Mateusz Żukowski zaginął w Dzień Matki

Czarna kartka z kalendarza: 26 maja. 26 maja 2007 roku, w Dzień Matki, zaginął Mateusz Żukowski. 10-letni chłopiec z Ujazdowa (woj. lubelskie) zapadł się pod ziemię i do dzisiaj jest poszukiwany.

Rodzice chłopca wspominają ten dzień jak największy koszmar. Dzień był piękny, słoneczny a do tego sobota. Tego dnia Mateusz poszedł razem z tatą na ryby. Kiedy wrócili do domu ojca rozbolała głowa i położył się spać. Natomiast Mateuszek chwilę pobawił się w domu, a potem poszedł do parku na spotkanie z kolegami. Obiecał, że niebawem wróci, aby ponownie jechać z ojcem na ryby. Nie wrócił. Jego tata uznał, że chłopiec woli zabawę z kolegami i pojechał sam. Do domu wrócił wieczorem. Mateuszka nie było. Matka chłopca myślała, że jest z mężem na rybach.

Mateusz Żukowski zaginął. Szukała go policja, straż i okoliczni mieszkańcy. Jedynym tropem było jego ubranie. Znaleziono je nad brzegiem rzeki. Pierwsza myśl była taka, że chłopczyk rozebrał się i poszedł popływać. Ojciec chłopca wykluczył tę opcję, ponieważ wiedział, że jego syn bał się wody. Nurkowie przeczesali rzekę Wieprz i nie znaleźli zwłok chłopca.

Nad tajemniczym zniknięciem chłopca pracowali nie tylko policjanci, ale również detektywi i jasnowidze. Wyznaczono też solidną nagrodę za pomoc w odnalezieniu Mateusza. Wszystko na nic.

Rodzice, aby odnaleźć chłopca zainwestowali wszystkie pieniądze, a nawet się zadłużyli. Popadli w kłopoty finansowe i osobiste.

Mateusz Żukowski, czy prawda kiedyś ujrzy światło dzienne?

Zaginięcie chłopca to ogromna tragedia. Niestety są tacy ludzie, którzy próbują wzbogacić się na ludzkim nieszczęściu. Swego czasu do ojca Mateusza odezwał się mężczyzna, który twierdził, że chłopiec został porwany i nadal żyje. Żądał pół miliona złotych. Policji udało się zatrzymać mężczyznę. Z zaginięciem Mateusza nie miał nic wspólnego, po prostu chciał wyłudzić pieniądze.

Szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP uważa, że 13 lat temu podczas zabawy w parku przy remontowanym dworku mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku.

– Najprawdopodobniej był to wypadek, w którym Mateusz mógł stracić życie, a śledztwo mogło zostać skierowane na inny tor. Ktoś mógł podłożyć jego ubrania nad rzeką. Mogła być też taka sytuacja, że doszło do wypadku. W bezpośredniej bliskości jest obiekt, gdzie była budowa, młodzi ludzie mogli wejść na jakieś konstrukcje czy rusztowania i stamtąd młody człowiek mógł spaść i coś sobie zrobić. I ci ludzie mogli sfingować utonięcie – przypuszcza Maciej Rokus.

Zaginione dzieci: to warto wiedzieć! Czytaj TUTAJ.