Mateusz Domaradzki: ciała nigdy nie znaleziono

6 lutego 2006 roku zaginął 8-letni Mateusz Domaradzki z Rybnika. Chłopiec został zgwałcony i zamordowany. To jedno z najbardziej wstrząsających zabójstw na tle seksualnym w Polsce. Skazanie oskarżonych w tej sprawie dwóch mężczyzn nie było łatwe.

To był poniedziałek, początek drugiego tygodnia ferii zimowych. Dzień był mroźny, leżało dużo śniegu. Dla dzieci to doskonała okazja do zabawy na świeżym powietrzu. Takie plany miał również 8-letni Mateusz.

Po uzyskaniu zgody rodziców chłopiec – mieszkaniec rybnickiej dzielnicy Paruszowiec-Piaski –  wyszedł w godzinach popołudniowych na sanki na osiedlowej górce. Ostatni raz widziano go o 14.27 w pobliżu miejsca, gdzie na ośnieżonej górce zjeżdżali jego koledzy. Gdy nie wrócił do domu rozpoczęły się poszukiwania dziecka. Akcję utrudnił gęsty śnieg, który zatarł ewentualne ślady. Odnaleziono jedynie szalik Mateusza.

Ośmiolatka bezskutecznie szukali policjanci, strażacy i rodzina. Kilka dni później twarz Mateusza znał cały Rybnik. Na słupach wisiały plakaty z jego zdjęciem. Zaspy śniegu w dzielnicy Paruszowiec przeszukiwali setki policjantów skierowanych tu z całego województwa. Pomagali im strażacy i mieszkańcy pobliskich bloków. W akcji użyto psów i helikoptera z kamerą termowizyjną. Równolegle do poszukiwań śledczy sprawdali, czy chłopca nikt nie mógł skrzywdzić.

W marcu 2006 roku policja zatrzymała dwóch podejrzanych mężczyzn. Okazali się nimi młodzi mieszkańcy tego samego osiedla: Łukasz N. i Tomasz Z. Początkowo przyznali się do uprowadzenia, gwałtu i zabójstwa chłopca, potem wycofali się ze składanych wyjaśnień. Nigdy nie byli w stanie wskazać miejsca ukrycia zwłok w pobliskim lesie.

 – Byliśmy wtedy bardzo pijani – tłumaczyli.

Mateusz Domaradzki: wydał na siebie wyrok śmierci

Z ich relacji wynika, że 6 lutego 2006 roku postanowili wykorzystać seksualnie Mateusza. Pod pretekstem szukania lepszej górki do jazdy na sankach, zwabili go w odludne miejsce. Chłopiec w pewnym momencie przestraszył się mężczyzn. Tamci go zgwałcili. Zapłakany powiedział, że poskarży się rodzicom. Tym samym wydał na siebie wyrok śmierci.

Sporządzenie aktu oskarżenia nie było łatwe. Przede wszystkim nie było ciała zaginionego Mateusza. Mimo to sprawa trafiła do sądu. Jak argumentowała prokuratura: “Zasadnicze elementy wyjaśnień oskarżonych były zbieżne i jednolite oraz stałe, tj. dotyczące spożywania dużej ilości alkoholu, miejsca spotkania Mateusza, propozycji pójścia na górkę, wspólnego ślizgania się, następnie odejścia w bardziej odległe miejsce, gwałtu dokonanego przez obydwu mężczyzn, sprzeciwu małoletniego i krzyku, że “o wszystkim opowie mamie/rodzicom”, który wywołał agresję i bicie go po głowie przez sprawców, następnie położenia ciała nieopodal górki i przykrycia gałęzią.”

Proces w tej sprawie był poszlakowy i toczył się za drzwiami zamkniętymi.

Obu mężczyzn skazano na kary po 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo i gwałt ze szczególnym okrucieństwem.

Sąd przyznaje, że dokonał rekonstrukcji wydarzeń jedynie w oparciu o słowa oskarżonych, bo “żadna z wielu osób przesłuchanych zarówno w śledztwie, jak i na rozprawie, nie posiadała na tę okoliczność jakiejkolwiek przydatnej wiedzy”. 

Jednym z koronnych argumentów jest to, że mężczyźni wiedzieli np., że Mateusz miał na sobie dwie pary spodni, czego nie mogła wiedzieć osoba, która tego dnia nie miała styczności z chłopcem.

Mateusz Domaradzki: sprawa bez happy endu

Sprawa jeszcze przed kilka lat absorbowała wymiar sprawiedliwości. Ostatecznie – w styczniu 2014 r. Sąd Najwyższy oddala skargę kasacyjną Łukasza N. jako bezzasadną.

Mężczyźni piszą też wnioski od prezydentów Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy o ułaskawienie, ale sądy te wnioski opiniują negatywnie, więc sprawy nie mają dalszego biegu. 

Łukasz N. wyjdzie na wolność w 2031 r., Tomasz Z. – w 2033 r. (w listopadzie 2007 r. został dodatkowo skazany na 2,5 roku więzienia za gwałty na kuzynie). 

Pomimo olbrzymich wysiłków rodziny i śledczych ciała Mateusza nigdy nie znaleziono. Zgodnie z prawem poszukiwanie chłopca wciąż trwa – policjanci przygotowali portret dorosłego zaginionego w ramach tzw. progresji wiekowej. Procedura poszukiwawcza zakończy się w 2025 roku, czyli 10 lat po dacie, w której chłopiec osiągnąłby pełnoletność.

Mamy tu taki dualizm prawny, niezależnie od tego, że sprawcy zostali skazani, to komenda poszukiwania nadal prowadzi – tłumaczyli swego czasu policjanci z Rybnika.

Mateusz Domaradzki nadal figuruje na policyjnej liście osób zaginionych. Od kilku lat do rybnickiej policji nie wpłynęła już żadna informacja na temat chłopca.