Mariola Myszkiewicz: nauczycielka zabiła ucznia

Mariola Myszkiewicz zamordowała ucznia na przerwie lekcyjnej. Dramat rozegrał się pod koniec kwietnia 2001 roku w Czarnej Białostockiej (woj. podlaskie). Doszło do zbrodni, jakiej nie odnotowały nigdy polskie kroniki kryminalne. Nauczycielka szkoły podstawowej zamordowała jednego z uczniów. Opinia publiczna była zszokowana.

Do tragedii, która wstrząsnęła całą Polską, doszło 25 kwietnia 2001 roku. Była właśnie przerwa po drugiej godzinie lekcyjnej w Szkole Podstawowej nr 2 w Czarnej Białostockiej. Około dziesiątej rano Mariola Myszkiewicz, 38-letnia nauczycielka nauczania początkowego, wzięła od pielęgniarki klucz do gabinetu lekarskiego mówiąc, że chce się zważyć. Dwóm uczniom na korytarzu poleciła wywołać z klasy Piotrka, syna mężczyzny, z którym od czterech lat łączył ją romans.

Kilka minut później uczniowie i nauczyciele zobaczyli wypływającą krew spod drzwi. Chwilę później wybiegła stamtąd Mariola. Miała zakrwawione ręce. Chłopiec leżał na podłodze, miał ponad trzydzieści ran kłutych na szyi. Zmarł przed przyjazdem pogotowia.

Mariola Myszkiewicz: była bardzo inteligentna

To miał być kolejny spokojny dzień w Czarnej Białostockiej. Rano doszło tam jednak do niewyobrażalnej tragedii. Wielka miłość i ogromna namiętność przerodziły się w potworną agresję. Sprawcą dramatu była Mariola Myszkiewicz. Uczniowie mówili o niej „najfajniejsza pani w szkole”. Młoda, miła, z zapałem i zaangażowaniem podchodząca do pracy szybko zdobyła wśród swoich uczniów sympatię. Stale podnosiła swoje kwalifikacje, była bardzo inteligentna i przede wszystkim ambitna. Ponoć znała kilka języków obcych. Szanowana przez przełożonych, uwielbiana przez dzieci i ich rodziców.

Co zatem się stało, że powszechnie lubiana nauczycielka stała się zabójczynią.

Dziennikarz „Kuriera Podlaskiego” napisał: Karierę pedagoga przypłacała jednak mało udanym życiem osobistym. Problemem w żadnym wypadku nie był wygląd. Mariola była szczupłą, drobną, atrakcyjną blondynką. Po prostu nie starczało jej czasu na zbudowanie głębszej relacji. Do czasu aż poznała mężczyznę swojego życia”.

Mariola Myszkiewicz : Wszystko przez miłość?

Mariola Myszkiewicz Jerzego spotkała pod koniec lat 90. podczas zajęć sportowych w szkole. Pomimo że był żonaty, Mariola zauroczyła się eleganckim mężczyzną. Nauczycielka dowiedziała się też wkrótce, że Jerzy jest przewodniczącym Rady Rodziców, a jego syn Piotruś chodzi do pierwszej klasy podstawówki. Mężczyzna był przystojnym, czarującym, a do tego poważanym w mieście przedsiębiorcą.

Uczucie wzięło nad nimi górę. Jerzy jakby na chwilę zapomniał o swojej rodzinie. Zaczął romansować z Mariolą. Pochłonięta dotąd pracą nauczycielka w końcu odnalazła swoje życiowe szczęście. Lepiej po prostu być nie mogło.

W małej miejscowości romansu nie dało się ukryć. Tyma bardziej, że nauczycielka nie chciała ukrywać swoich uczuć. O romansie Marioli z przedsiębiorcą dowiedziała się rodzina Jerzego. Ludzie zaczęli gadać, krzywo patrzeć na oboje kochanków. Matka nauczycielki prosiła, aby córka zakończyła znajomość. Mariola jednak nie chciała nawet o tym słyszeć. Jerzy był jej całym światem.

