałuckim aresztowany został 24-letni Adam Walaszczyk. Podczas wtargnięcia mundurowych, mężczyzna pił wódkę ze swoimi kolegami. Przed aresztowaniem usiłowała ochronić go żona, osłaniając go własnym ciałem i krzycząc, że to nie on zabił prezydenta. Mężczyzna jednak od razu przyznał się do winy. Wskazał również swojego wspólnika, 21-letniego Kazimierza Rydzewskiego.
Marian Cynarski. Chcesz poznać kulisy tej zbrodni? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 1/2024 (tekst Anny Rychlewicz pt. Zabójstwo prezydenta). Cały numer do kupienia TUTAJ.