Monika Osińska: zabójstwo Jolanty Brzozowskiej

Ćwierć wieku temu – w marcu 1998 roku, po raz pierwszy na karę dożywotniego pozbawienia wolności, skazano kobietę. Wyrok ten usłyszała Monika Osińska, pseud. Osa, oskarżona o zabójstwo Jolanty Brzozowskiej.

Wraz z dwoma kolegami – Marcinem Murawskim pseud. Jogi i Robertem Gołębiowskim pseud. Gołąb, na kilka miesięcy przed egzaminem dojrzałości, wpadli na pomysł rabunku, który zakończył się jednak krwawym morderstwem. Ofiarą padła 22-letnia koleżanka jednego ze sprawców. Choć pierwotny plan zakładał rabunek,  późniejszą sprzedaż łupów i pozyskanie pieniędzy na studniówkę, sprawcy mieli także przygotowany plan awaryjny.

Do jego wykonania potrzebowali rękawiczek, kija bejsbolowego, nogi od stołu oraz noża. Plan skrupulatnie wykonali z użyciem wszystkich narzędzi. Ponad 2 lata po dokonaniu makabrycznej zbrodni odbyła się rozprawa, w której polski sąd po raz pierwszy orzekł karę dożywotniego pozbawienia wolności wobec kobiety. Monika Osińska w chwili, kiedy zapadł wyrok skazujący, miała 21 lat.

Przypominamy zbrodnię, która ponad ćwierć wieku była szokiem dla opinii publicznej.

Mordercze trio

Monika Osińska, Marcin Murawski ps. Jogi i Robert Gołębiowski ps. Gołąb na kilka miesięcy przed egzaminem dojrzałości postanowili w szybki sposób się obłowić. W związku ze zbliżającą się studniówką brak pieniędzy jeszcze bardziej im doskwierał. Marcin Murawski pracował dorywczo w małej firmie jako kolporter krzyżówek. W ich głowach zrodził się pomysł napadu na biuro.

Marcin i Robert mieli w przeszłości niewielkie konflikty z prawem. Ten pierwszy został przyłapany na kradzieży auta. Z kolei Robert lubił się w twardych narkotykach, a jako nastolatek wymuszał pieniądze od młodszych dzieci. Kłopoty te zrzucano jednak na karb młodzieńczego buntu. Zresztą, zachowanie obydwu maturzystów nie zwiastowało niewyobrażalnej tragedii, do której mogą doprowadzić.

Monika Osińska  w ogóle nie miała problemów z prawem. Uczyła się dość dobrze, ale lubiła się zabawić. Choć miała ambitne plany na dorosłość, to ostatnią noc „wolności”, beztroski, studniówkowy bal postanowiła przepić i przećpać. Na to jednak potrzebne były pieniądze.

Dziewczyna spotkała się z Marcinem i Robertem w piątek w szkolnej stołówce. Była już w stanie sporego upojenia alkoholowego. Przekonała niedoszłych maturzystów, żeby odpuścili lekcje i poszli wraz z nią na wagary. Koledzy z równoległych klas przystali na ten pomysł i udali się na przechadzkę.

Wagarowicze zaczęli omawiać plan na zdobycie funduszy studniówkowych. Chcieli je przeznaczyć na narkotyki i alkohol. W końcu – studniówka jest tylko raz w życiu – mówili. To wtedy pojawił się pomysł rabunku. Celem napadu miał być Abigel – biuro, w którym pracował Marcin.

Weekend sprzyjał napadowi

Dlaczego akurat to miejsce? Marcin znał je doskonale. Dorabiał tam po lekcjach, ale pensja nie starczała mu na pełną uciechę z życia. Jednak ze względu na mnogość przedmiotów biurowych (przedsiębiorstwo zajmowało się kolportażem i drukowaniem materiałów prasowych), a także przez to, że Marcin cieszył się sympatią szefa (firma należała do biznesmena Krzysztofa Orszagha) stało się idealnym celem napadu.