Znosiła głuche telefony i listy z niewybrednymi pogróżkami. Nie zniechęciła się też, kiedy ktoś powypisywał na drzwiach jej mieszkania wulgarne słowa. Za bardzo go kochała. Czuła, że jest razem z nią, że jest po jej stronie. Obiecywał, że to z nią chce ułożyć sobie nowe życie. Dosyć miał już swojej żony. Trzymał go przy niej tylko Piotruś.

Miłość bez happy endu

Był rok 2001. Jerzy nagle i niespodziewanie oświadczył Marioli, że to już koniec ich związku. Nie miał ochoty tego dalej ciągnąć, chciał naprawić swoje relacje z rodziną. Kobieta przeżyła gigantyczny szok. Nie mogła uwierzyć, że coś, co miało trwać wiecznie, tak po prostu się skończyło.

Uśmiechniętej, atrakcyjnej Marioli już nie ma. Jest smutna, przygnębiona, popadająca w głęboką depresję kobieta. W dość krótkim czasie nauczycielka dwukrotnie próbuje odebrać sobie życie.

Najprawdopodobniej właśnie wtedy zaczyna zastanawiać się, dlaczego Jerzy od niej odszedł. Wszystko przez syna – 11-letniego wówczas Piotrka. Przedsiębiorca zawsze powtarzał, że to jego oczko w głowie – do takich właśnie wniosków doszła Mariola.

Na drodze swoich ambicji najpewniej nieraz napotykała przeszkody. Dotąd była kobietą sukcesu. Potrafiła rozwiązywać problemy. Zadecydowała, że rozwiąże i ten. W dramatyczny sposób…

Mariola Myszkiewicz : Krew na szkolnym korytarzu

25 kwietnia 2001 roku – to dzień, który zapisał się w pamięci mieszkańców Czarnej Białostockiej. Mariola przyszła do szkoły rano, choć miała na popołudnie. Poprosiła sekretarkę o klucz do pustego tego dnia gabinetu lekarskiego. Rzekomo chciała tylko skorzystać z wagi.

Przed godziną 10 zaczepiła dwóch uczniów. Kazała im zawołać Piotrka, syna Jerzego, który uczył się wtedy w IV klasie. Gdy chłopiec wszedł do gabinetu, kobieta zamknęła drzwi na klucz. To był już koniec.

Miała w dłoni nóż introligatorski. Była wściekła. Dźgała na oślep. Trafiała głównie w szyję oraz w głowę.

Szkolnym korytarzem przechodziły właśnie nauczycielki. Spod drzwi gabinetu lekarskiego wypłynęły strugi krwi. Z wnętrza dochodziły odgłosy uderzeń. Nauczycielki zaczęły krzyczeć, walić pięściami w drzwi. Wyważył je dopiero wuefista. Ze środka wybiegła Mariola. Wszyscy byli zdezorientowani. Nikt jej nie zatrzymał. Dopiero po kilku sekundach nauczyciele dostrzegli makabryczny widok.

Panika, przerażenie i chaos umożliwiły Marioli ucieczkę. Kobieta wybiegła szybko z gabinetu i udało jej się opuścić szkołę. Próbowano ją dogonić, ale bezskutecznie.

Piotrek jeszcze wtedy żył. Wykrwawił się jednak przed przyjazdem pogotowia.

Szok i przerażenie

Na miejscu zjawiła się policja. Zajęcia zostały odwołane. Przed szkołą gromadzić zaczęli się przerażeni rodzice. Takiej tragedii tutaj nigdy nie było. Społeczność miasteczka nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Nigdy wcześniej nie doszło do tak tragicznej zbrodni. Choć w ostatnich kilkunastu miesiącach poprzedzających zdarzenie Mariola nie cieszyła się najlepszą opinią, to niektórym trudno było uwierzyć, że uwielbiana przez dzieci nauczycielka byłaby w stanie zabić dziecko. Media dość szybko podchwyciły temat i nagłośniły go, zwłaszcza, że sprawczyni była poszukiwana.

Rodzina Piotrusia była załamana. Śmierć syna najbardziej odbiła się na ojcu, Jerzym P. Mężczyzna miał wyrzuty sumienia i obwiniał siebie za jego śmierć. Jerzy nie był w stanie nawet zjawić się na pogrzebie Piotrusia, który odbył się 27 kwietnia.

