Miała wszystko, a teraz grozi jej dożywocie

Dysponowała wszystkim co  niezbędne, by zdobywać szczyty, mieć świat u swoich stóp. Miała urodę, młodość, inteligencję, mocną pozycję zawodową. Nie miała natomiast żadnych wewnętrznych zahamowań. Nie potrafiła zapanować nad swoim zachowaniem. Przegrała sama ze sobą. Grozi jej dożywocie.

Bez owijania w bawełnę można powiedzieć, że chyba każdy człowiek jest w głębi duszy tyranem, egoistą, czy pospolitym gburem. Kto nigdy komuś źle nie życzył, niech pierwszy rzuci kamieniem. Wszystko jest w porządku, dopóki nie uzewnętrzniamy złych emocji i nikt przez nasze zachowanie nie cierpi. Kiedy jednak zostaje przekroczona granica między myślą a czynem, w skrajnych przypadkach może to doprowadzić do tragedii. Tak było w tym przypadku: doszło do tragedii której skutkiem może być dożywocie.

Ratunku, umieram!

Był środek nocy. Mieszkańcy eleganckiego apartamentowca na strzeżonym osiedlu na Ursynowie w Warszawie spali w najlepsze, gdy obudził ich przeraźliwy krzyk. W przeciwieństwie do innych dzielnic, nocne wrzaski nie były tu codziennością.  Rozeźleni podeszli do okien, żeby zobaczyć kto się tak wydziera i udzielić krzykaczowi kulturalnej, aczkolwiek dobitnej reprymendy.

Widok był jednak inny, niż można się było spodziewać. Mieszkańcy nie zobaczyli zasikanego pijaczka z opróżnioną do połowy butelką wódki, lecz młodego mężczyznę w modnym garniturze. Stał tuż przy wejściu do klatki schodowej bloku. A właściwie nie stał, lecz chwiał się na nogach.

– Ratunku, umieram! – jęczał.

Prawą ręką trzymał się za brzuch, z którego spływała krew,  tworząc na chodniku coraz większą kałużę. Pierwsza była przy nim młoda, jasnowłosa kobieta. Podtrzymała go, żeby nie upadł, pomogła usiąść. Po chwili podszedł do nich osiedlowy ochroniarz. Dziewczyna wyciągnęła telefon i wezwała karetkę pogotowia. Młody mężczyzna z głęboką raną prawej części brzucha trafił do szpitala na OIOM. Był w krytycznym stanie. Kilka dni później zmarł na skutek odniesionych obrażeń.

Lekarze nie mieli cienia wątpliwości, że rana powstała na skutek silnego ciosu zadanego ostrym narzędziem. Potwierdziła to sekcja zwłok. Policja wszczęła czynności w kierunku zabójstwa.

To niestety nie był fejk

Wiadomość o śmierci 21-letniego Dominika M. dotarła do Lublina w pierwszych dniach maja 2021 roku. Pochodziła z internetu. Początkowo wywołała niedowierzanie, podejrzewano, że to tak zwany fejk. W sieci można znaleźć mnóstwo zmyślonych informacji o czyjejś śmierci. Autorzy zamieszczają je dla „kawału” bądź wątpliwego rozgłosu. Przeważnie „uśmiercają” celebrytów ze świata show biznesu, ale i „zwykli” ludzie padają ofiarą takich okrutnych, bezmyślnych żartów.

Jednak to nie był fejk. Kiedy okazało się, że wiadomość jest niestety prawdziwa, spekulowano na temat przyczyn śmierci młodego mężczyzny. Ponieważ było to na początku maja, w szczytowym okresie pandemii koronawirusa, niektórzy przypuszczali, że Dominik był jedną z wielu osób, które zachorowały i zmarły na tę chorobę. Jednak inni twierdzili, że to kolejna bzdura; na 2 dni przed śmiercią widziano go w Lublinie, zaś po wyjeździe do Warszawy kontaktował się ze znajomymi przez telefon. A przecież na COVID-19 nie umiera się z dnia na dzień, to nie zawał, czy udar; idzie się do szpitala pod respirator, jedni z tego wychodzą, inni tyle szczęścia nie mają.

Dominik M. nie był znanym aktorem ani piosenkarzem, nie brał udziału w żadnym z programów typu talent show, nie gościł na plotkarskich portalach, ale w Lublinie, w pewnym sensie był osobą popularną i lubianą. Interesował się polityką, samorządnością, działał społecznie. Jeszcze będąc uczniem szkoły średniej zaangażował się w działalność Młodzieżowej Rady Miasta Lublina, przez kilka lat sprawując w niej funkcję wiceprzewodniczącego. Swego czasu był  marszałkiem Parlamentu Dzieci i Młodzieży Województwa Lubelskiego, członkiem Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem, a także posłem na Sejm Dzieci i Młodzieży. Brał udział w akcjach charytatywnych, uprawiał biegi maratońskie. Był młodym człowiekiem o wielu pasjach i zainteresowaniach, tryskał energią, ujmował sposobem bycia i otwartością. Przepowiadano mu karierę w strukturach samorządowych albo nawet w wielkiej polityce, w której czuł się jak ryba w wodzie.

Grozi jej dożywocie

Właśnie dlatego jego tajemnicza śmierć wywołała przygnębienie i rodziła pytanie dlaczego tak się stało. Konsternacja była tym większa, że był to już w ostatnich dniach drugi zgon w środowisku młodych, lubelskich samorządowców. 12 kwietnia zginęła 19-letnia radna. Prowadząc samochód uderzyła w drzewo i poniosła śmierć na miejscu. Najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Kilka dni wcześniej w wypadku drogowym zginął jej chłopak. Dziewczyna miała za kilka tygodni zdawać maturę. Prawda wyszła na jaw dopiero po tygodniu.

Wcześniej nie podano do publicznej wiadomości żadnych informacji o przyczynach i okoliczności śmierci 21-latka. Dominik M. został zamordowany przed blokiem na warszawskim Ursynowie. Śmiertelny cios piętnastocentymetrowym nożem zadała mu kobieta, owa młoda blondynka, która udzielała mu pierwszej pomocy i wzywała karetkę pogotowia. Jak się okazało, była partnerką Dominika. Przyznała się do zabójstwa. Tym razem nie mogło być mowy o fejku. Wiadomość, choć szokująca, była pewna. Potwierdziła ją warszawska policja.

Martynie S. grozi dożywocie.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa 12/2021 (tekst Karola Rebsa pt. Zaborcza perfekcjonistka). Cały numer do kupienia TUTAJ.

Monika Osińska – pierwsza kobieta z dożywociem TUTAJ.