Na co wpadli przyszli rabusie? Marcin postanowił wyprosić pracę dla Moniki. Szef przystał na propozycję swojego pracownika i zaprosił dziewczynę na rozmowę kwalifikacyjną. Tę miała przeprowadzić 22-letnia Jolanta Brzozowska. To szwagierka i prawa ręka Orszagha. Dziewczyna niedawno wprowadziła się do Warszawy, zbierając na wymarzony ślub i wesele. Była lubiana przez klientów Abigela, zawsze życzliwa i uśmiechnięta. Miała dobre kontaktu z Marcinem. Darzyli się sympatią.

W trakcie rozmowy chcieli zrabować zgromadzony w Abigel sprzęt, a później go sprzedać. Swój plan powoli wcielili w życie. Przed rozmową kwalifikacyjną Marcin, Monika i Robert zaczęli pić alkohol na Gocławiu i przygotowywali się do przestępstwa. Wiedzieli, że może dojść do rękoczynów – w końcu w biurze mógł być Krzysztof, a Jolanta mogła się stawiać. Zabrali ze sobą nóż, kij bejsbolowy, rękawiczki. Niby do obrony i zastraszenia pracowników, jednak nie wiadomo, czy zbrodnia nie kiełkowała w ich głowach od samego początku?

Niezależnie od tego umówili się na rozmowę między godziną 16 i 17. Komendę do ataku miała wydać właśnie Monika. Napastnicy wybrali się do siedziby firmy taksówką, trzymając wszystkie narzędzia przy sobie.

Gdy weszli do Abigela, Jolanta była kompletnie zdezorientowana. Myślała, że będzie rozmawiać tylko z Moniką. W drzwiach zobaczyła jednak Marcina i niewidzianego wcześniej Roberta.

Monika Osińska: rozmowa

Na początku było spokojnie i nic nie zwiastowało planowanego dramatu. Choć atmosfera zdawała się nerwowa, to Jola zaprosiła Marcina i Monikę do biura. Robert został przy wejściu. Pracownica firmy rozpoczęła procedurę rekrutacyjną, a Marcin – najpewniej pod pretekstem załatwienia czegoś w papierach – opuścił miejsce rozmowy.

Wraz z Robertem czekali na sygnał od swojej wspólniczki. Słyszeli jednak wyłącznie pytania o dotychczasowe doświadczenie zawodowe Moniki. Podekscytowany Gołębiowski nie chciał już dłużej czekać. Wparował do biura.

Robert natychmiast wymierzył Jolancie cios. Zszokowana kobieta błagała o litość, jednak było już za późno. Mężczyzna raz po raz okładał kobietę kolejnymi ciosami. Marcin z kolei dusił ofiarę, a następnie pobił kijem bejsbolowym. Na koniec wbił jej w szyję nóż. To nie wystarczyło rozjuszonym napastnikom – Jolanta dostała kolejne 12 uderzeń nożem. Jej ciało było zmasakrowane, krew była wszędzie.

Gdy mordercy oprzytomnieli i spojrzeli na ciało Jolanty, zaczęło im się robić niedobrze. Monika Osińska kazała zakryć ofiarę. Po wszystkim, jak gdyby nigdy nic – poszła do lodówki, aby coś zjeść. Była głodna. Następnie cała trójka zabrała dwa telefony, pagera i 400 zł. Sprzedali je paserowi i wyskoczyli na pizzę. Świętowali swój sukces…

Po tym czasie maturzyści pozbyli się śladów z krwi z ubrań oraz narzędzi zbrodni, pojechali autobusem w stronę Śródmieścia i jakby nic się nie wydarzyło, poszli na pizzę. Napastnicy od razu postanowili sprzedać łupy. W sumie ukradli 400 zł, dwa telefony, pagery, magnetowid oraz biżuterię. Każdy z nich zyskał kilkaset złotych.

Makabra

Piątek, 19 stycznia 1996 roku. Jak zwykle o tej porze śnieg i lód skuwają Warszawę. Do biura „Abigel” znajdującego się w bloku mieszkalnym na Tarchominie próbują dostać się dwie uczennice. Chcą skserować notatki do szkoły. Dzwonią dzwonkiem do drzwi jednak nikt nie otwiera.

Jedna z nich naciska na klamkę, żeby przekonać się, czy biuro rzeczywiście jest zamknięte. Wchodzą do środka i mówią głośno „dzień dobry”. Nikt nie odpowiada. Kilka sekund później znalazły zmasakrowane ciało Jolanty Brzozowskiej.

