Mieczysław Zub wymierzył sobie sprawiedliwość

Czarna kartka z kalendarza: 29 września. 29 września  1985 roku, w krakowskim areszcie śledczym na Montelupich,  popełnił samobójstwo Mieczysław Zub.  Mężczyznę skazano na karę śmierci za popełnione 4 zabójstwa. Pracował w milicji, uchodził za dobrego męża i ojca. Jego zbrodnie wychodziły na jaw stopniowo. „Nie chciał czekać na kata” – skomentowali samobójstwo mordercy więzienni strażnicy.

Pierwszą zbrodnię Mieczysław Zub popełnił, gdy pracował w Milicji Obywatelskiej. Doszło do niej 29 listopada 1977 roku. Mężczyzna zaciągnął do lasu 14-letnią mieszkankę Świętochłowic. Dziewczynka nie podejrzewała, że milicjant może zrobić jej krzywdę.

Zastraszona, nie stawiała najmniejszego oporu, gdy przewrócił ją na ziemię i zgwałcił. Ofiara opowiedziała o wszystkim rodzicom, a ci zgłosili sprawę MO. Powołano specjalną grupę, której nadano kryptonim “Fantomas”, zakładając, że przestępca to “przebieraniec” wykorzystujący milicyjny uniform.

Znany jako „Fantomas” – przez kilka lat napadał na kobiety na terenie śląskich miast. Początkową bezkarność zapewniały mu ataki w mundurze milicjanta i działalność innego seryjnego mordercy – Joachima Knychały „Wampira z Bytomia”. Obydwaj siali na Śląsku strach i przerażenie.

Czy pan mnie zabije?

Mieczysław Zub na przełomie lat 70. i 80. XX wieku dopuścił się 4 morderstw i 13 gwałtów. Na początku swojej działalności kryminalnej Zub z zawodu był milicjantem; podczas popełniania przestępstw miał na sobie służbowy mundur, który sprawiał, że czuł się bezkarnie. Pierwszego napadu dokonał 29 listopada 1977 roku w Świętochłowicach. 14-letnią dziewczynkę zaciągnął do lasu pod pretekstem wyjaśnienia jakiegoś nieporozumienia. Tam przewrócił ją, położył się obok niej i ręką zatkał jej usta. Zagroził pistoletem i kazał się rozebrać.

 – Czy pan mnie zabije?” – zapytała przerażona dziewczynka.

– Nie, jeśli będziesz grzeczna” – odpowiedział.

Po wszystkim zapytał 14-latkę o stopnie i zaproponował, że odprowadzi ją do domu.

Choć w sprawie tej natychmiast wszczęto śledztwo, Zub nie został zdemaskowany. Być może dlatego, że funkcjonariusze byli w tym czasie zaprzątnięci poważniejszą, jak im się wydawało, sprawą. Poszukiwali seryjnego mordercy Joachima Knychały (słynnego „Wampira z Bytomia”).

Bezkarny Mieczysław Zub w latach 70. dokonał jeszcze kilku napadów na kobiety w przebraniu milicjanta, ale wkrótce zwolniono go za wykroczenia dyscyplinarne (co świadczy, że jego zachowania budziły wątpliwości u przełożonych). Po tym, jak go zwolniono, Zub przez dwa lata nie popełnił żadnego przestępstwa.

Mieczysław Zub: na trzeźwo bym tego nie zrobił

Na przestępczą drogę powrócił we wrześniu 1980 roku. Zgwałcił wtedy młodą kobietę. Rok później Zub dopuścił się pierwszego morderstwa. 19 listopada 1981 roku w Rudzie Śląskiej zgwałcił i udusił 19-letnią dziewczynę w ósmym miesiącu ciąży. Do końca 1982 roku zamordował jeszcze trzy kobiety. W marcu 1983 roku, w czasie kolejnego gwałtu, zgubił swą przepustkę, uprawniającą do wejścia na teren huty, w której niedawno znalazł pracę. 8 marca 1983 Zuba zatrzymano, a w czasie przesłuchania przyznał się do wszystkich popełnionych zbrodni.

Opisując kolejne zbrodnie Zub twierdził, że dokonał ich będąc pod wpływem alkoholu.

 – Na trzeźwo nigdy bym tego nie zrobił – mówił podczas jednego z przesłuchań.

Rozprawa

Po wprowadzeniu na salę rozpraw powitał sędziów stekiem wyjątkowo wulgarnych wyzwisk, z których żadne nie nadaje się do zacytowania, a następnie stwierdził: „Zdrastwujtie towariszczi, możecie zaczynać”.

Rozprawa nie trwała długo. Już na początku procesu zbrodniarz przyznał się do wszystkich zarzucanych mu morderstw. Zaznaczył także, że nie będzie udzielał żadnych wyjaśnień, bo „to nie ma sensu”. Powiedział też: „Lepiej powieście mnie od razu na rynku w Katowicach. Będzie szybciej”.

Resztę pierwszego dnia procesu spędził na gwizdaniu i głośnym śpiewie. Tak było również przez wszystkie następne rozprawy, w trakcie których Mieczysław Zub przeklinał prokuraturę i sędziów, a także zdemolował kopniakami ławę oskarżonych, na której siedział. Skandaliczne zachowanie oskarżonego powodowało, że często trzeba było wyprowadzać go z sali sądowej. Tak też się stało w dniu ogłoszenia wyroku, gdy Sąd Wojewódzki w Katowicach skazał go na karę śmierci.

Ogółem w sprawie Mieczysława Zuba przed sądem wystąpiło 24 osoby pokrzywdzone, 39 świadków i kilku biegłych psychiatrów. Eksperci uznali, że oskarżony był poczytalny w momencie dokonywania czynów zabronionych.

Kary tej nie wykonano, gdyż Zub wymierzył sobie sprawiedliwość sam – wieszając się 29 września 1985 roku w swojej celi. „Nie chciał czekać na kata” – skomentowali samobójstwo mordercy więzienni strażnicy.