Miał na szyi ślady duszenia, ale zginął od ciosu w głowę

W 2002 roku, w małej miejscowości niedaleko Lipna w Kujawsko-Pomorskiem doszło do zabójstwa 40-letniego mężczyzny. Miejsce zbrodni – pustostan w dawnej sortowni buraków na terenie byłego PGR-u – był dobrze znany okolicznym mieszkańcom jako miejsce spotkań lokalnych alkoholików i bezdomnych. Zamordowany na tej „mecie” mężczyzna miał na szyi ślady duszenia, a na głowie widoczną ranę po uderzeniu ciężkim, tępym narzędziem.

Biegły patolog stwierdził, że wbrew temu, co można by przypuszczać, przyczyną śmierci nie było uduszenie. Choć na szyi widoczna była wyraźnie pręga świadcząca, że to w ten sposób próbowano pozbawić mężczyznę życia, ale właśnie cios w głowę.             

– Nie doszło do pęknięcia kości gnykowej – uzasadniał swoją tezę lekarz medycyny sądowej. – Owszem, sama czynność duszenia mogła przyśpieszyć śmierć, ale ta nastąpiła bezpośrednio w wyniku wykrwawienia się. Denat leżał w kałuży krwi w okolicy głowy.

Ślady duszenia na szyi, obrażenia głowy, ale nie znaleziono przedmiotu, którym zadano śmiertelny cios

W samym pomieszczeniu, choć nie brakowało w nim przedmiotów, które potencjalnie mogłyby posłużyć za narzędzie zbrodni. W tym prętów, rur, czy wreszcie stempli budowlanych, użytych zapewne przy okazji ostatniego z przeprowadzonych w pomieszczeniu prac renowacyjnych. Nie znaleziono jednak tego jednego „tępokrawędziastego przedmiotu”, którym zadano mężczyźnie śmiertelny cios. Dopiero w odległych o kilkadziesiąt metrów szuwarach, otaczających pobliski staw technicy kryminalistyki zabezpieczyli starą zniszczoną belkę zakończoną metalowym gwintem, która służyła jako podpora prowizorycznego stołu. Warto zaznaczyć, nie wiązano większych nadziei, że ten właśnie niedokładnie oheblowany kawałek drewna może być narzędziem zbrodni. W roku 2002 nie dopatrzono się na tym materiale podejrzanych śladów. Ślady te mogły pomóc w rozwikłaniu zagadki śmierci mężczyzny w opuszczonej sortowni.

***

Dopiero w 2012 w roku „nogę” poddano ponownemu badaniu, tym razem przy użyciu specjalistycznego oświetlacza kryminalistycznego. Dzięki urządzeniu, które laikowi może przypominać stół z zainstalowanymi reflektorami skierowanymi w dół na blat oraz z zawieszonym u góry aparatem fotograficznym, udało się znaleźć „ślad krwawy” linii papilarnych. Był to ewenement. , bo podobne znaleziska na materiałach porowatych, nierównych, zniszczonych (takich, jak w tym przypadku surowe drewno) są niezwykle rzadkie. A jednak wyizolowano go dzięki fotografiom wykonywanym w szerokim spektrum fal świetlnych do podczerwieni. Sprawcę udało się też namierzyć. Okazała się nim jedna z pierwotnie podejrzewanych osób. Obaj – sprawca i ofiara – znali się z odsiadki w tym samym zakładzie karnym, a motywem zbrodni była kłótnia o pieniądze. Mężczyzna zatrzymany do sprawy (a w 2013 roku skazany na 8 lat więzienia) przez cały czas od popełnienia zbrodni pracował w okolicy, jako kierowca w hurtowni materiałów budowlanych.

DNA

Zapoczątkowane pod koniec XX wieku badania porównawcze kodu DNA okazały się prawdziwą rewolucją w ustalaniu sprawców przestępstw. Niejednokrotnie to właśnie na podstawie zestawień próbek zebranych na miejscu popełnienia zbrodni z materiałem porównawczym pobranym od podejrzanego dochodziło do wydawania głośnych wyroków. Nierzadko właśnie badanie unikatowego, dającego śledczym niemal stuprocentową pewność kodu genetycznego stanowi jeżeli nie jedyny, to na pewno niepodważalny dowód sprawstwa. Wydawałoby się, że skoro ślady genetyczne zabezpieczone na miejscu popełnienia, np. zabójstwa, pasują do osoby, którą śledczy wytypowali jako podejrzaną, powinno to rozwiać wszelkie wątpliwości. Wiadomo powszechnie, że poza bliźniakami jednojajowymi – nie ma dwóch osób na świecie mających to samo DNA.

Chcesz poznać przypadki, gdzie DNA, nawet po latach pozwoliło zatrzymać sprawcę? Sięgnij po Detektywa 11/2021 (tekst Macieja Czerniaka pt. „Nie ma zbrodni doskonałej”). Cały numer do kupienia TUTAJ.