Jak wykazała sekcja zwłok Łącznie zabójcy zadali 22-latce kilkanaście ciosów nożem, nawet w oczy. Biegli patolodzy orzekli, że gdy nóż ugrzązł w czaszce zamordowanej, już nie żyła. Nie czuła już większości tych tortur. Na koniec Robert zwalił ciało Jolanty z biurka na podłogę.

Rusza śledztwo

Policjanci natychmiastowo rozpoczęli poszukiwania mordercy, jednak nie przypuszczali, że za tak okrutnym zabójstwem stać może trójka licealistów. Początkowo podejrzenia padły na właściciela firmy Krzysztofa Orszagha, bo to on jako ostatni widział Jolantę żywą. Mężczyzna miał jednak mocne alibi (widział się z żoną i miał spotkanie biznesowe), a także współpracował z organami ścigania.

Po oczyszczeniu z zarzutów Orszagh postanowił samemu dowiedzieć się, kto stoi za zabójstwem. Nie mógł znieść myśli, że w jego biurze zginęła młoda kobieta, siostra jego żony. Wynajął jasnowidza, a samemu skupił się na skradzionych sprzętach.

Dopiero po miesiącu śledczy ustalili, że za brutalną zbrodnią stoją licealiści. 

Młodzi byli nieostrożni i policja w końcu namierzyła wiadomości wysyłane za pomocą skradzionego pagera. “Jogi” jako jedyny przyznał się do winy i zeznał na niekorzyść przyjaciół. W końcu “Osa” i “Gołąb” przyznali, że brali udział w napadzie, ale uważali, że nie byli winni zabójstwa.

 – Ciężko mi o tym mówić, nie przyczyniłam się do śmierci tej kobiety. Wiem, że przepraszam to za małe słowo – powiedziała “Osa”.

Robert i Monika twierdzili, że brali udział w kradzieży i napadzie, podczas którego miało tylko dojść do ogłuszenia ofiary. Winę zrzucili na alkohol i amfetaminę. Ich zdaniem tylko Marcin planował zabójstwo.  

Monika Osińska zalała się łzami

Sąd jednak skazał zarówno Marcina Murawskiego, jak i Roberta Gołębiowskiego i Monikę Osińską na karę dożywotniego pozbawienia wolności.

20 marca 1998 cała trójka skazana została na dożywocie. Prowadzący sprawę sędzia podkreślił, że w swojej długiej karierze pierwszy raz miał do czynienia z tak obrzydliwą zbrodnią. Jej prymitywne pobudki, brak wyrzutów sumienia, brutalność i zimne zachowanie przestępców stawiały ich na równi z wieloma innymi mordercami. Dla sądu żadnym usprawiedliwieniem nie był wiek sprawców.

W czasie odczytywania wyroku Monika zalała się łzami.

Zanim zapadły wyroki dożywocia obrońcy wskazywali, że byli ludźmi z zupełnie przeciętnych, pełnych rodzin. Monika O. „chciała imponować, poszukiwała akceptacji”.  Gazetazoliborza.pl przytoczyła opinię z akt, z której wynikało, że uczyła się dobrze, a jej poziom inteligencji mieścił się w normie. Według biegłych dużą rolę w jej życiu odgrywały kontakty z rówieśnikami.

Cytowani psychologowie wskazywali, że cechował ją egocentryzm, choć „łatwo akceptowała zdanie grupy, przez co odczuwała lęk przed odrzuceniem”. Nie miała zatargów z prawem. Z relacji jednej z uczennic liceum, która znała ją w tamtym czasie, wynika, że Monika dominować w grupie. Zdarzało się, że posłuch starała się uzyskać agresją słowną.

Po kilku miesiącach Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok. W 2001 r. skazana zwróciła się do prezydenta z wnioskiem o obniżenie kary do 15 lat więzienia. Dostała odmowę.

Źródło: rmf.fm, umradetektywi.pl, polityka.pl., tvpinfo.pl

Na zdjęciuL Monika Osińska w czasie wizji lokalnej. Fot. viva.pl/ YouTube (screen)