Mona Lisa: kradzież nieprawdopodobna

Mona Lisa to bodaj najsłynniejszy obraz świata. Szaleństwem byłoby go ukraść. To, co wydaje się nieprawdopodobne, miało miejsce. Dokładnie 110 lat temu, w sierpniu 1911 roku. To była jedna z bardziej zuchwałych kradzieży w dziejach rynku sztuki.

Była ona tak zuchwała, że pracownicy Luwru przechodząc obok pustego miejsca, gdzie wcześniej wisiał obraz byli przekonani, że po prostu został on zabrany w celu zrobienia zdjęcia. Nikomu nie przyszło do głowy, że najsłynniejsze dzieło świata zostało po prostu skradzione. Dopiero następnego w Luwrze dnia wszczęto alarm. Był 22 sierpnia 1911 roku.

Ten obraz od wieków budzi ogromne zainteresowanie i nie ma chyba osoby, która by go nie znała. Przedstawia portret przeciętnej kobiety z Florencji, żony, matki, wiodącej zwykłe, ciche życie mieszczańskie. Mistrzowska technika malarska zastosowana przez Leonarda da Vinci sprawiła, że tajemniczy uśmiech tej kobiety stał się przyczyną dociekań znawców sztuki, a nawet analiz uniwersyteckich. Mistrz Leonardo dokonał tego, że obraz prezentowany w Luwrze jest odwiedzany przez około 10 mln osób zwiedzających to muzeum rocznie.

Mona Lisa. Gdzie ona jest?

Luwr każdego dnia przyciągał tłumy turystów i rzesze malarzy-amatorów. Pierwsi rozkoszowali się widokiem najpiękniejszych okazów sztuki europejskiej, drudzy zaś niestrudzenie ćwiczyli swój talent kopiując dzieła mistrzów.

Adepci malarstwa z całym swym dobytkiem pod postacią farb, pędzli, szkicowników, sztalug i płócien co dzień rano zajmowali strategiczne miejsca pod niedoścignionym wzorem. Louis Béroud, francuski malarz, zwykle zasiadał przy obrazie, który przedstawiał jeden z najsłynniejszych portretów kobiecych- kopiował Mona Lisę.

Lecz we wtorkowy poranek, 22 sierpnia 1911 roku, miejsce po tej tajemniczej damie było puste. Opuszczona ściana i cztery metalowe haki z niej wystające równie mocno zaintrygowały malarza. Początkowo sądził, że płótno zostało zabrane przez pracowników muzeum celem sfotografowania. Gdy jednak okazało się, że ani Salon Carré, ani żadna inna galeria w Luwrze, ani tym bardziej pracownia fotograficzna „nie widziały” Mony Lisy. Po muzeum przebiegł złowieszczy świst, oznajmiający, że Mona Lisa zniknęła!

Trudne pytania bez odpowiedzi

Na miejscu zdarzenia pojawiło się niemal sześćdziesięciu funkcjonariuszy! Galerie bezlitośnie nie udzielały odpowiedzi na pytanie, które nurtowało wszystkich już dobre kilka godzin. Odpowiedzi nie znali ani muzealnicy, ani policjanci. Jednak czas pędził naprzód. Odwiedzający Paryż goście byli wielce zdziwieni, że mekka sztuki, do której zmierzali, stoi przed nimi zamknięta i niedostępna.

W tym samym momencie Luwr dzieliła cienka granica od międzynarodowego skandalu i fali zainteresowania prasy, która nie będzie oszczędzała dyrekcji i ochrony zbiorów. Toteż podjęto decyzję, aby informację o kradzieży Mony Lisy zachować jak najdłużej w tajemnicy. Lecz zamknięcie muzeum, a także granic Francji oraz wzmożona kontrola wszelkich środków transportu ściągnęły niepowołaną uwagę na Luwr.

Wszelkie nadzieje na szybkie rozwiązanie sprawy i wymówienie się zamknięciem pałacu kłopotami z kanalizacją rozwiały się, gdy na schodach nieopodal Salonu Carré odnaleziono pustą drewnianą ramę, która jeszcze trzy godziny temu szczelnie otulała portret stworzony przez Leonarda da Vinci. Mona Lisa zniknęła naprawdę!

Popołudniowe wydania prasy francuskiej wykrzykiwały tę prawdę jeszcze głośniej. Teorie dziennikarzy, pragnących nadać nowy trop sprawie nie nastrajały optymistycznie ani dyrekcji Luwru, ani komendanta paryskiej policji. Na szczęście złodziej pozostawił po sobie unikalną wizytówkę – odcisk palca.

Ale skandal!

Wybuchł nieprawdopodobny skandal. Francuzi są bardzo do Mona Lisy przywiązani, a Luwr wydawał się znakomicie strzeżony, więc jak to się mogło stać? Gazety pełne były apeli o oddanie obrazu. Francuzi na ulicach rozdawali “nekrologi” zaginionej Giocondy, cały kraj domagał się natychmiastowego oddania renesansowego dzieła. Za odnalezienie Mona Lisy oferowano 50 tysięcy franków.

Dopiero w 1913 roku, do dyrektora muzeum Uffizi we Florencji zgłosił się antykwariusz Alfredo Geri. Otrzymał podejrzany list od niejakiego Leonarda Vincenza.

Faktycznie człowiek ten nazywał się Vincenzo Peruggia , miał 29 lat i był szklarzem pracującym w Luwrze. “Leonardo” było jego pseudonimem, którego użył w korespondencji, informując, że jest on w posiadaniu skradzionego obrazu Leonarda da Vinci. Antykwariusz i dyrektor muzeum umówili się z autorem listu na spotkanie w hotelu. Okazało się, że złodziej zaoferował do sprzedaży Mona Lisę, za którą chciał uzyskać pół miliona lirów (obecnie ok. 2,15 mln dolarów). Wezwano policję i złodzieja aresztowano.

Śledztwo wykazało, że motywy, którymi się Peruggia kierował nie były do końca szlachetne. Ukradł obraz dla zysku, jednak żadna z osób, której proponował sprzedaż nie chciała go kupić. Skazano go i w więzieniu spędził siedem miesięcy i dziewięć dni.

Żródła: rynekisztuka.pl, ciekawostki.online.pl,

fot. pixabay.com