Sprawę nagłośniły ogólnopolskie media. Do poszukiwań zaangażowano około 200 funkcjonariuszy. Rozesłano rysopis kobiety. Trzeba było ją jak najszybciej zatrzymać.

Mariola Myszkiewicz: poszukiwana przez policję

Mariola była przerażona. Zabiła dziecko. Nie miała pojęcia, co ma teraz ze sobą zrobić. Na swoją kryjówkę wybrała pobliską Puszczę Knyszyńską. Nie przebywała tam jednak długo. Dzień później była już w zakonie w Markach pod Warszawą. Tam udało jej się zadzwonić do siostry. Prosiła o radę. To co się działo, było dla Marioli najgorszym koszmarem. Chciała się zabić. Myślała też o zgłoszeniu się na policję.

Czasu do namysłu morderczyni nie dali funkcjonariusze z Centralnego Biura Śledczego. W nocy z 26 na 27 kwietnia zatrzymali Mariolę. Kobieta ukrywała się w podwarszawskich Markach.

Prokurator postawił jej zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem z motywów zasługujących na szczególne potępienie. W związku z taką kwalifikacją prawną czynu groziła jej jeszcze większa kara niż za zwykłe zabójstwo. Biegli psychiatrzy orzekli, że była poczytalna.

W areszcie Mariola nie miała łatwo. Morderca dziecka nigdy nie ma za kratami łatwo. Według nieoficjalnych informacji, została dotkliwie pobita. Przez pewien czas była w śpiączce.

Proces

Proces ruszył trzy miesiące po morderstwie. Obrona robiła wszystko, aby przekonać sąd do tego, że oskarżona działała w afekcie. Za zabójstwo w afekcie grozi bowiem maksymalnie do 10 lat pozbawienia wolności. Mariola tłumaczyła, że nie planowała morderstwa. Chciała porozmawiać z Piotrkiem. Chłopiec jednak miał ją bardzo wulgarnie zwyzywać. Straciła panowanie nad sobą. I stało się.

Prokurator miał zupełnie inny pogląd na sprawę. W trakcie śledztwa okazało się, że nóż, którym Mariola zabiła 11-latka był prezentem od Jerzego. Narzędzie zbrodni stanowiło jeden z głównych dowodów, popierających tezę o zemście zawartą w akcie oskarżenia. Jeden ze świadków zeznał, że nauczycielka dzień przed dokonaniem zbrodni odwiedziła Jerzego i jego żonę. Zażądała kupna mieszkania i umożliwienia wyjazdu z Czarnej Białostockiej. Obciążający dla kobiety był też fakt, że w plecaku, który miała ze sobą 25 kwietnia, znajdował się paszport. Mogło to świadczyć o tym, że po dokonaniu przestępstwa Mariola chciała zbiec za granicę.

Podczas procesu Mariola nie okazywała żadnych uczuć. Dla obserwatorów był to spory szok. Według psychiatrów i psychologów, którzy badali kobietę, cechuje się ona ponadprzeciętną inteligencją, nie przejawia też skłonności do okazywania uczuć. Potwierdzają to jej byli uczniowie.

– Ona jeszcze sobie życie ułoży. Zna języki, jest bardzo sprytna. W więzieniu podobno bardzo się stara, żeby jak najszybciej wyjść na warunkowe – mówił o kobiecie jeden z jej dawnych podopiecznych. – To co zrobiła było dla wszystkich zaskoczeniem. Nikt by się tego po niej nie spodziewał. To była najfajniejsza pani w szkole.

Mariola Myszkiewicz: zapadł wyrok

Sąd Okręgowy w Białymstoku15 lutego 2002 roku  skazał Mariolę Myszkiewicz (sąd zgodził się na publikację danych i wizerunku oskarżonej) – 39-letnią byłą nauczycielkę z Czarnej Białostockiej na karę 25 lat pozbawienia wolności.

– Oskarżona pastwiła się na jedenastoletnim chłopcem, który nie dał rady się bronić – podkreślała w uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Oliferuk. – Działała z pełną świadomością, z chęci zemsty na ojcu chłopca. Chciała się na nim odegrać, zabrała mu więc to co miał najcenniejsze – ukochanego syna.

Tym samym sąd nie zgodził się z opinią powołanych w tej sprawie biegłych psychiatrów i psychologów, którzy stwierdzili, że Mariola Myszkiewicz działała pod wpływem afektu fizjologicznego.

– Oskarżona na pewno czuła się skrzywdzona i poniżona. Nie sposób jednak zgodzić się z opinią, że napięcie z tego powodu było tak silne, żeby wymknęło się spod kontroli – mówiła sędzia Oliferuk. – Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika niezbicie, że w czasie zbrodni przytrzymywała klamkę i drzwi, kiedy inni próbowali dostać się do środka. Zadawane przez nią ciosy były przemyślane a tok rozumowania logiczny. Uderzała przecież nożem głównie w szyję, w tętnicę szyjną. Wielokrotnie zadawała ciosy w to samo miejsce, w niektórych miejscach nóż sięgnął aż kręgów szyjnych. To nie przypadek. Te pogłębiane rany, ich ułożenie, świadczą o tym, że oskarżona działała z rozmysłem.

Co mówił sędzia?

Także zachowanie kobiety przed popełnieniem zbrodni świadczyły, zdaniem sądu, o tym że zaplanowała tę zbrodnię. Mariola Myszkiewicz, zanim wywołała Piotrka z lekcji szukała w szkole miejsca do popełnienia tej zbrodni. Wybrała gabinet lekarski – bo tam chłopiec czuł się bezpieczny. Kiedy zaczęła z nim rozmawiać miała już przygotowany nóż, który był tak ułożony, żeby można było go wyjąć w każdej chwili.

– Na pewno momentem przełomowym było obrzucenie przez Piotrka wyzwiskami oskarżonej – podkreślała sędzia. – Jednak już wtedy ten nóż introligatorski musiał być wysunięty i przygotowany do ataku.

Mariola Myszkiewicz przyjęła orzeczenie sądu ze spokojem. Na jej twarzy nie pojawił się żaden grymas, który pokazałby jakieś emocje. Zresztą podobnie zachowywała się w ciągu całego przewodu sądowego. Tylko raz nie udało jej się utrzymać nerwów na wodzy – kiedy w czasie drugiej rozprawy zeznawała jej matka.

Apelacja

W wyniku rozpatrzenia apelacji obrońcy oskarżonej nie doszło do zmiany wysokości wyroku, jednakże sąd II instancji stwierdził, że sąd I instancji popełnił błąd, nie podzielając opinii biegłych psychiatrów i psychologa odnośnie tego że oskarżona działała pod wpływem silnego wzburzenia.

Chociaż sąd apelacyjny przyznał, że oskarżona była w takim stanie psychicznym, w którym emocje górowały nad intelektem, to jednak jej czynu nie może zostać uznany za usprawiedliwiony okolicznościami. Mariola M. działała w stanie silnego wzburzenia, ale nie można tego zakwalifikować jako działanie w afekcie – uznał białostocki Sąd Apelacyjny, utrzymując wyrok 25 lat więzienia za zabójstwo 11-latka.

Kasacja od tego wyroku wniesiona przez adwokata oskarżonej została oddalona przez Sąd Najwyższy w czerwcu 2003 r.

Usunięta tablica

W 2001 roku, rodzina zamordowanego chłopca, na ścianie szkoły gdzie rozegrał się dramat, powiesiła pamiątkową tablicę. Na tablicy widniał napis: “Dnia 25 kwietnia, za tymi murami został zamordowany Piotruś Popławski, uczeń czwartej klasy.”

Tydzień później tablica została usunięta. Rodzice, nauczyciele i psycholodzy szkolni byli jednak zgodni co do tego, że tablicę trzeba zdjąć dla dobra innych dzieci, uczących się w tej podstawówce.

Źródło: poranny.pl, gazetawspolczesna.pl, gazeta.pl, onet.pl, białostockie.eu

fot. pixabay.com